Pomocnik drużyny z Płocka, Dominik Furman, upatrzył sobie przeciwnika, ruszył na niego z impetem, zaatakował ciałem. Ale rywal sprytnie się zastawił, okazał się silniejszy i za chwilę wyprowadził akcję swojej drużyny. Było to starcie symboliczne. To był pierwszy kontakt z piłką Kacpra Kozłowskiego w PKO Ekstraklasie.
Było lato 2019 roku. Chłopak miał wtedy niespełna 16 lat. Dominik Furman to znany ligowiec z meczami w kadrze narodowej, grał przeciwko Włochom czy Francji, ma na koncie 150 meczów w Ekstraklasie.
Młody nie wystraszył się imponującego CV przeciwnika. Zresztą, gdyby nie młodzieńczy wyraz twarzy, nikt pewnie nie wiedziałby, że ten chłopak nie może jeszcze kupić piwa w sklepie. Niewysoki, ale postawny i silny, o znacznie solidniejszej budowie ciała niż u rówieśników. Ale to tylko dodatek, bo Kozłowski ze swobodą prowadzi piłkę, ma świetny repertuar zwodów, kapitalne pomysły na rozgrywanie akcji, gra niebanalnie. I wiedzą o tym futbolowi skauci z całego świata. Regularnie obserwują chłopaka.
Wrodzony dar do grania
Kozłowski od najmłodszych lat był pochłonięty futbolem. Pochodzi ze sportowej rodziny. Mariusz, jego ojciec, grał w Gwardii Koszalin. Był solidnym napastnikiem, bardziej walczącym niż technicznym. Zresztą syn odziedziczył po nim niesamowitą wolę walki, jednak dodał coś więcej. Mama, Iza, ćwiczyła judo. Kacper nigdy nic nie trenował, choć czasem piłkę odbiera, układając biodro w taki sposób, jakby miał doświadczenie w sztukach walki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienna sytuacja w polu karnym. Przyjrzyj się sędziemu
- To jego naturalny talent. Mógłby uprawiać każdy sport. Gdyby nie był piłkarzem, zostałby prędzej czy później reprezentantem kraju w innej dyscyplinie - nie ma wątpliwości Michał Zygoń, trener Kacpra z Pogoni Szczecin. - Gdy graliśmy w akademii w siatkówkę albo koszykówkę, wchodził na boisko i z miejsca się wyróżniał. W kosza rzucał, robił zmyłki, kozłował, zmieniał kierunki, miał naturalne rozumienie gry. To dar - uważa szkoleniowiec.
Do klubu ze Szczecina dołączył z Bałtyku Koszalin, gdy miał 13 lat. Wtedy interesowało się nim już pół Polski, oferty składały właściwie wszystkie czołowe kluby. Wybrał Pogoń. Czas pokazał, że słusznie.
- W regionie przerastał wszystkich i musiał znaleźć nowe wyzwanie. W Pogoni był bardzo mocny rocznik 2003, więc było to dla niego dobre środowisko do rozwoju - mówi Łukasz Korszański, trener Bałtyku i wychowawca Kacpra w szkole.
- Momentem, gdy wszyscy zobaczyliśmy, że to materiał na wielkiego piłkarza, był turniej w Rewalu. Wtedy Bałtyk zagrał z wielkimi firmami, Pogonią Szczecin, Lechią Gdańsk. Wygraliśmy a Kacper pokazał, że jest na zupełnie innym poziomie niż większość chłopców - wspomina Jakub Husejko, trener Kacpra w Bałtyku.
W drużynie Pogoni 2003, w tym czasie jednej z najmocniejszych w Polsce, szybko został liderem. - Jest liderem w każdym zespole, do którego wchodzi - mówi trener Zygoń.
"To jest moja dziewczyna"
Kacper od najmłodszych lat wychowywał się z piłką. To chłopak z podwórka. Trener Korszański: - Jak przejeżdżało się przez osiedle przy Żytniej, pewne elementy się nie zmieniały. Zawsze był ten sam płot, te same drzewa, ten sam parking i ten sam Kacper Kozłowski ganiający z piłką pomiędzy blokami.
Maciej Mateńsko, trener kadry wojewódzkiej, twierdzi, że nie będzie przesady w opinii, że dla Kacpra piłka była wszystkim. Że kocha ten sport miłością bezwzględną. - Na jednym ze zgrupowań kadry, kiedy chodziliśmy po pokojach sprawdzać chłopaków, jak weszliśmy do Kacpra, zastaliśmy obrazek, jak chłopak siedzi na łóżku i żongluje piłką. Gadamy sobie, poruszamy różne sprawy. W pewnym momencie pytam: "Kacper, a ty masz jakąś dziewczynę?". On podbija cały czas piłkę, ruchem głowy pokazuje w jej kierunku i mówi: "To jest moja dziewczyna" - opowiada Mateńko.
Postęp Kacpra był więc naturalny, zresztą i on sam zdawał sobie z tego sprawę. W rozmowie z "Super Expressem" powiedział, że chce być jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. - Pewny siebie tak, ale arogancki nie - mówi trener Korszański.
Krok po kroku Kozłowski piął się w górę, choć trzeba przyznać, że nie były to małe kroki. - Miał 15 lat i grał w Centralnej Lidze Juniorów z chłopcami starszymi o 3-4 lata. Był tam najlepszy. Poszedł do rezerw i tam też sobie radził bardzo dobrze. Myślę, że ta pasja była kluczowa - mówi trener Zygoń. - Kacper zawsze chciał grać. W pewnym momencie grywał w dwóch kadrach i w Centralnej Lidze Juniorów. Zagrał 3 mecze w krótkim czasie i zapaliła się nam czerwona lampka, że to za dużo. Dostał dwa dni wolnego. Po pierwszym dniu zadzwonił i zapytał, czy można to skrócić. Prosił: "Mamy jutro dwa treningi, to choć w jednym chciałbym wziąć udział" - śmieje się Michał Zygoń.
Przy czym ci wszyscy, którzy go znają, wiedzą, że ma dwie twarze. Z jednej strony pozytywny chłopak, emanujący wręcz radością i pasją. Z drugiej - tej boiskowej -chłopak zawzięty jak mało kto.
- Nigdy nie było dla niego straconych piłek, chciał być wszędzie, atakować i za chwilę bronić - mówi Korszański.
- Zawsze chciał wygrać, każdą gierkę - dodaje Mateńko.
- Każdego traktował jak przeciwnika do ogrania. Zdarzało się, że tracił piłkę, ale nie zrażał się tym, próbował dalej - zauważa Husejko.
Debiut, asysta i gol
W końcu przyszedł czas na piłkę seniorską. - Gdy zdobywaliśmy mistrzostwo Polski jako kadra województwa zachodniopomorskiego, nie było dla nas rywala. W eliminacjach i finałach graliśmy 10 meczów i wszystkie wygraliśmy. To się wcześniej nie zdarzyło. Wiedzieliśmy, że jak mamy Kacpra, to wygramy - mówi Mateńko.
W Pogoni Szczecin pierwszy raz trenerzy rzucili go na głęboką wodę, gdy miał 15 lat. Wystawili go w meczu 3-ligowych rezerw z Wdą Świecie. Zdobył bramkę i zaliczył asystę.
Dariusz Adamczuk, dyrektor akademii Pogoni Szczecin: - Nie było sensu dłużej go trzymać w piłce młodzieżowej. Mogliśmy wygrać mistrzostwo Polski juniorów, ale przecież nie o to chodzi.
Chłopakiem zaczęły interesować się duże kluby. Dzwonił Manchester United. Bayer Leverkusen zaprosił Polaka na kilka dni do siebie. - Po powrocie powiedział, że nie zrobi tam niczego, czego nie mógłby zrobić u nas - mówi Adamczuk.
Jakby nie było jutra
Zainteresowanie klubów z Zachodu zmalało po tym, jak Kacper miał wypadek samochodowy. Auto, którym jechał na trening z trójką innych młodych zawodników, zderzyło się z innym pojazdem. Kozłowski, który siedział na miejscu obok kierowcy, ucierpiał najbardziej. Złamał trzy kręgi odcinka lędźwiowego kręgosłupa.
- Szczęście w nieszczęściu było takie, że potrzebował takiej przerwy i rehabilitacja mu ją dała - uważa Adamczuk. - W tym czasie był bardzo mocno eksploatowany przez różne kadry i w pewnym momencie mogło dać to negatywne efekty.
Wkrótce Kozłowski wrócił na boisko, a klub zrobił mu miejsce w składzie. Żeby młody piłkarz mógł grać, Pogoń nie przedłużyła kontraktu ze Zvonimirem Kożuljem, który był jedną z gwiazd ligi. - Z punktu widzenia klubu to było zupełnie normalne. Kacper jest świetnym piłkarzem, a miał wtedy 16 lat, Zvonimir 27, więc to był prosty wybór -zapewnia Adamczuk.
Pogoń chucha i dmucha na zawodnika, ale czasem musi nim też mocniej wstrząsnąć. Gdy jakiś czas po wypadku trener Kosta Runjaić zauważył, że Kozłowski przyjeżdża na trening skuterem, poprosił go, by więcej tego nie robił. Młody przytaknął, ale za jakiś czas znowu jechał skuterem. Trener za karę odesłał go na dwa tygodnie do drużyny rezerw. Gdy działacze Pogoni podejrzewali, że młody zawodnik zaczyna zbyt często zadawać się z "grupą rozrywkową", pożegnali się z kilkoma piłkarzami.
W Szczecinie wiedzą, że Kacper to prawdziwy klejnot, który trafia się raz na wiele lat. - Do tych wszystkich cech trzeba jeszcze dodać motywację. Być może to jedna z najważniejszych cech, jakimi Kacper dysponuje - zastanawia się Daniel Trzepacz z portalu pogonsportnet.pl. - Trener mówi, że młody nawet jak nie zagra w trzech kolejnych meczach, i tak następnego dnia wychodzi na trening i pracuje tak mocno, jakby nie było jutra.
W piątek Kacper Kozłowski został umieszczony przez Paulo Sousę w szerokiej kadrze Polski na marcowe mecze eliminacji MŚ 2022 z Węgrami, Andorą i Anglią. Jeśli zagra w którymś z nich, zostanie najmłodszym reprezentantem Polski od czasu samego Włodzimierza Lubańskiego.
W niedzielę natomiast nowy selekcjoner zjawi się w Szczecinie na meczu Pogoń - Lech, by na żywo obejrzeć w akcji Kozłowskiego i dwóch innych swoich wybrańców: Sebastiana Kowalczyka i Tymoteusza Puchacza. Początek spotkania o godz. 15.
ZOBACZ Kamil Piątkowski - odkrycie Ekstraklasy idzie po swoje