Cesarz pasował go na rycerza. "Klopp - Mój romans z Liverpoolem"

Getty Images / Peter Zador/DeFodi Images / Na zdjęciu: Juergen Klopp
Getty Images / Peter Zador/DeFodi Images / Na zdjęciu: Juergen Klopp

Juergen Klopp już teraz uchodzi za absolutną legendę Liverpoolu. To, jak kultową postacią Niemiec jest w kręgach związanych z The Reds, pokazuje jednak dopiero książka Anthony'ego Quinna, "Klopp - Mój romans z Liverpoolem".

"W epoce Trumpa i Johnsona Klopp zachwyca mnie jako wzorowy przykład tego, jak powinno wyglądać męskie przywództwo" - to jedno z pierwszych zdań, które rozpoczynają opis dotychczasowej wędrówki Juergena Kloppa oczami Anthony'ego Quinna (powiedzenie to autor zapożyczył od brytyjskiej dramatopisarki Lucy Kirkwood). Niestety, to trochę ustawia w tej opowieści relację piszącego wobec bohatera.

Skazany na sukces 

Quinn szybko daje czytelnikowi do zrozumienia, że wielka kariera była pisana Kloppowi. Mimo że jako piłkarz osiągał przeciętne wyniki, to w roli trenera od początku sprawdzał się bardzo dobrze. To on sprawił, że 1.FSV Mainz 05 wyrwało się z kleszczy 2. Bundesligi po raz pierwszy w swojej historii. Jest to o tyle istotny wątek, że pracę w Moguncji Klopp zaczął od wypuszczenia z rąk awansu do Bundesligi w ostatniej kolejce. I to dwa lata z rzędu. Mimo to nie załamał rąk, pozostał wierny ideałom i ostatecznie dopiął swego. Umiejętność budowania sukcesu na porażkach miała mu się przydać również w kolejnych latach, włączając w to te spędzone na Wyspach Brytyjskich.

Sam awans z Mainz, choć przez Kloppa czczony do dziś, w książce schodzi na dalszy plan, gdy do gry włącza się Franz Beckenbauer. W 2005 roku legendarny niemiecki obrońca początkowo był sceptycznie nastawiony do pomysłu pracy telewizyjnego eksperta u boku mało znanego trenera. Po wzajemnym zapoznaniu jego ocena zmieniła się o 180 stopni, co tylko napędziło Kloppa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"

- Zgoda Beckenbauera była dla Kloppa niczym pasowanie na rycerza. Jeśli Cesarz uznał, że on zna się na rzeczy, to naprawdę musiało tak być - pisze Quinn.

Niemiecka perfekcja w Liverpoolu 

To, że Beckenbauer miał nosa do Kloppa, pokazały kolejne lata. Na początku drugiej dekady XXI wieku niemiecka piłka, przede wszystkim za sprawą dwóch mistrzostw kraju wywalczonych z Borussią Dortmund, leżała u jego stóp. Na sam szczyt zaprowadziło go rzecz jasna kilka kluczowych momentów. Klopp zdawał sobie sprawę z tego, że indywidualności nie tworzą drużyny, a poza tym wiedział, jak gigantyczne znaczenie ma relacja z podopiecznymi. Świadczy o tym chociażby jego pierwsza rozmowa z Ilkayem Gundoganem po sprowadzeniu go do BVB. W jej trakcie tematyka piłkarska była nieobecna.

- Wiem już, że jesteś dobrym piłkarzem, inaczej byśmy teraz nie rozmawiali. Chcę wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem - powiedział do Gundogana cytowany przez Quinna Klopp.

Autor przekonuje, że wspomniane wyżej wzorce Klopp przywiózł ze sobą do Liverpoolu. Wraz z jego zakotwiczeniem w czerwonej części Merseyside zapanowały jasne reguły. W odbudowie The Reds udział mieli wziąć wszyscy pracownicy klubu. Taki obrót wydarzeń popycha Anthony'ego Quinna do porównania Kloppa do legendarnego trenera Liverpoolu, Billa Shankly'ego.

- On również zmienił modus operandi na Anfield, nie w zakresie pragmatyki funkcjonowania, tak jak Shankly, ale w zakresie kultury klubowej. Przedstawił się personelowi pomocniczemu na stadionie i w Meldwood, a potem przedstawił personel zawodnikom: w końcu we wszystkim byli razem - opowiada Quinn.

Historia i teraźniejszość murem za Kloppem 

Brytyjski pisarz nie poprzestaje na znalezieniu jednego podobieństwa między przeszłością a teraźniejszą. Czytelnik przez kilkanaście dobrych minut karmiony jest historiami z XX wieku, które koniec końców puentuje osoba Kloppa. Swoją niepohamowaną energicznością Niemiec zasłużył na porównanie między innymi do Kevina Keegana. Piłkarz, który reprezentował barwy The Reds w latach 1971-1977, miał stanowić swego rodzaju most między czasami Kloppa a wspominanego wyżej Shankly'ego.

Punktem wspólnym dwóch skrajnie różnych epok okazuje się również poczucie humoru. Swój tok rozumowania Anthony Quinn tłumaczy w następujący sposób:

- Reputacja Shankly'ego jako najzabawniejszego spośród wszystkich ludzi futbolu pozostawała niezagrożona do czasu, gdy na scenę wkroczył Klopp. (...). Klopp ma łagodniejsze, bardziej wyszukane i kosmopolityczne poczucie humoru - twierdzi brytyjski pisarz. - Ktoś, kto nie interesuje się piłką nożna, mógłby błędnie wziąć go za geniusza komedii - dodaje 57-latek, powołując się na kompilację filmików dostępnych w serwisie YouTube.

Szeroki uśmiech Kloppa rzeczywiście jest jego znakiem firmowym. Można jednak zaryzykować hipotezę, że na przestrzeni dziesiątek lat wśród trenerów piłkarskich znajdą się tacy, którzy mogliby konkurować z Niemcem. Warto jednak podkreślić, że Quinn w pozytywnej aurze Kloppa upatruje pożytecznych skutków ubocznych.

Za przykład służy mu konferencja, w której trakcie były trener BVB przyznał, że męski tłumacz ma niezwykle erotyczny głos. Według autora to głębszy przekaz. Swoimi słowami Klopp ma rozpowszechniać akceptację dla każdego człowieka, niezależnie od jego własnych przekonań i poglądów. Mając to na uwadze, Quinn wydaje się urodzonym optymistą. Przynajmniej w sprawach dotyczących Liverpoolu.

Autorska miłość do grobowej deski 

Autor, co zrozumiałe, chronologicznie przedstawia momentami wyboistą drogę Kloppa. Pokaźna objętość jego produkcji przypada wlaniu nadziei, a następnie pasma sukcesów w serca, które biją w rytm "You'll Never Walk Alone". Problem polega na tym, że w międzyczasie Kloppowi zostaje nadany status potężnego boga. W efekcie Niemiec, w odróżnieniu od swoich rywali, jest przedstawiany w nieskazitelny sposób. Zawsze znajduje się co najmniej jeden krok przed nimi.

- W jego oczach jedyną "wyjątkową" rzeczą był klub, któremu miał służyć. Rozumiał Liverpool. Rozumiał nas - pisze dumnie Quinn. - Ole Gunnar Solskjaer przemienił się w ciągu kilku miesięcy z jasnookiego czarusia w pomarszczonego Golluma czającego się przy linii bocznej boiska - kontrastuje Brytyjczyk, jednocześnie uwypuklając swoje przekonanie o wyższości Kloppa w zakresie odporności na stres. W obliczu ostatnich miesięcy, które dla Liverpoolu nie były zbyt udane, wygląda to groteskowo.

Końcowe fragmenty książki należy uznać za opis wydarzeń z perspektywy wiernego kibica LFC. Quinn w asyście faktów tłumaczy, jak przeżywał przyjście Kloppa, pierwsze sygnały jego obecności, porażki - czy to w finale Ligi Europy w 2016 roku, czy Ligi Mistrzów w 2018 - a następnie skupia się na złotej erze klubu z Anfield pod dowództwem Kloppa. Erze, której nadrzędnym symbolem jest pierwsze mistrzostwo Anglii dla Liverpoolu od 1990 roku. I choć na tym etapie wynoszenie Kloppa na piedestał nie jest już aż tak doniosłe, to umysł nie potrafi wyrzucić z głowy słów żony samego autora.

- Klopp jest twoim bohaterem - podsumowała pewnego razu partnerka Quinna.

Niemal na każdej stronie książki "Klopp - mój romans z Liverpoolem" da się wyczuć, że wyszła ona spod ręki osoby emocjonalnie związanej z The Reds. Anthony Quinn w dzieciństwie żywił się industrialnym powietrzem Merseyside, które do szpiku kości przesiąknięte było futbolem ubranym w czerwone szaty. Na swój odosobniony sposób jest to urocze, albowiem przez ponad 200 stron czytelnik idzie w ramię z ramię z człowiekiem pełnym wiary. Jej głównym założeniem jest maniakalne uwielbienie Juergena Kloppa i przekonanie, że zapytany o swoje uczucia względem Liverpoolu, powiedziałby to samo, co przed laty Bill Shankly.

- Liverpool został stworzony dla mnie, a ja zostałem stworzony dla Liverpoolu.

Autor: Anthony Quinn
Tytuł: "Klopp - Mój romans z Liverpoolem"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Agora

Czytaj także: 
Protesty na Old Trafford. Solskjaer zareagował na zachowanie kibiców
Czytaj także: 
"To była świetna robota". Kapitan Rakowa skomentował historyczny sukces

Komentarze (0)