Wybuchły trzy bomby. Cudem nikt nie zginął w pamiętnym ataku na autokar Borussii Dortmund

Reuters / Na zdjęciu: uszkodzony w wyniku wybuchu autokar BVB
Reuters / Na zdjęciu: uszkodzony w wyniku wybuchu autokar BVB

To był czarny dzień w historii futbolu. Cudem nikt nie zginął, ale zamach bombowy z 11 kwietnia 2017 roku na piłkarzy Borussii Dortmund wciąż wywołuje ciarki na plecach. Sergiej W. został skazany na 14 lat więzienia.

W tym artykule dowiesz się o:

- Skuliliśmy się w autobusie. Każdy, kto mógł, rzucił się na ziemię. Nikt nie wiedział, co wydarzy się za chwilę - relacjonował Roman Burki, bramkarz drużyny.

- Cieszę się, że żyję. Mam nadzieję, że nigdy mnie to już nie spotka - mówił Sokratis Papastathopoulos. Hans-Joachim Watzke, prezydent klubu, dodawał, że "drużyna jest w szoku".

To miało być piłkarskie święto. Borussia Dortmund w ćwierćfinale Ligi Mistrzów mierzyła się z AS Monaco. Siergiej W. doskonale wiedział, że autokar z piłkarzami ruszy spod hotelu na stadion około 1,5 h przed meczem. Wiedział, którędy będzie przejeżdżał i postanowił wywołać panikę na giełdzie. Liczył na mocne spadki akcji Borussii Dortmund i chciał się w ten sposób wzbogacić.

ZOBACZ WIDEO Wybuchy w Dortmundzie (film z dnia zamachu)

Z okna hotelu

Rosjanin z niemieckim paszportem zameldował się dokładnie w tym samym hotelu, w którym mieszkali piłkarze Borussii (w tym Łukasz Piszczek). Będąc już w hotelu kupił opcje na akcje Borussii. Liczył, że po zamachu mocno stanieją i w ten sposób zarobi miliony euro.

Wykazał się jednak sporą nierozwagą, ponieważ transakcja na 78 tys. euro przykuła uwagę pracownika biura maklerskiego Comdirect, który o podejrzanym zleceniu powiadomił policję.

Wcześniej Sergiej W. ukrył trzy ładunki wybuchowe w zaroślach obok ulicy, którędy mieli przejeżdżać piłkarze. Sam skonstruował bomby wypełnione metalowymi elementami.

Mając doskonały widok na ulicę, zdalnie odpalił bomby. Gdy wybuchła panika, Sergiej W. zszedł do hotelowej restauracji i jakby nigdy nic zamówił steka.

Fałszywy trop

Cudem nikt nie zginął. Marc Bartra, obrońca Borussii, miał najpoważniejsze rany: złamany nadgarstek oraz liczne rany po szkle. Musiał być operowany. W szoku do szpitala trafił też policjant siedzący na motorze.

Na miejscu policja znalazła list, w którym do ataku przyznali się islamscy terroryści. W ten sposób Sergiej W. chciał zmylić policję, ale trop od początku wydawał się fałszywy.

10 dni po zamachu policja aresztowała 28-letniego wówczas Sergieja W. W toku postępowania okazało się, że meldując się w hotelu I'Arivee otrzymał najpierw pokój, którego okna nie wychodziły na ulicę. Dopiero interwencja Rosjanina sprawiła, że dostał taki pokój, jakiego sobie zażyczył, co zwróciło uwagę obsługi hotelu. Także jego zachowanie po zamachu wydawało się dziwne: był jedną z nielicznych osób, które nie wpadły w panikę.

Bomba z internetu 

Podczas trwającego 11 miesięcy procesu Sergiej W. potwierdził, że samodzielnie skonstruował materiały wybuchowe. Nauczył się robić je z internetu. Prokuratura postawiła mu 28 zarzutów usiłowania zabójstwa i domagała się dożywocia. Sergiej W. bronił się jednak, że celowo zrobił mniej groźne ładunki, aby nikogo nie zabić, a jedynie wywołać chaos.

Chciał również osobiście przeprosić Marca Bartrę, najbardziej poszkodowanego piłkarza Borussii, ale ten nie wyraził na to zgody.

W listopadzie 2018 roku sąd wydał wyrok: 14 lat więzienia za atak bombowy na autokar Borussii Dortmund. Sergiej W. zdecydował się zrezygnować z apelacji i zgodził się z wyrokiem.

Przełożony mecz

Po wielkim chaosie i kreśleniu przeróżnych scenariuszy, mecz został przełożony już na następny dzień po zamachu bombowym.

Sokratis Papastathopoulos przyznał po meczu, że nikt nie pytał zawodników BVB o zdanie i że czują się jak "zwierzęta". - Po pierwsze, cieszę się, że żyję. Mam nadzieję, że nigdy mnie to już nie spotka. Mamy rodziny, dzieci. UEFA musi zrozumieć, że nie jesteśmy zwierzętami. Trudno było nam myśleć o piłce i grać z Monaco - irytował się.

- Nie wiem czy ludzie to zrozumieją, ale do momentu wejścia na boisko kompletnie nie myślałem o meczu. Zaraz po zamachu nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, co się stało. Dotarło to do mnie po czasie, gdy wróciłem do domu. Zobaczyłem czekającą żonę i syna, pomyślałem wtedy, że jestem szczęściarzem. Scen z autokaru nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę twarzy i reakcji moich kolegów. Siedziałem obok Marcela Schmelzera. Do końca życia będę pamiętał jego twarz - dodał Nuri Sahin.

- Potraktowano nas, jakby w autobus rzucono puszką z piwem. Poczuliśmy się bezsilni - przyznał trener drużyny Thomas Tuchel.

AS Monaco wygrało w Dortmundzie 3:2 i 3:1 w rewanżu. Borussia odpadła wówczas z rozgrywek.

Komentarze (0)