Z powodu rosnącej liczby zakażeń koronawirusem od poniedziałku przywrócono ostre obostrzenia w dwóch kolejnych województwach - mazowieckim i lubuskim. Decyzje te spowodowały, że co najmniej na dwa tygodnie ponownie zamknięto wszystkie obiekty: baseny, siłownie czy boiska piłkarskie.
Według przepisów, rozporządzenie nie dotyczy jedynie reprezentantów Polski i zawodowców. Może więc grać piłkarska ekstraklasa, a także I, II i III liga.
Od czwartego poziomu w dół, czyli amatorów, rozgrywki w trzech województwach zostały zamknięte. Sprawa dotyczy ok. 600 klubów.
- To niezrozumiałe rozgraniczenie - mówi nam Piotr Michalewicz. Prezes amatorskiego klubu MKS Odra Bytom Odrzański, występującego w okręgowej klasie zielonogórskiej, dowodzi, że ta sytuacja uderza w każdy klub w różny sposób, także finansowy.
- Przecież drużyna z wyższej ligi od nas, trzeciej, nie działa inaczej, nie jest zamknięta w jakiejś ochronnej bańce. Wiemy to, bo znamy te kluby - opowiada Michalewicz. - Ale one grać mogą. A my nie.
Przypomnijmy, że szczególny reżim sanitarny z obowiązkowymi testami dla całych sportowych ekip obowiązuje w ekstraklasie. W niższych zawodowych ligach nie ma takich "ostrych" wytycznych.
Ratowanie przed bankructwem
Michalewicz już w tym tygodniu w mediach społecznościowych przekonywał, że wprowadzone rozgraniczenia nie mają sensu. "Ktoś założył, że piłkarze od III ligi w górę są albo mniej podatni na COVID, albo wszyscy zostali zaszczepieni, albo są skoszarowani w jakiś specjalnych ośrodkach odciętych od świata zewnętrznego…" - to tylko fragment jego wpisu.
Jego zdaniem wstrzymanie rozgrywek może dla wielu klubów oznaczać po prostu bankructwo.
- Myślenie, że w ligach amatorskich nie ma pieniędzy, jest błędne. Tu także są prywatni sponsorzy, dotacje z urzędów miast. Zamknięcie lig może spowodować, że wpływy się nagle skończą. Ja się z tym nie godzę, to irracjonalne podejście, brak w nim logiki. Kuriozum polega na tym, że mimo odwołania rozgrywek my i tak spotkamy się na treningach czy podczas meczów sparingowych - wyjaśnia.
Prezes MKS Odra negatywnie wypowiada się również na temat rozgrywania zaległych meczów w środku tygodnia. Jego zdaniem będzie to groziło walkowerami.
- Zamknięcie nas na dłużej może spowodować ogromne konsekwencje. Rozgrywanie meczów w środku tygodnia to problem dla zawodników, którzy normalnie pracują zawodowo. Oni musieliby brać urlopy, ryzykować utratę pracy. Jeśli na meczu nie zjawiłaby się odpowiednia liczba graczy, groziłoby to walkowerem. To byłby fatalny strzał wizerunkowy dla sponsorów. Ich wycofanie mogłoby doprowadzić do upadku klubów.
Co dalej? Michalewicz wpadł na pomysł, jak ominąć wprowadzone obostrzenia.
Kontraktowi, czyli zawodowi
Prezes MKS Odry wpadł na pomysł, żeby ze swoimi piłkarzami podpisać umowy zlecenie, czyli zrobić z nich zawodowców, których restrykcje nie dotyczą. A że wielu z jego graczy nie ukończyło jeszcze 26. roku życia, koszty byłyby niewielkie.
We wtorek po południu kluby rozmawiały w tej sprawie z Lubuskim Związkiem Piłki Nożnej. Pojawiła się nadzieja, że rozgrywki zostaną wznowione.
- Od momentu, gdy dowiedzieliśmy się o planie wprowadzenia obostrzeń, myśleliśmy, jak to rozwiązać. Rozmawialiśmy ze związkiem i chyba udało się osiągnąć porozumienie. Aby wznowić rozgrywki, zawodnicy będą pobierali stypendium - tłumaczy Michalewicz.
I dodaje: - Na początku wprawdzie chcieliśmy obostrzenia ominąć w inny sposób, wprowadzając umowy zlecenie dla graczy. Związek znalazł jednak inne rozwiązanie, za co jestem wdzięczny. Porozumienie muszą teraz podpisać wszystkie kluby i wtedy wystartujemy ponownie.
Decyzja dot. wznowienia lig okręgowych powinna zapaść jeszcze w tym tygodniu.
Wielkie transfery? Media: Szykuje się wielka wymiana--->>>
Sebastian Mila: Lewandowski poruszy niebo i ziemię--->>>
ZOBACZ WIDEO: Kibice Legii Warszawa pod stadionem. Zdecydowany komentarz eksperta