Być może Piast Gliwice nie jest zawsze, ale bywa nader często niewygodnym przeciwnikiem dla Legii Warszawa. I tak było tym razem, choć Legia od początku narzuciła swoją grę, przeważała, panowała nad piłką. Długimi okresami goście grali z rywalami w "dziadka", wymieniali się podaniami, oblegali pole karne rywali, ale ci bronili się umiejętnie. Zamykali kolejne "furtki" w swoim polu karnymi czyhali na okazję do kontry. A że z przodu mają czym straszyć, to wiadomo nie od dziś.
I niewiele brakowało. W 21. minucie Jakub Świerczok uruchomił świetnym podaniem Tiago Alvesa. Piekielnie zwinny Portugalczyk zakręcił bezlitośnie Mateuszem Wieteską, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. Legia odpowiedziała indywidualną akcją Filipa Mladenovicia. Serbski wahadłowy wyszedł z groźną kontrą, ale nie zdołał pokonać Frantiska Placha.
Mladenović i grający na drugiej stronie Josip Juranović, byli kluczowymi postaciami spotkania. Poza tym, że Legia próbowała długo trzymać piłkę, to też dość regularnie wspomniani dwaj zawodnicy z krajów byłej Jugosławii dośrodkowywali w pole karne na wysokiego Tomasa Pekharta i silnego Rafę Lopesa. To przyniosło efekt dopiero na kwadrans przed końcem, gdy Lopes wykorzystał podanie Juranovicia i pokonał Placha.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Chciał tylko wybić piłkę rywalowi
To była bramka, która Legii się należała, o ile w futbolu cokolwiek komukolwiek się należy. Goście z Warszawy mieli przewagę, mieli więcej sytuacji, byli więcej w posiadaniu piłki, zdecydowanie częściej strzelali, mieli też przewagę w rzutach rożnych. Gospodarze świadomi swoich ograniczeń oddali inicjatywę i czekali. Ale poza szansą Alvesa w pierwszej połowie się nie doczekali.
Za to w drugiej mieli fantastyczną okazję. Znowu Świerczok zagrał do Alvesa, a Portugalczyk przestrzelił z kilku metrów. Jak? Tego nie wie ani on, ani - sądząc po reakcji - Waldemar Fornalik. Trener Piasta miał prawo widzieć już piłkę w bramce Artura Boruca. Tak dobry technicznie zawodnik jak Alves nie miał prawa przestrzelić. A jednak. Okazję dla Piasta miał też Patryk Sokołowski, ale zwlekał z decyzją i spalił szansę.
Jednak dużo więcej miała Legia. W pierwszej połowie Jędrzejczyk głową, w drugiej Kapustka z dystansu i Pekhart głową. W sytuacji bez dwóch zdań stuprocentowej po idealnym podaniu Juranovicia. Chorwat musiał jednak poczekać na swoją siódmą asystę w sezonie aż do 75. minuty i strzału Lopesa.
Mecz przypominał walkę dwóch bokserów amatorów, gdzie jest nieustanna wymiana ciosów, bardziej dba się o atak niż o obronę. Legia wyprowadzała tych ciosów więcej. Sam Pekhart mógł ustrzelić hat-tricka, a dwie bramki to było dla niego minimum przyzwoitości. Nie strzelił żadnej. Okazję miał też Konrad Kostorz. Plach bronił jednak naprawdę dobrze.
Wygrana Legii mogła być znacznie wyższa, bo wielka była jej przewaga (25:6 w strzałach, 5:1 w strzałach celnych, 59 procent posiadania piłki), ale biorąc pod uwagę historię meczów między drużynami ważne, że w ogóle udało się ugrać trzy punkty. Na 4 kolejki przed końcem ligi Legia ma 6 punktów przewagi na Pogonią Szczecin i powoli może mrozić szampany.
Piast Gliwice -Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 Lopes 75’
Piast: Plach – Konczkowski, Malarczyk, Czerwiński, Holubek – Huk, Sokołowski (72. Jodłowiec) – Steczyk, Chrapek (82.Milewski), Tiago Alves (76. Żyro) – Świerczok (76. Badia)
Legia: Boruc – Juranović, Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia, Mladenović – Slisz, Gwilia (57.Luquinhas), Kapustka (57.Martins) – Pekhart, Lopes (82.Kostorz)
Sędziował: Damian Kos (Wejherowo)
Żółte kartki: Chrapek - Lopes