Fortuna Puchar Polski. Znamy obu finalistów! Emocjonujący finisz w Krakowie

PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Ben Lederman (z lewej) i Damir Sadiković
PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Ben Lederman (z lewej) i Damir Sadiković

Puchar Polski trafi w tym roku do nowego właściciela. Broniąca trofeum Cracovia w półfinale uległa Rakowowi (1:2). W zaplanowanym na 2 maja finale częstochowianie zmierzą się z Arką Gdynia.

Akcja, która w pierwszej połowie dała Rakowowi prowadzenie 1:0, może być wizytówką tej edycji rozgrywek. Kamil Piątkowski, świeżo upieczony reprezentant Polski, odważny rajd pod pole karne Cracovii zakończył dośrodkowaniem do Jakuba Araka, który wyprzedził Dawida Szymonowicza i zmusił Karola Niemczyckiego do kapitulacji efektowym "szczupakiem".

Aż trudno w to uwierzyć, ale napastnik Rakowa zdobył w ten sposób swoją pierwszą bramkę od 10 sierpnia... 2018 roku. Czekał na to trafienie 978 dni, a jego niemoc trwała 1104 minuty. Jeśli jednak miał się przełamać, to nie mógł sobie wybrać lepszego momentu, bo jego trafienie dało Rakowowi awans do finału Pucharu Polski po 54 latach przerwy.

Te kilkanaście sekund z 27. minuty to jednak jedyny fragment spotkania przy Kałuży 1, który można pokazać bez wstydu fanom futbolu. Akcje, którymi raczyli piłkarze przez kolejną godzinę, nadają się tylko do wyświetlania jak "Śmierć w Wenecji" w kultowym filmie "Chłopaki nie płaczą". Strzał Araka był jedynym celnym aż do 87. minuty, co mówi wszystko o jakości zaserwowanego przez krakowian i częstochowian widowiska.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka leciała, leciała i leciała. Gol z 90 metrów!

Nie można odmówić im determinacji i woli walki, bo z boiska momentami leciały iskry, ale - jak mawia legendarny Orest Lenczyk  - "walczy się na wojnie, a w piłkę się gra". Trenerzy i piłkarze często powtarzają, że "zabrakło im ostatniego podania" - w tym meczu co drugie było ostatnim, bo kończyło się stratą ewentualnie posłaniem piłki za boisko. Piłki w piłce w Krakowie było tyle co mięsa w parówkach i asfaltu w polskich drogach.

Cracovia nie miała żadnych argumentów. Pomysłem gospodarzy na stworzenie zagrożenia pod bramką Rakowa były w pierwszej połowie dalekie podania na Pellego van Amersfoorta, ale Holender w starciu z trzema stoperami Rakowa był skazany na porażkę. Po przerwie sposób gry Cracovii zmienił się o tyle, że van Amersfoorta zastąpił Filip Piszczek. Zanim jednak zdążył dotknąć piłkę, zobaczył żółtą kartkę za faul. Mógłby być podręcznikową ilustracją określenia "destrukcyjny napastnik", a to nie był jego ostatni taki popis w tym meczu.

Raków całkowicie zneutralizował Pasy. Gospodarze nie potrafili wypracować sobie okazji ani "z gry", ani po rzucie wolnym czy rożnym. Ani powietrzem, ani ziemią. Dominik Holec piłkę w rękach miał tylko, gdy musiał wznawiać grę od bramki. Gdy wydawało się, że bardziej żenująco Cracovia nie może się już prezentować, prąd odcięło Piszczkowi. Napastnik Pasów zbyt dosłownie zinterpretował swoją pozycję i zaatakował Zorana Arsenicia poza boiskiem, gdy Chorwat się zupełnie tego nie spodziewał, bo chwilę wcześniej sędzia przerwał grę. Paweł Raczkowski nie miał wątpliwości i odesłał Piszczka do szatni.

Paradoksalnie, ta sytuacja ułatwiła Cracovii odrobienie strat. Chwilę po wznowieniu gry Andrzej Niewulis próbował pomścić Arsenicia i brutalnie potraktował w powietrzu Marcosa Alvareza. Dośrodkowanie poszkodowanego z podyktowanego za ten faul rzutu wolnego na gola zamienił Matej Rodin. A Chorwata nie upilnował odczuwający jeszcze skutki wejścia Piszczka Arsenić.

Krakowianie nie nacieszyli się jednak remisem, bo już kilkadziesiąt sekund później Patryk Kun dograł precyzyjnie przed bramkę Cracovii do Vladislavsa Gutkovskisa, który pokonał Niemczyckiego strzałem prosto z powietrza. W ostatnich minutach piłkarze zapomnieli o jakichkolwiek założeniach taktycznych - gra była rozciągnięta od jednego pola karnego do drugiego, jakby przepis o spalonym nie obowiązywał.

Tą emocjonującą końcówką zawodnicy nieco zrekompensowali blisko półtorej godziny piłkarskich tortur. W doliczonym czasie gry Ivi Lopez mógł postawić kropkę nad "i", ale tylko ostemplował słupek bramki Niemczyckiego. To przedłużyło nadzieję Pasów na doprowadzenie do dogrywki, ale piłkę meczową zmarnował Cornel Rapa, posyłając ją wolejem na górne rzędy trybun za bramką Rakowa.

Cracovia zmarnowała szansę na uratowanie twarzy i trzeci z rzędu awans do rozgrywek UEFA. Sezon 2020/21 przy Kałuży 1 muszą spisać na straty, ale nim w ogóle będą mogli to zrobić, Pasy muszą utrzymać się w PKO Ekstraklasie. Tymczasem na 6 kolejek przed końcem rozgrywek krakowianie mają tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. To sytuacja daleka od komfortowej, a już w najbliższy weekend Cracovia jedzie do paszczy lwa - na Łazienkowską 3.

W zgoła odmiennych nastrojach są w Częstochowie. W roku jubileuszowym ekipa Marka Papszuna ma szansę na pierwszy w historii medal mistrzostw Polski i po raz pierwszy od 1967 roku zagra w finale Pucharu Polski.

Finał Pucharu Polski 2020/21 Arka Gdynia - Raków Częstochowa zostanie rozegrany 2 maja. Mecz odbędzie się nie na Stadionie Narodowym w Warszawie, który został zamieniony w szpital covidowy, tylko - jak rok temu - na Lublin Arenie.

Cracovia - Raków Częstochowa 1:2 (1:2)
0:1 - Arak 27'
1:1 - Rodin 87'
1:2 - Gutkovskis 89'

Składy:

Cracovia: Karol Niemczycki - Cornel Rapa, Dawid Szymonowicz, Matej Rodin, Luis Rocha - Thiago (67' Florian Loshaj), Damir Sadiković (78' Marcos Alvarez), Sylwester Lusiusz, Milan Dimun (78' Rivaldinho), Sergiu Hanca (46' Filip Piszczek) - Pelle van Amersfoort.

Raków: Dominik Holec - Kamil Piątkowski, Andrzej Niewulis, Zoran Arsenić - Fran Tudor, Igor Sapała, Ben Lederman (75' Daniel Szelągowski), Mateusz Wdowiak (64' Ivi Lopez), Marcin Cebula (75' Marko Poletanović), Patryk Kun - Jakub Arak (64' Vladislavs Gutkovskis).

Żółte kartki: Rodin, Hanca, Piszczek, Alvarez, Loshaj (Cracovia) oraz Sapała, Tudor, Arak, Niewulis (Raków).

Czerwona kartka: Piszczek /84' za niesportowe zachowanie/ (Cracovia).

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).

Źródło artykułu: