Trener Paweł Janas wyjątkowo ofensywnie ustawił swoich podopiecznych. W podstawowym składzie wyszło aż czterech napastników, ale Piotr Grzelczak i Przemysław Oziębała pełnili rolę skrzydłowych. Ten drugi nie nagrał się jednak zbyt wiele, bo wskutek starcia z Dejanem Ognjanoviciem nabawił się kontuzji pleców i przedwcześnie opuścił murawę.
Grzegorz Wesołowski postawił w ataku tylko na Rafała Kujawę, ale sporo do powiedzenia w akcjach ofensywnych mieli boczni pomocnicy. Przede wszystkim Tomasz Ostalczyk, który z łatwością wkręcał w ziemię Łukasza Brozia.
Kibice przy alei Piłsudskiego oglądali jednak mało interesujące widowisko. Rzadko kiedy oglądano ładne akcje, brakowało sytuacji podbramkowych, a dominowała agresja i nieprzepisowe zagranie.
Po raz pierwszy groźnie pod bramką Bogusława Wyparły było po uderzeniu głową Jarosława Bieniuka. W tej sytuacji golkiper ŁKS stanął jednak na wysokości zadania. Podobnie jak w doliczonym czasie pierwszej połowy, gdy Marcin Robak dostał znakomite podanie od Grzelczaka. Napastnik Widzewa, mając przed sobą tylko bramkarza, uderzył prosto w niego. I to, z ciekawych sytuacji byłoby na tyle.
Wart uwagi jest fakt, iż pierwsza część gry została przedłużona o sześć minut. Wszystko dlatego, że decyzją delegata PZPN Tomasza Miętkiewicza mecz w pewnym momencie... został przerwany. Powód? Race odpalane przez kibiców (fani obu ekip rzucali nimi w siebie), palone transparenty i jeden, o którego zdjęcie prosił delegat.
Drugą połowę świetnie rozpoczęli goście. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Piotra Klepczarka bramkę strzałem szczupakiem zdobył Mariusz Mowlik. Maciej Mielcarz pozostał bez szans, zawinili w kryciu obrońcy.
Chwilę później ŁKS mógł, a właściwie powinien, prowadzić 2:0. Jeden z zawodników Widzewa przypadkowo zagrał piłkę do Adriana Świątka, a ten w sytuacji sam na sam pokonał Mielcarza. Sędzia odgwizdał pozycję spaloną, ale niekoniecznie była to decyzja słuszna. - Wydaje mi się, że ten gol powinien zostać uznany - powiedział po meczu Mowlik.
Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Akcję prawym skrzydłem przeprowadził Adrian Budka, dośrodkował w pole karne, gdzie znajdował się Robak. Napastnik Widzewa nie zmienił toru lotu futbolówki, na co przygotowany był Wyparło, i pozwolił jej wpaść do siatki.
Podopieczni trenera Janasa poszli za ciosem. W roli głównej - znów Budka, który wyłożył Matusiakowi piłkę jak na tacy. To pierwsze ligowe trafienie byłego reprezentanta Polski w barwach łódzkiego klubu. - Mam nadzieję, że przekonałem tym do siebie trenera i teraz będę grał częściej - przyznał.
Przez ostatnie pół godziny obie drużyny dążyły do kolejnego gola. Widzew chciał powiększyć przewagę, ŁKS - doprowadzić do wyrównania. Braku ambicji i zaangażowania piłkarzom zarzucić nie można, ale sił już tak. Podczas wyprowadzania kontry, Matusiak (jako jedyny napastnik w końcówce) nie był w stanie dobiec nawet do pola karnego. Choć tego występu do najbardziej udanych zaliczyć nie może, to zwycięskiej bramki w 59. derbach Łodzi nikt mu nie odbierze.
- Goście wysoko postawili poprzeczkę i nie było to dla nas łatwe spotkanie. Chcieliśmy wygrać za wszelką cenę i to się udało - stwierdził Budka - bohater piątkowego spotkania.
Widzew Łódź - ŁKS Łódź 2:1 (0:0)
0:1 - Mowlik 49'
1:1 - Budka 56'
2:1 - Matusiak 59'
Składy:
Widzew Łódź: Mielcarz - Broź, Ukah, Bieniuk, Dudu, Oziębała (17' Budka), Kuklis, Durić (46' Panka), Grzelczak, Matusiak, Robak (74' Szymanek).
ŁKS Łódź: Wyparło - Radżius, Adamski, Mowlik, Klepczarek, Ostalczyk (81' Woźniczka), Kascelan, Łakomy (73' Sierant), Ognjanović (65' Djenić), Świątek, Kujawa.
Żółte kartki: Kascelan, Kujawa, Mowlik, Świątek (ŁKS).
Czerwona kartka: Kascelan /po meczu za dyskusje z sędzią/ (ŁKS).
Sędzia: Piotr Wasielewski (Kalisz).
Widzów: 9500.
Najlepszy piłkarz Widzewa: Adrian Budka.
Najlepszy piłkarz ŁKS: Mariusz Mowlik.
Piłkarz meczu: Adrian Budka.