Eksplozja polskiego talentu. Nie pukał, tylko wszedł do ligi z drzwiami

Materiały prasowe / Lechia Gdańsk / Na zdjęciu: Jan Biegański
Materiały prasowe / Lechia Gdańsk / Na zdjęciu: Jan Biegański

Jan Biegański rozegrał dopiero dwa pełne mecze w PKO Ekstraklasie, ale już potwierdził opinię niezwykle utalentowanego piłkarza. - Janek mierzy wysoko i twardo stąpa po ziemi - mówi Piotr Stokowiec, trener Lechii Gdańsk.

Wygląda na to, że Lechia Gdańsk na dobre uporała się z problemem z młodzieżowcem. Zanim błysnął Jan Biegański, w gdańskiej drużynie niepodważalną pozycję na tej pozycji miał Tomasz Makowski, a coraz odważniej do zespołu zaczął pukać Jakub Kałuziński. Żaden jednak nie oczarował w takim stopniu, jak Biegański. Mieli przebłyski, natomiast patrząc w szerszej perspektywie, trzeba powiedzieć jasno, że zarówno Makowski, jak i Kałuziński swoich szans nie wykorzystali.

Biegański pokazał się z dobrej strony już w zimowych sparingach. Zdobył nawet piękną bramkę z dystansu, a poza tym zaprezentował szeroki wachlarz zagrań. Rundę wiosenną w pierwszym składzie zaczął jednak Kałuziński, a tydzień Piotr Stokowiec postawił na Makowskiego.

Czas Biegańskiego przyszedł w trzeciej wiosennej kolejce w meczu z Rakowem Częstochowa. Miał tremę, przytrafiły mu się nieudane zagrania, natomiast całościowo się obronił. A w kolejnym spotkaniu z Górnikiem Zabrze wypadł spektakularnie. Kibice Lechii są nim zachwyceni. A Stokowiec triumfuje, bo wyciągnął Biegańskiego z I-ligowego GKS-u Tychy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!

- Janek generalnie oceniany jest pozytywnie, natomiast ja jako trener muszę patrzeć na to bardzo szeroko. Nie jestem niczym zaskoczony, bo znałem go już wcześniej, obserwowałem go w rozgrywkach Fortuna I ligi - mówi trener Lechii. Biegański był na liście takich klubów jak Liverpool, Arsenal czy Lazio (więcej TUTAJ), ale zdecydował się na metodę małych kroków i wybrał grę w PKO Ekstraklasie.

- Gra w I lidze to ogromny bagaż doświadczeń, a u nas Janek wygląda jeszcze lepiej. Nie popadamy jednak w hurraoptymizm. On sam mierzy wysoko i zdaje sobie sprawę, że może do tego dojść wyłącznie ciężką pracą - zastrzega Stokowiec.

Czym imponuje Biegański? Przede wszystkim swoją boiskową bezczelnością. To nic, że ma tylko 18 lat - zachowuje się jak największy ligowy wyjadacz. Emanuje pewnością siebie, nie boi się odezwać na boisku. Ma charakter, ale niesprawiedliwością byłoby chwalenie go wyłącznie przez pryzmat cech mentalnych. Jego największe atuty są czysto piłkarskie. Dobry przegląd pola, skuteczny odbiór, inteligencja boiskowa i bardzo dobre podanie, często ryzykownie, niekoniecznie do stojącego najbliżej kolegi.

Stokowca cieszy forma nastolatka, ale nie ukrywa, że są w jego grze mankamenty. - Mogę powiedzieć od kuchni, że analiza ostatniego meczu pokazała trzy sytuacje, w których Janek mógł i powinien zachować się lepiej. Chwalimy, ale też pokazujemy rzeczy do poprawy. Wymagamy od niego coraz więcej - podkreśla trener Lechii.

W pochwałach nie można też przesadzić, żeby młody zawodni nie odleciał. Choć z drugiej strony, z informacji uzyskanych od ludzi, którzy mieli z Biegańskim do czynienia w przeszłości, ustaliliśmy, że tzw. "sodówka" mu nie grozi. To trzeźwo myślący młody człowiek.

- Nie możemy zawodnika zagłaskać. On twardo stąpa po ziemi - w przenośni i dosłownie. Myślę, że nadmierny hałas wokół niego nie jest potrzebny - podsumowuje trener Stokowiec.

Jana Biegańskiego w akcji będzie można obejrzeć już w sobotę, kiedy w ramach 19. kolejki PKO Ekstraklasy Lechia zagra na wyjeździe ze Stalą Mielec. Początek meczu o godz. 15:00.

Czytaj również -> Ultimatum dla trenera Śląska?

Komentarze (0)