Takie bramki nie padają co weekend. Nic dziwnego, że polscy kibice, którzy nie narzekają na nadmiar krajowych dryblerów, z miejsca oszaleli na punkcie tego 17-letniego zawodnika, który przecież gra zaledwie w drużynie juniorów Liverpoolu FC. Tęsknota za wielką piłką w narodzie jest ogromna. Na szczęście młody Mateusz Musiałowski pokazał, że nie ma kompleksów.
Korzeni tego talentu trzeba szukać w Częstochowie. Na pierwszy trening przyszedł do miejscowego Ajaksu, mając lat 5. Jeden z bliskich znajomych zawodnika zaznacza, że to była jedna z lepszych decyzji, która rzutowała na całą karierę. Chłopiec trafił do trenera Olka Brdąkały, który kompletnie nie interesował się wynikami drużyny. Liczył się tylko rozwój chłopców.
- A co mi przyjdzie z wygranego meczu? - śmieje się szkoleniowiec. - Nas od początku interesował tylko rozwój indywidualny. Trzeba wychować zawodników, żeby potrafili zagrać lewą i prawą nogą, żeby nie bali się kiwać, zrobić przewagi, minąć kilku rywali.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert zachwycony powołaniem 17-latka. "Może doczekamy się następcy Lubańskiego"
Mateusz Musialowski with an unbelievable goal for #LFCU18s at the weekend pic.twitter.com/EGCShBgQ9l
— Liverpool FC (@LFC) March 16, 2021
Ta akcja z Newcastle, podobno wcale nie najlepsza w wykonaniu młodego zawodnika, była jakby wyjęta z rozgrywek dzieci, gdzie ten najbardziej utalentowany mija początkujących rówieśników jak tyczki slalomowe, uderza na bramkę i zapewnia chłopcom wygraną w lokalnym turnieju. Różnica jest taka, że za tyczki slalomowe służyli defensorzy bardzo mocnej akademii z północy Anglii.
"Takiego talentu nigdy nie miałem"
Od początku Musiałowski trafił na bardzo dobrą grupę. - Co tu dużo mówić, trafił się rocznik - śmieje się trener. Choć trzeba pamiętać, że klub z Częstochowy jest ważnym miejscem na mapie regionu. Już teraz chłopcy stąd regularnie zasilają młodzieżowe grupy Rakowa Częstochowa. Szefowie Ajaksu niekoniecznie są z tego powodu szczęśliwi, ale taki jest urok tego wieku dziecięcego.
Zanim Musiałowski trafił do Rakowa, wygrał z kolegami sporo turniejów. W Ajaksie rywalizował z Olivierem Sukiennickim. Tworzyli atak, który był postrachem lokalnych turniejów. Tak naprawdę każdy z nich grał trochę pod siebie, nie zawsze widzieli się na boisku, ale taki jest urok tego wieku dziecięcego.
- Nigdy nikomu nie powiedziałem, żeby podał piłkę. W tym wieku nie można. Zresztą ta ich rywalizacja, kto strzeli więcej bramek, tylko ich napędzała. Jeden strzelił dwie, drugi chciał trzy. Nie można hamować talentu chłopaków - mówi Brdąkała. - A talent mieli. Mateusz od pierwszego treningu wiedział, co zrobić z piłką, ładnie prowadził, potrafił się odwrócić. Było widać, że może być dobry.
Potwierdzenie rodzice dostali w warszawskiej Barca Academy, gdzie kilka razy pojechał na trening i było jasne, że mógłby zostać. Ale dojeżdżać 2 godziny dziennie i drugie tyle z powrotem... to by było zbyt szalone.
W archiwach klubowych można znaleźć całą serie artykułów o wygranych turniejach, nagrodach. Zresztą razem z Sukiennickim i brakarzem Kacprem Trelowskim spotkali się potem w Rakowie. Ten pierwszy gra obecnie w angielskim Bradford i zdążył zadebiutować w seniorach, Trelowski jest wypożyczony z Rakowa do drugoligowego Sokoła Ostróda.
Raków w tym czasie miał wyjątkową grupę. - Kto wie, może nawet najmocniejszą w Polsce? Na pewno jedną z mocniejszych. Jeździliśmy na turnieje i wygrywaliśmy. Pamiętam, że wygraliśmy w pewnym okresie szesnaście kolejnych turniejów - mówi Tomasz Sobczak, wówczas trener Rakowa, obecnie szkoleniowiec w akademii Zagłębia Sosnowiec i szef projektu Centrum Treningu Indywidualnego.
- Z każdego turnieju Mateusz przywoził nagrodę dla najlepszego zawodnika albo najlepszego strzelca. To dlatego, że z reguły nie dają dwóch nagród jednemu zawodnikowi - śmieje się Sobczak.
Kilku zawodników już wyszło z Rakowa 2003 do piłki profesjonalnej, niektórzy dopiero wyjdą, w końcu wielu z nich nie skończyło jeszcze 18 lat. - Mateusz przyszedł do nas, mając 9 lat. Widziałem już wiele talentów, kilku moich piłkarzy weszło na szczebel centralny. Takiego talentu jednak nigdy wcześniej nie miałem - przyznaje Sobczak. - To był chłopak o niesamowitej koordynacji, przez co był też świetnie wyszkolony technicznie, bo bardzo dobrze wszystko przyswajał.
Podobno Klopp był pod wrażeniem
Musiałowski szybko zwrócił na siebie uwagę wielkich klubów. Był nawet na obozie z Legią Warszawa, ale rodzice nie byli przekonani co do przeprowadzki do Warszawy. Wybrali SMS Łódź, bo tam chłopiec mógł dojeżdżać dwa razy w tygodniu na treningi i w weekend na mecz. W Warszawie nie było na to zgody. Po SMS miał roczną przerwę. Doszło do konfliktu klubu z rodzicami, zawodnik nie został zgłoszony do rozgrywek i przez rok trenował sam.
Było jasne, że w Polsce długo nie pogra. Właściwie czekał na ukończenie 16. roku życia, żeby móc wyjechać do Anglii. Wiele wskazywało na to, że trafi do Arsenalu FC, gdzie był wiele razy na testach i trenerzy tamtejszej akademii długo wahali się, czy chłopca wziąć. Może za długo, bo do akcji wkroczyli ludzie ze Stellar Group i wysłali chłopca do Liverpool FC.
Na transfer naciskał podobno sam Juergen Klopp, który - jak pisali Anglicy, był pod wielkim wrażeniem umiejętności młodego Polaka. Dzięki filmikowi wrzuconemu przez konto klubowe wszyscy wiedzą, że nie było w tym cienia przesady. Choć do sukcesu jeszcze daleka droga, co tu dużo mówić, potencjał jest.