Kto sprawił, że Polska zagra na Wembley w pełnym składzie? Maciej Sawicki komentuje

Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

W piątek okazało się, że Robert Lewandowski będzie mógł zagrać na Wembley. Zbigniew Boniek dziękował premierowi Morawieckiemu, ale wielu kibiców i dziennikarzy zauważało, że działania premiera nie miały znaczenia. Co więc się działo za kulisami?

To był temat numer jeden w polskiej piłce od wielu dni. Czy Robert Lewandowski będzie mógł zagrać na Wembley? Na przeszkodzie stawały niemieckie obostrzenia dotykające tych, którzy wracali do tego kraju z Anglii.

Ze względu na to, że Niemcy uznawali Wielką Brytanię za kraj wysokiego ryzyka jeśli chodzi o koronawirusa, powracający stamtąd, również sportowcy, musieli się udawać na dziesięciodniową kwarantannę.

Bayern Monachium nie chciał nawet słyszeć o takim rozwiązaniu, bo oznaczałoby to absencję Polaka w niezwykle ważnym meczu z RB Lipsk i w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Korzystając z nowego przepisu FIFA (klub nie musi zwalniać piłkarza na mecz kadry jeśli po powrocie zawodnikowi grozi co najmniej pięć dni kwarantanny) monachijczycy szykowali się więc do zablokowania występu Lewandowskiego na Wembley, co potwierdził dyrektor klubu, Hasan Salihamidzić.

Działania podjęte natychmiast

W tej trudnej sytuacji wyjścia były dwa. Albo uzyskanie zwolnienia Lewandowskiego (i Piątka) ze wspomnianej kwarantanny, albo liczenie na to, że Niemcy generalnie poluzują restrykcje dla powracających z Anglii. W piątek wieczorem tak się właśnie stało. Instytut Kocha zarekomendował niemieckiemu rządowi poluzowanie wspomnianych obostrzeń i sprawa rozwiązała się sama.

ZOBACZ WIDEO: Kamil Grosicki niezbędny w reprezentacji? "Straciliśmy szybkość na skrzydłach"

W tym samym czasie, a więc w piątek wieczorem, Zbigniew Boniek oficjalnie podziękował premierowi Mateuszowi Morawieckiemu za pomoc w sprawie Polaków z Bundesligi. Co się zatem działo za kulisami?

Zapytaliśmy o to Macieja Sawickiego, Sekretarza Generalnego PZPN, który był bardzo blisko tych wydarzeń. - Od momentu wysyłania powołań wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja, zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia, że ze względu na obostrzenia między niektórymi krajami udział kilku piłkarzy w meczu na Wembley stoi pod znakiem zapytania. Dlatego od razu przystąpiliśmy do działania - mówi nam Sawicki. - Odbyliśmy wiele wideokonferencji ze stronami, których ta sprawa dotyczyła. Byliśmy w kontakcie z federacją niemiecką, angielską, francuską, z przedstawicielami UEFA i FIFA i zainteresowanymi klubami - wylicza działacz PZPN.

- Choć nasze relacje z Bayernem są bardzo dobre, to wiadomo, że w tym momencie ich interes i nasz jest rozbieżny. Robert Lewandowski gra tam co trzy dni, teraz na kadrze zagra trzy mecze w ciągu kilku dni, a trzy dni po meczu na Wembley znów niezwykle istotne spotkania: z RB Lipsk, być może decydujące o mistrzostwie Niemiec, a potem ćwierćfinał Ligi Mistrzów. A mówimy tutaj o najlepszym piłkarzu świata, bardzo potrzebnym i klubowi, i kadrze. No więc prowadziliśmy rozmowy na wielu frontach, tak jak tego wymagała sytuacja. Lobbowaliśmy gdzie się da, wiedzieliśmy, że w bawarskim sanepidzie można wywalczyć zwolnienie z kwarantanny dla zawodowych sportowców i to było naszym celem: żeby bawarska kwarantanna nie objęła Lewandowskiego - kontynuuje Sawicki.

Kto tu jest bohaterem?

Jak się okazuje, w drugiej połowie tygodnia sprawa nabrała wymiaru politycznego.
- Trzy dni temu nawiązaliśmy kontakty ze stroną rządową, premier Mateusz Morawiecki włączył się w pomoc, rozmawiał o tym z kanclerz Merkel. W piątek, w trakcie dnia, byliśmy już pewni, że nasza sprawa zostanie załatwiona. Wcześniejsza decyzja o tym, że Niemcy będą mogli skorzystać ze swoich piłkarzy grających w Anglii, wskazywała na to, że to jest możliwe. I, jak mówię, już w trakcie dnia, dotarły do nas sygnały, że wszystko zakończy się pomyślnie - przekonuje Sawicki. - A że wieczorem, po rekomendacji Instytutu Kocha, obostrzenia zostały zdjęte? I bardzo dobrze, bo to systemowo rozwiązało sprawę. Natomiast podkreślam: gdyby nawet nie zostały zdjęte, to mieliśmy sygnały, że nasi piłkarze na pewno będą zwolnieni z kwarantanny - uważa Sawicki.

Kto więc w tej sprawie jest bohaterem, kto ma największe zasługi? Jeśli chodzi o Instytut Kocha, to raczej niemiecki rząd wsłuchuje się w jego rekomendacje, a nie odwrotnie. Instytut nie sugerowałby luzowania obostrzeń między krajami tylko po to, żeby dwóch polskich piłkarzy mogło zagrać na Wembley.

Po prostu sprawy toczyły się dwutorowo. Instytut Kocha monitorował sytuację epidemiczną zgodnie ze swoim powołaniem, a strona polska (PZPN plus rząd) lobbowała w Niemczech na własną rękę o zwolnienie naszych piłkarzy z kwarantanny.

- Co czy kto finalnie przesądził? W tej chwili to mniej istotne, najważniejsze, że zostało to pomyślnie załatwione, choć wielu w to mocno wątpiło - odpowiada Sawicki. - Myślę, że każdy tu wykonał swoją pracę. My jako związek, przedstawiciele FIFA i UEFA, a także osoby z Kancelarii Premiera. I za tę pomoc podziękowaliśmy panu premierowi i jego ludziom. Nie siedzieliśmy z założonymi rękoma, wykonaliśmy dużo pracy w tym aspekcie, po prostu robiliśmy co trzeba, najważniejsze, że skutecznie.

Austriacy też zadowoleni

Jak się okazuje, pomyślne rozwiązanie sprawy ucieszyło nie tylko Polaków. - W sobotę rozmawiałem z sekretarzem generalnym austriackiej federacji piłkarskiej. Nie ukrywał pozytywnego zaskoczenia, bardzo był zadowolony, że sprawa została rozwiązana, bo Austriacy już się nawet pogodzili z tym, że nie mogliby skorzystać z 8 piłkarzy z podstawowego składu występujących w klubach Bundesligi na ich czwartkowy mecz ze Szkocją. Skontaktował się ze mną również dzisiaj zastępca sekretarza generalnego FIFA i serdecznie pogratulował, że sprawa została rozwiązana, doceniając nasz wkład i determinację w poszukiwaniu satysfakcjonującego rozwiązania w tym całym zamieszaniu - kończy Sawicki.

Źródło artykułu: