Niecałe dwie minuty wystarczyły Kamilowi Jóźwiakowi, aby przywrócić Polsce nadzieję w Budapeszcie. Najpierw asysta, a potem gol sprawiły, że Biało-Czerwoni znów uwierzyli w siebie i ostatecznie zremisowali 3:3. Z Andorą (3:0) były gracz Lecha Poznań dołożył asystę, a i na Wembley przeciwko Anglikom (1:2) pokazał się z dobrej strony.
Do klubu wracał z lekkim niedosytem, jeśli chodzi o zdobycz punktową, ale zadowolony z tego, co pokazał. Jak się okazuje, również Wayne Rooney, trener Kamila w Derby County, był usatysfakcjonowany tym, co zagrał na kadrze jego podopieczny. Z piłkarzem, którego śmiało można uznać za odkrycie pierwszych meczów Paulo Sousy, rozmawialiśmy o eliminacjach mundialu, nadziejach związanych z finałami Euro 2020, a także przekonaniu, że prędzej czy później zagra w Premier League.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Wszystko toczy się u ciebie błyskawicznie. W środę występ na Wembley, a już w piątek mecz w lidze.
Kamil Jóźwiak, piłkarz Derby County i reprezentacji Polski: Tempo jest faktycznie bardzo wysokie. Między meczem z Anglią a występem przeciwko Luton Town nie minęło nawet 48 godzin. Nawet byłem trochę zdziwiony, że znalazłem się w kadrze na Luton. Myślałem, że po kadrze klub uzna, że mam odpocząć. Ale trener Rooney powiedział, że jestem w dobrej formie, mogę zrobić różnicę, więc chce mnie mieć do dyspozycji. Prowadziliśmy w tym meczu 2:0 i wtedy też pomyślałem, że już nie zagram. Dostałem jednak 30 minut. I fajnie, bo to świadczy, że mocno tu we mnie wierzą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski nie powstydziłby się takiego gola! Wow!
Wielu uważa, że jesteś największym wygranym ostatnich meczów kadry.
W każdym z trzech meczów zaznaczyłem obecność na boisku. Z Węgrami gol i asysta, z Andorą asysta, a z Anglikami też nie było źle. Grałem na piłkarzy, którzy są warci 60-70 milionów funtów, ale nie miałem kompleksów. Z całego sezonu reprezentacyjnego jestem zadowolony. Uważam, że zagrałem jeden słaby mecz - z Włochami na wyjeździe. Ale tam wszyscy wypadliśmy poniżej oczekiwań. Generalnie jednak mój cel jest jasny: pierwszy skład na Euro.
A po powrocie do klubu była okazja porozmawiać o meczu Anglia - Polska?
Trener Wayne Rooney był zadowolony. Usłyszałem: "Fajnie, fajnie było, ale najważniejsze, że Anglia wygrała".
To "fajnie" odnosiło się do twojego występu w tym meczu?
Tak. Już wcześniej mi przekazano, że Rooney był zadowolony z tego, co pokazałem. A jako Anglik cieszył się z wygranej narodowej drużyny.
Czyli upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Jego zawodnik pokazał się z dobrej strony i jego zespół zgarnął trzy punkty.
Na to wychodzi. W ogóle to wszystko jest niesamowite. Przecież pamiętam, gdy mecz Anglia - Polska oglądałem w telewizji jako dzieciak. Rooney strzelił nam gola, Anglicy wygrali. Mija kilka lat, a ja najpierw gram z nim w jednym zespole, a teraz jest moim trenerem.
Do dużych nazwisk, jeśli chodzi o trenerów w Derby, masz szczęście. Najpierw Phillip Cocu, teraz Rooney...
To prawda. Co do Cocu, to szkoda mi go, bardzo szkoda. To on sprowadzał mnie do klubu, wierzył we mnie, bardzo mnie chciał. Miał swoją filozofię budowania drużyny i się jej trzymał. Nie pomogły mu kontuzje w zespole. A Rooney? Grał na najwyższym światowym poziomie. To widać w wielu aspektach. Jeszcze gdy graliśmy razem, wiedziałem, że gdy ma piłkę, w ciemno mogę ruszać do przodu. Bo albo poda mi między nogami obrońcy, albo przerzuci nad nim piłkę. Wielka klasa, niesamowita wizja gry. I jako były świetny napastnik ma praktyczne porady. W tej czy tamtej sytuacji mówi mi: "Kamil, ustaw się tutaj. Ja tak robiłem i z tej pozycji, z tej sytuacji zdobyłem sporo goli". Patrząc na jego statystyki, mogę mu wierzyć w ciemno.
A Rooney bierze jeszcze czasem udział w treningach, czy już tylko obserwuje i dyryguje z boku?
Do "dziadka" najczęściej posyła asystentów. Sam już raczej stoi z boku. No chyba że jest jakiś element gry, w którym wciąż czuje się mocny, to wtedy się włączy. Głównie jednak prowadzi zajęcia jako trener.
Po trzech meczach reprezentacja Polski ma cztery punkty. Mogło być i lepiej, i gorzej. A jadąc na zgrupowanie, na ile "oczek" liczyłeś?
Uznawałem, że siedem byłoby w porządku. Wygrane z Węgrami i Andorą plus remis z Anglikami. Teraz ktoś może powiedzieć, że cztery punkty to przeciętny dorobek. OK, ale dwie sprawy. Po pierwsze, mamy już za sobą mecze na wyjeździe z dwoma najtrudniejszymi rywalami. Jesienią to my ich podejmiemy. Po drugie, patrząc na przebieg meczu z Węgrami, remis trzeba szanować. Przegrana tam byłaby katastrofą, a przecież w pewnym momencie taki scenariusz był realny.
Był realny, ale wtedy pojawiłeś się na boisku. Pamiętasz inny mecz, w którym tak szybko zmieniłeś jego oblicze?
Może w juniorach, ale w seniorach nie! W ciągu dwóch minut miałem asystę i gola. Faktycznie, szybko to poszło. Udało się konkretnie pomóc drużynie i to najważniejsze.
Potem był mecz z Andorą, a następnie z Anglią, ale tu znów zacząłeś na ławce. Byłeś rozczarowany?
Na pewno tak. Ale to takie zdrowe rozczarowanie! Przecież każdy ambitny piłkarz chce grać od początku. I nawet jak ci trener wytłumaczy, że chciał, abyś wszedł na podmęczonego rywala, bo będziesz miał więcej miejsca, to... takie tłumaczenie przyjmujesz częściowo. Ambicja cię zżera i zawsze chcesz grać od pierwszej minuty. Wchodząc na boisko, miałem podwójną motywację, żeby pokazać, że zasługuję na pierwszy skład.
A jak się w ogóle pracuje z Paulo Sousą? Wyjazd do Anglii pewnie ci się przydał, bo teraz w kadrze obowiązuje język angielski...
Tak, choć... Po pierwsze język angielski u trenera Sousy, jako Portugalczyka, jest o wiele łatwiejszy do zrozumienia niż u Anglika.
Jak choćby u Wayne'a Rooneya.
Dokładnie. Pochodzącego z Liverpoolu, połykającego słowa. Ale i do takiego angielskiego już zdążyłem się przyzwyczaić i wiem, czego trener Derby oczekuje ode mnie na boisku. A po drugie, ja w Lechu byłem w radzie drużyny, mieliśmy wielu cudzoziemców, więc tym angielskim zawsze operowałem.
A co z trenerską filozofią Sousy? Uda mu się odnieść sukces z Polską?
Mam wielką nadzieję, że tak! Teraz było mało czasu, wszyscy w Polsce debatowali nad ustawieniem, a trener nie bał się, wprowadzał nowości, zmieniał, rotował. Wierzę, że to przyniesie sukces, bo przed Euro będziemy mieli więcej czasu, żeby to wszystko doszlifować.
Grupę mamy taką śliską: Hiszpania, Szwecja, Słowacja.
To chyba dobre określenie. Hiszpania to wiadomo. Ale i ze Szwedami też niespecjalnie nam szło. Mimo to wierzę, że z niej wyjdziemy, że to Euro będzie w naszym wykonaniu przypominało to Euro 2016. Najważniejsze, żebyśmy się zdołali zregenerować przed turniejem.
No właśnie. Do lata będziesz miał w nogach jakieś 50 meczów. Sporo.
Tak, ale pocieszam się tym, że Championship zakończy rozgrywki jako pierwsza. Przed finałowym zgrupowaniem będę miał dwa tygodnie przerwy. Pierwszy na pewno poświęcę na pełny odpoczynek.
Pytanie, w jakim humorze przyjedziesz na kadrę. Ten sezon jest dla Derby bardzo trudny. Z utrzymaniem nie powinniście mieć problemu, ale przecież nie o to chodziło.
Dokładnie. Ja też przychodziłem tu walczyć o awans do Premier League. Bo takie plany miało Derby w każdym z ostatnich sezonów. No cóż, w tym sezonie trzeba się utrzymać, a w przyszłym znów zaatakować czołowe pozycje. Ja wiem, że prędzej czy później i tak w Premier League zagram. Wiem też, że w kadrze gram z piłkarzami, którzy na co dzień grają w bardzo mocnych klubach.
Jeden z nich zagrał właśnie przeciwko Manchesterowi United. Jakub Moder. Coś pewnie o nim słyszałeś...
Ha ha! Mój przyjaciel od lat. W tym przypadku zero zazdrości. Jestem przekonany, że z Kubą jeszcze się w Premier League spotkamy. Tylko każdy z nas ma do niej inną drogę.
Obaj trafiliście do Anglii z Lecha. Ostatnio waszemu byłemu klubowi idzie wyjątkowo słabo. Przyglądasz się sytuacji?
Oglądam praktycznie każdy mecz Lecha. Wiem, że nie jest łatwo poukładać zespół po wielu zmianach. Ale też jako wychowanek tego klubu pamiętam czasy, gdy porażka w meczu była odbierana jako tragedia, jako coś wręcz niedopuszczalnego. Każdy, kto reprezentuje barwy Lecha, musi to rozumieć.
Wracając na Wyspy. Wielu trenerów podkreśla, że lockdown utrudnił jeszcze jedną sprawę: aklimatyzację cudzoziemców. Bo nie ma spotkań integracyjnych, piłkarze zza granicy są zdani na siebie w wielu przypadkach, w sensie muszą siedzieć w domach, z dala od rodziny. Jak ty to znosisz?
Jest mi łatwiej ze względu na Krystiana Bielika. Przyjaźnimy się od dawna, a teraz jeszcze gramy w jednym klubie. Krystian wiele spraw mi ułatwił. Mieszkamy w tej samej, małej miejscowości pod Derby, trzymamy się razem. A co do spotkań integracyjnych. U nas w Derby był akurat taki przypadek, że po jednym z nich zawodnik spowodował wypadek po pijanemu i głośno było o tym w całej Anglii. W związku z tym klub zrezygnował z tego typu spotkań. Pamiętam z Lecha, gdy organizowaliśmy na przykład wspólne oglądanie Ligi Mistrzów z cudzoziemcami, którzy u nas grali. Taki Timur po tych spotkaniach już był o wiele bliżej drużyny niż przed.
Wspomniałeś Krystiana Bielika. Jak przebiega jego rehabilitacja po ciężkiej kontuzji kolana?
Wiadomo, że do powrotu na boisko jeszcze daleko, Krystian wróci prawdopodobnie jesienią. Bardzo nam go brakuje, bez niego Derby gra taki bardziej angielski futbol. Krystian to podpora klubu, z nim grało nam się bardzo dobrze.
Fajnie zachował się w tej sytuacji Paulo Sousa, który zadzwonił do niego...
Tak i to od razu na drugi dzień. Generalnie rozmawiali już ze sobą bodaj trzy razy. Śmiejemy się nawet z Krystianem, że on częściej miał rozmowy z selekcjonerem, będąc poza kadrą, niż ja, który na kadrze jest. Wszyscy czekamy na niego. I w klubie, i w kadrze. Bo zdrowy Krystian to piłkarski skarb.