Kamil Piątkowski w drodze do gwiazd. Młody Polak urzekł legendę futbolu

Materiały prasowe / RedBull Salzburg / Kamil Piątkowski od lipca będzie zawodnikiem RedBulla Salzburg
Materiały prasowe / RedBull Salzburg / Kamil Piątkowski od lipca będzie zawodnikiem RedBulla Salzburg

Niedawno Kamil Piątkowski był anonimowy, a teraz wydzwaniał do niego sam Paolo Maldini. 20-latek stał się bohaterem sensacyjnego transferu - przeszedł z Rakowa do Red Bulla Salzburg za 6 mln euro. To trzeci najwyższy transfer w historii Ekstraklasy.

Najgorszy był pierwszy trening w Rakowie Częstochowa. Podczas zgrupowania w Woli Chorzelowskiej zawodnik robił błąd za błędem. Obserwujący to Marek Papszun  wyraźnie dawał do zrozumienia młodemu obrońcy, że jego decyzje nie są właściwe. Schodząc z boiska, Kamil Piątkowski wyglądał na przybitego. Starsi koledzy podchodzili do niego i pocieszali, klepali po plecach. Tak jakby oblał właśnie egzamin na wyższą uczelnię, do którego przygotowywał się latami.

- Wiedzieliśmy, że to zawodnik z potencjałem, ale dokonywał złych wyborów. Można powiedzieć, że robił wszystko odwrotnie niż trzeba. Właściwie błąd gonił błąd - wspomina Maciej Kędziorek, ówczesny asystent trenera Rakowa.

Jak w banku

Ale Papszun wcale nie zamierzał go skreślać. - Początki były trudne, Kamil musiał się dostosować do naszych wymagań. Byłem stanowczy, ale to naturalna presja w piłce. Jeśli przestraszysz się trenera, to jak chcesz zagrać przed 20 tysiącami widzów przy Łazienkowskiej? To normalny proces - mówi nam dziś szkoleniowiec klubu z Częstochowy. Papszun wychodzi z założenia, że w futbolu wszystko dzieje się szybko. Nie ma wiele czasu, dlatego trzeba działać.

Piątkowski wytrzymał presję, grał coraz lepiej i dostawał kolejne szanse. - Miał początkowo problemy ze zrozumieniem tego, co gramy, ale nauczyłem się w życiu, że nie można skreślać młodego zawodnika, którego rozwój bywa nieprzewidywalny. W ciągu pół roku może urosnąć, zmienić się całkowicie. Oczywiście, w przypadku obrońcy to ryzyko, bo to bardzo odpowiedzialna pozycja, błędy są bardzo widoczne. Łatwiej wprowadzać piłkarzy ofensywnych - tłumaczy Papszun.

- Miał wsparcie nasze, całego sztabu, ale też starszych zawodników, Tomasa Petraska czy Andrzeja Niewulisa. Ich rola jest tu duża. Młodego piłkarza można łatwo "skasować", a nasi zawodnicy bardzo mu pomagali. Oczywiście, to jest tak, że jak dostaniesz wsparcie, musisz też coś z siebie dać. Pokazać, że na nie zasłużyłeś. Jak w banku. Wpłacasz, wpłacasz, ale w końcu chcesz te pieniądze wyciągnąć. I Kamil oddał, to co dostał. Jak solidny bank - obrazuje trener Rakowa.

Przy okazji konto bankowe klubu wzbogaciło się o konkretną kwotę. W poniedziałek piłkarz przeniósł się do Red Bulla Salzburg za zawrotną jak na nasze warunki kwotę 6 mln euro. - To bardzo dobra kwota, zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację na rynku związaną z pandemią. Nastąpiło zachwianie się rynku transferowego - zauważa Michał Świerczewski, właściciel klubu.

Wyłowiony z rezerw

Piątkowski tym samym stał się trzecim najdroższym - po Jakubie Moderze i Radosławie Majeckim - zawodnikiem wytransferowanym z PKO Ekstraklasy. O ile transfery tej dwójki były spodziewane, to przejście Piątkowskiego dla przeciętnego kibica jest bardziej niż niespodziewane.

- Nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Zwłaszcza patrząc na to, że od jakiegoś czasu pojawiało się sporo zapytań. To nowoczesny stoper, bardzo dobry pod względem motorycznym, a więc zawodnik o takiej charakterystyce, że jest pożądany na rynku - zauważa Świerczewski.

- Od początku miałem intuicję, że to będzie "to". Dochodziły do mnie bardzo optymistyczne sygnały dotyczące jego etyki pracy, przygotowania motorycznego. Napastnicy mówili, że podczas treningu bardzo nieprzyjemnie się przeciwko niemu gra, że jest bardzo agresywny - dodaje właściciel Rakowa.

Piątkowski w krótkim czasie wykonał duży skok - w półtora roku z piłkarza III-ligowych rezerw Zagłębia Lubin stał się trzecim najdroższym graczem w historii ligi i trafił do szlifierni diamentów, za jaki uchodzi klub z Salzburga. Raków obserwował go już od jesieni 2018 roku. Wtedy skaut Oskar Jasiński po raz pierwszy napisał raport, w którym stwierdził, że zawodnik rezerw Zagłębia pasuje do profilu klubowego. Razem z ówczesnym dyrektorem sportowym Łukaszem Piworowiczem zarekomendowali piłkarza. Świerczewski poprosił o obserwację dwóch specjalistów, m.in. późniejszego szefa skautingu w klubie Michała Kusińskiego.

- Oglądałem go w styczniu 2019 roku podczas obozu w Turcji. Miał bazę. Był szybki, dynamiczny, grał obiema nogami. To był materiał na dobrego zawodnika, a wiadomo, że Marek (Papszun - przyp. red.) buduje piłkarzy, więc powiedziałem, że to będzie świetny wybór - mówi nam Kusiński.

Papszun zauważa, że wielką zasługę w rozwoju piłkarza mieli jego wcześniejsi trenerzy: - Przychodząc do nas miał dobrą bazę, widać, że Zagłębie Lubin i wcześniejsze kluby, w których był, dobrze z nim pracowały.

Byli lepsi od niego

Piątkowski wychowywał się na osiedlu Sobniów w Jaśle. Podczas turnieju szkolnego utalentowanego 8-latka ze Szkoły Podstawowej nr 8 wyłowił trener Artur Tomaszewski, założyciel klubu UKS 6 Jasło. - Było widać, że ma spory potencjał, zaprosiłem go na treningi. W tym czasie był napastnikiem, strzelał sporo goli, choć nie mogę powiedzieć, że demolował rywali. Byli i tacy, którzy strzelali więcej - mówi nam Tomaszewski.

Na zdjęciu: Kamil Piątkowski (trzeci od lewej w górnym rzędzie)
Na zdjęciu: Kamil Piątkowski (trzeci od lewej w górnym rzędzie)

Jego popisowym numerem w tym czasie był strzał głową. Zresztą do dziś jest znakomity, jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. - Trenowali to z kolegą na podwórku. Kolega wrzucał, a Kamil strzelał. Potem podczas turniejów padało w ten sposób mnóstwo bramek. Kiedyś jeden z trenerów Cracovii powiedział: "Nieźle gracie, ale ten stały fragment gry to rewelacja". Nie mogę powiedzieć, że graliśmy piękną piłkę. Ale skuteczną - opowiada pierwszy trener Piątkowskiego.

Klub z Jasła lepił z tego, co miał. Ale też nie ma mowy o przypadku. Tomaszewski dbał o to, by przypadkowi trenerzy nie pracowali z dziećmi. Do dziś ma tu tylko szkoleniowców, którzy ukończyli Akademię Wychowania Fizycznego. Efekty pracy klubu to kilku zawodników, który weszli na poziom profesjonalny. Michał Rakoczy grał w Cracovii, Szymon Pankiewicz właśnie zadebiutował z Jagiellonii Białystok. Piątkowski jest perłą w koronie. Jego transfer do Red Bulla to wielka sensacja okna transferowego.

- Kamil był zawsze bardzo solidny, ale też naprawdę dobry technicznie. Kiedyś wygraliśmy turniej w Krakowie i pojechaliśmy na Adidas Cup do Warszawy. Co prawda w finale przegraliśmy z Wartą Poznań, ale podczas turnieju było sporo konkurencji technicznych. Jedną z nich było odbijanie piłki od reboundera (sprężynująca siatka - przyp. red.). Kamil długo nie pozwolił upaść piłce na ziemię, posługiwał się obiema nogami. Wygrał zdecydowanie - wspomina Tomaszewski.

Ważną rolę odegrała też osobowość chłopca. - Na naszym pierwszym turnieju weszliśmy do szatni, a tam siedzą chłopcy z Legii, ŁKS, Sandecji. No więc proszę pomyśleć, co czuli ci nasi chłopcy z klubiku w małym Jaśle, jak zobaczyli tych wszystkich rywali. Dostaliśmy straszny łomot, ale Kamil nie poddawał się. Nam nie szło, a on brał piłkę i próbował. Cały czas próbował, brał na siebie odpowiedzialność. Walczył do końca - mówi wychowawca Piątkowskiego. - Rósł cały czas i gdy po jakimś czasie pojechaliśmy na obóz w Szalowej, on już był najważniejszą postacią w drużynie - dodaje.

UKS Jasło prowadzi treningi do 13. roku życia. Potem zawodnicy szukają nowych wyzwań. Kamil był jednym z sześciu zawodników, którym zaproponowano przenosiny do Ośrodka Sportowego Szkolenia Młodzieży w Krośnie. OSSM-y to był dawny projekt Polskiego Związku Piłki Nożnej, wzorowany na francuskich Centrach Rozwojowych (Centre de Formation de Football - red.). Trenował w OSSM i grał w Karpatach Krosno.

Zawsze pracował więcej niż inni

- Przychodził do nas jako napastnik z lekką nadwagą - śmieje się Marek Adamiak, trener który przeprowadził chłopca do większej piłki. - Wzięliśmy grupę zawodników z Jasła, z którym rywalizowaliśmy w regionie. Można powiedzieć, że kilku chłopców miało większe możliwości. Ale Kamil miał kapitalny charakter. Już miał świadomość, pracował z psychologiem, zdrowo się odżywiał, bardzo ciężko pracował.

- Jeśli mówiłeś, żeby wykonać ćwiczenie spokojnie i "lekko", on zawsze zasuwał. Jeśli mówiłeś, że trzeba grać na maksa, on przekraczał swoje granice. Bardzo chciał się rozwijać. Często przychodził i prosił o dodatkowy trening. Szliśmy na boisko i szlifowaliśmy różne elementy. Zresztą, proszę zobaczyć na przebieg jego kariery. Tu nigdy nie było efektu "wow". Kamil idzie do przodu krok po kroku. Powoli, ale zawsze do przodu - zauważa Adamiak.

To trener Karpat zmienił chłopcu pozycję. - Jako napastnik był niezły, ale był statyczny, nie wykorzystywał potencjału. Widzieliśmy, że może dać drużynie dużo więcej. Przesunąłem go do środka pomocy. Nagle jego wpływ na drużynę znacząco się zwiększył, zaczął rządzić na boisku, rozprowadzać piłki, dyrygować - mówi szkoleniowiec pracujący obecnie w Beniaminku Krosno.

Kiedy Adamiak uwierzył, że ma do czynienia z zawodnikiem absolutnie nieprzeciętnym? - Byliśmy na zgrupowaniu w Kolbuszowej jako kadra Podkarpacia do lat 15. Niedaleko, w Woli Chorzelowskiej, zgrupowanie miała reprezentacja Polski w tej samej kategorii wiekowej. Trenerzy zadzwonili z propozycją sparingu. Kamil zagrał koncert. W środku pola dominował, był klasę wyżej od rywali, a my, jeśli dobrze pamiętam, wygraliśmy 1:0. Oczywiście zaraz trafił do kadry narodowej. nagle pojawiło się zainteresowanie największych polskich klubów. Wygrał Zagłębie Lubin, skąd po 3 latach czekania na szansę przeszedł do Rakowa.

Wtedy, w meczu kadry Podkarpacia z kadrą Polski, po raz kolejny objawiła się jego wielka siła mentalna. - Kamil ma ogromną pewność siebie. Oczywiście nie należy tego mylić z arogancją. Po prostu wierzy w swoje umiejętności - mówi Kędziorek, który jako asystent Papszuna pracował z zawodnikiem indywidualnie w Rakowie.

- Bardzo dobre jest to, że potrafi szybko "wrócić do gry", podnieść się po niepowodzeniu. Jeśli popełni błąd w trakcie gry, nie rozpamiętuje go, idzie do przodu. To bardzo dobra cecha. Myślę, że w Rakowie bardzo mocno poszedł do przodu jeśli chodzi o rozwój mentalny - zwraca uwagę Kędziorek.

Raków okazał się strzałem w "dziesiątkę". Klub dużo zainwestował w młodego piłkarza. - Sporo pracowaliśmy indywidualnie. Generalnie wychodzimy z założenia, że z młodymi zawodnikami trzeba pracować indywidualnie. Nie tylko na boisku, ale też poza, gdzie wykonywał pracę z trenerem mentalnym, trenerem motorycznym i resztą sztabu - zaznacza Papszun.

Pytania z całej Europy

Jeszcze pod koniec tamtego sezonu wiele osób mogło mieć wątpliwości, czy to jest zawodnik, który zawojuje polski futbol. W jednym z ostatnich meczów sezonu, na wyjeździe z Górnikiem Zabrze, popełniał rażące błędy. Wrócił silniejszy. Jesienią był już jednym z najlepszych ligowych obrońców.

Zaczęły pojawiać się zapytania z całej Europy. Glasgow Rangers, Fiorentina, Southampton, Udinese robiły największe wrażenie. Z tym ostatnim klubem Raków prowadził zaawansowane rozmowy. Włosi proponowali 3 mln euro.

- Kluby nie porozumiały się co do procentu od kolejnego transferu. Te 3-4 miesiące sporo zmieniły. Kamil został u nas, rozwinął się bardzo pod względem indywidualnym, ustabilizował formę, stał się jeszcze bardziej atrakcyjnym zawodnikiem - mówi Świerczewski.

Klub wytrzymał presję i wkrótce zaczęły spływać oferty znacznie bardziej atrakcyjne. Zawodnika obserwowała Borussia Dortmund, na transfer do AC Milan namawiał go sam Paolo Maldini, jeden z najlepszych obrońców w historii, a dziś dyrektor mediolańskiego klubu. Wiele zapytań Raków odrzucił, ponieważ Red Bull był konkretny, zdeterminowany ale też wiele wskazuje na to, że jest świetnym krokiem naprzód.

- Wygląda to na idealny wybór dla Kamila, poszedł do klubu, gdzie ma dużą szansę gry, dodatkowo w dobrej lidze, europejskich pucharach. Zależało nam na tym, żeby to był klub, gdzie będzie grał. Zresztą już na finiszu negocjacji mieliśmy zapytanie z klubu, który był gotowy przebić Salzburg, ale zostaliśmy przy tej propozycji - tłumaczy Świerczewski.

Zresztą nie było przypadku w tym kierunku. Już wcześniej właściciel Rakowa przyznał, że drużyny z koncernu Red Bulla są dla Rakowa wzorem, jeśli chodzi o sposób budowania zespołu. Klub z Częstochowy widzi w tym wielki potencjał na przyszłość. - Szukamy zawodników o podobnym profilu, więc nie wykluczam, że to nie jest ostatni transfer między naszymi klubami - mówi.

Kamil Piątkowski przy piłce
Kamil Piątkowski przy piłce

W sobotę, tuż przed finalizacją transferu, Piątkowski zagrał w przegranym przez Raków meczu z Pogonią Szczecin (0:1). Nikt nie miał do młodego zawodnika zastrzeżeń. Wręcz odwrotnie. Papszun: - Świetnie jego profesjonalizm było widać w ostatnim meczu. Było wiadomo, że następnego dnia jedzie na testy medyczne. Wiele osób miałoby z tym problem, żeby utrzymać poziom koncentracji. Kamil nie tylko utrzymał, ale był najlepszy na boisku.

Piątkowski dokończy sezon w Rakowie, a zawodnikiem Red Bulla zostanie 1 lipca. Jego nowy klub to hegemon ligi austriackiej. Wygrał ją siedem razy z rzędu i teraz zmierza po ósme kolejne mistrzostwo. Regularnie występuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów bądź Ligi Europy. Jesienią ubiegłego roku rywalizował w Champions League m.in. z Bayernem Monachium.

Klub z Salzburga transferuje piłkarzy do najlepszych lig Europy, nie tylko należącego do tego samego właściciela RB Lipsk. Był trampoliną dla takich zawodników, jak Erling Haaland (Borussia Dortmund) czy Sadio Mane (Liverpool).

ZOBACZ Jakub Moder - skąd się wziął najdroższy piłkarz Ekstraklasy

ZOBACZ Dlaczego tak mało polskich piłkarzy gra w topowych klubach

ZOBACZ WIDEO: Piłkarze zaszczepieni przeciwko COVID-19 przed mistrzostwami Europy? "Spokojnie czekamy na swoją kolej"

Źródło artykułu: