Rozegrał w reprezentacji 17 meczów i zdobył tylko dwie bramki, ale jedna z nich otworzyła reprezentacji Polski drzwi do MŚ 1974, z których Orły Górskiego wróciły ze srebrnymi medalami. 17 października 1973 roku Biało-Czerwoni zremisowali na Wembley 1:1. Jan Tomaszewski wyczyniał cuda na linii bramkowej, ale bez gola Jana Domarskiego wrócilibyśmy z Anglii na tarczy.
Zabójczy kontratak, po którym zdobył bramkę, to klasyka polskiego futbolu. Choć kiedyś sprowadził swój udział w tej akcji do "przyszła, naszła, zeszła, weszła", od blisko pół wieku tłumaczy, że jego uderzenie nie było dziełem przypadku.
Jego najsłynniejsze trafienie docenili dziennikarze "The Times" i umieścili na liście 50 najważniejszych w historii futbolu. A przecież gdyby Włodzimierz Lubański nie był kontuzjowany, nie był Włodzimierz Lubański, Domarski prawdopodobnie w ogóle nie zagrałby w tamtym meczu...
Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Minęło niemal pół wieku, a my wciąż żyjemy meczem z 1973 roku...
Jan Domarski, były reprezentant Polski: Z jednej strony cieszę się, że te wspomnienia są w świadomości kibiców i cały czas wracają, ale faktycznie, nigdy bym nie zakładał, że przez tak długi okres nie będziemy w stanie odnieść ani jednego zwycięstwa z Anglikami.
ZOBACZ WIDEO: Co z kadrą bez Roberta Lewandowskiego? "Trener już dwa razy nie trafił ze składem"
To kompleks?
Ja patrzę na to trochę inaczej. Uważam, że zarówno wtedy, jak i teraz mamy średni zespół. Reprezentacja Anglii to zawsze była wyższa półka. W tym tkwi problem. Gdy wpadamy na przeciwników tej klasy, mamy wielkie oczekiwania, a rzeczywistość boleśnie je weryfikuje.
Remis 1:1 po pana bramce dał nam wtedy awans do mundialu, ale wszyscy okrzyknęli bohaterem Jana Tomaszewskiego. Czuje się pan niedoceniony?
Gdybym nie pochodził z Podkarpacia, pewnie więcej by o mnie pisali. To zawsze był region z drugiego planu i tak to odbierałem. Może nawet dobrze, że szum nie był zbyt duży. Niektórzy lubią się pchać na piedestał, a ja zawsze byłem skromniejszy. Nie mam parcia na szkło, nigdy go nie miałem, więc nie przeszkadza mi to.
Legendarny Peter Shilton popełnił błąd przy pana strzale i przepuścił piłkę pod brzuchem. Niektórzy mówią, że nie uderzył pan tak, jak chciał. Jakie miał pan myśli przy tym strzale?
Uderzenie było dość precyzyjne, a interwencja Shiltona to już nie moja sprawa. Każdy kto, oglądał spotkanie, widział, że biegłem prawie z połowy boiska, by to wykończyć. Grzegorz Lato podał mi idealnie, ale miałem tylko jedną możliwość - strzelać z pierwszej piłki. Nie mogłem kombinować z przyjęciem. Gdybym się na to zdecydował, zrobiłbym głupstwo, bramka by pewnie nie padła i nie mielibyśmy czego wspominać.
Dziś 74. urodziny obchodzi były reprezentant Polski - Jan Domarski.
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 28, 2020
Życzymy dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego!
Ten gol strzelony Anglii na wagę awansu na mistrzostwa świata pozostanie na zawsze w naszych sercach!
Jak nagrodzono kadrę za tamten remis? Były jakieś premie, talony, a może tylko uścisk dłoni dygnitarzy partyjnych?
Szczerze mówiąc, już nie pamiętam. My mieliśmy trochę inne podejście niż dzisiejsi piłkarze. Uważaliśmy, że opłaca się grać dla Polski. Chcieliśmy wychodzić na boisko z orzełkiem na piersi i głównie to nam przyświecało. Każdy dążył, by zostać jak najlepiej zapamiętanym.
Marzyliście też pewnie o zagranicznym wyjeździe.
Oczywiście, tego akurat chciał każdy z nas. Po mundialu w 1974 roku, gdyby nas tylko puścili, wyjechalibyśmy wszyscy. Mi udało się podpisać kontrakt we Francji dopiero w 1976 roku, bo wcześniej nie było szans. Żeby szybko dostać taką zgodę, trzeba było mieć znajomości w Warszawie. Nie udało mi się tych spraw załatwić, a już po mistrzostwach świata miałem dobre propozycje z Holandii i Francji.
Czym się pan zajmuje teraz? Cały czas żyje pan futbolem?
Ostatnio krótko pracowałem jako trener w Kotwicy Korczyna. To klub z klasy okręgowej, ale byłem tam tylko dwa miesiące na zasadzie przyjacielskiej przysługi. Grałem kiedyś w piłkę z ojcem prezesa Patryka Fryca. Były problemy w drużynie, poprosili, żebym im pomógł, więc się zgodziłem. Nie chcę jednak dłużej pracować jako szkoleniowiec. Mam już 74 lata, niech się tym zajmują młodsi. Jestem zatrudniony w Podkarpackim Związku Piłki Nożnej.
Sądzi pan, że w środę może dojść do przełomu i uda nam się wreszcie zagrać z Anglikami tak, żeby zbudować nowe wspomnienia?
W piłce wszystko jest możliwe, więc czemu nie? Nie zastanawiałem się nad naszymi szansami, ale futbol widział już niemałe cuda.
Tylko cud może nas uratować? Nie będzie Roberta Lewandowskiego, a to gigantyczne osłabienie.
Nie ma ludzi niezastąpionych. W 1973 roku na Wembley zabrakło Włodzimierza Lubańskiego i do gry wszedłem ja. Potem, gdy nie było mnie, szansę dostał Andrzej Szarmach. Myślę, że trener Paulo Sousa wymyśli taką taktykę, żeby sobie bez Lewandowskiego poradzić. Sporo nowego pokazał nam już w spotkaniu z Węgrami, podobnie było z Andorą, więc i w środę czymś pewnie zaskoczy. Może zagra na trzech napastników? Wtedy jest szansa, że któryś coś strzeli.
Zatrudnienie Portugalczyka było wielkim zaskoczeniem. Popierał pan zwolnienie Jerzego Brzęczka?
Nie ukrywam, że mocno się wtedy zdziwiłem, ale nie wiem, co zrobiłbym na miejscu Zbigniewa Bońka. Ta decyzja wymagała bycia bardzo blisko reprezentacji i dostrzegania tego, czego nie widzieli kibice. My dyskutujemy o sprawie z dalszej perspektywy i łatwo o jakiś błędny wniosek. Dopiero czas pokaże, czy prezes PZPN postąpił słusznie. Zweryfikują to wyniki Paulo Sousy.
Jaki jest pana typ na mecz z Anglią?
Nie bawię się w gry hazardowe, więc nie będę stawiał na konkretny rezultat. Życzę naszym kadrowiczom, żeby przynajmniej zremisowali.
Czytaj także:
Eliminacje MŚ 2022. Polska - Andora. Grzegorz Lato zniesmaczony, mocne słowa króla strzelców mundialu
Eliminacje MŚ 2022: Polska i Węgry łeb w łeb, ale lider jest inny. Zobacz tabelę