Milik przed dużą szansą. Taka trafia się raz w życiu

Newspix / Johnny Fidelin / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik
Newspix / Johnny Fidelin / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik

W przypadku Arkadiusza Milika "wszystkie drogi prowadzą do Rzymu". Powrót do Serie A, bycie częścią ambitnego projektu i przede wszystkim perspektywa pracy z Jose Mourinho - transfer Polaka do Romy nie ma podających go w wątpliwość minusów.

AS Roma wytypowała Arkadiusza Milika na następcę Edina Dzeko już rok temu. Napastnik przeszedł nawet zlecone przez klub badania w austriackiej klinice, ale ostatecznie transfer - i mający go wywołać efekt domina - zablokowało Napoli.

- Przeszedłem badania, wszystko było jednak w porządku, ale żeby transfer doszedł do skutku, do porozumienia muszą dojść: zawodnik i oba kluby. Z mojej strony było zielone światło. Nie dogadały się kluby. I zostałem w Neapolu - tłumaczył nam Milik. Więcej TUTAJ.

Bez rdzy

W styczniu Milik w końcu uwolnił się od Napoli i wylądował w Olympique Marsylia, ale od początku wiedział, że nie musi rozpakowywać na Lazurowym Wybrzeżu wszystkich walizek, bo jego celem był jak najszybszy powrót do Serie A. Stąd stosunkowo niska, bo wynosząca ledwie 12 mln euro, klauzula odstępnego wpisana w jego kontrakt z OM.

ZOBACZ WIDEO: Polski trener od lat wszystko dokładnie zapisuje. "Sporządzam książkę co pół sezonu"

Choć stracił pierwszą część sezonu przez złośliwość Aurelio De Laurentiisa, właściciela i prezesa Napoli, to na trybunach San Paolo nie zardzewiał i we Francji radzi sobie bardzo dobrze. Po 14 występach ma na koncie 6 bramek - odkąd dołączył do OM, jest najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu.

Fakt, że po półrocznej przerwie zaczął od razu strzelać gole, sprawił, że włoskie kluby umocniły się w przekonaniu, że warto go mieć u siebie. Jego nazwisko padało w kontekście kilku zespołów, także Juventusu, ale według mediów reprezentant Polski przede wszystkim wciąż otwiera listę życzeń Romy. Więcej TUTAJ.

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Jeśli Roma chce sięgnąć po Milika, to 27-latek nie powinien długo zastanawiać się nad przyjęciem jej oferty. Po pierwsze, jeśli rzymianie nadal widzą w nim następcę Dzeko i nie zraziło ich to, że kilka miesięcy nie udało im się go pozyskać, to znaczy, że Polak nie jest chwilowym kaprysem, tylko wytypowanym celem transferowym. Takim, na realizację którego warto czekać.

Po drugie, rodzina Friedkinów, do której należy Roma, ma dość efektownej gry bez sukcesów. Klubowa gablota obrosła kurzem. Od 20 lat Giallorossi nie potrafią zdobyć scudetto, a ostatnie trofeum (Coppa Italia) wstawili do niej w 2008 roku. Sprowadzenie Milika ma być jednym ze środków do przywrócenia klubowi dawnego blasku.

Po trzecie wreszcie, a wynikające z drugiego, Romę na zwycięską ścieżkę ma wprowadzić sam Jose Mourinho. Portugalczyk nie jest może u szczytu kariery, ale to wciąż trener, który wie, jak zdobywać trofea. Sięgał po nie w każdym klubie, w którym pracował od 2002 roku. Jedynie po Tottenhamie nie wpisze nic w CV, ale z drugiej strony został zwolniony na kilka dni przed finałem Pucharu Ligi, więc Daniel Levy odebrał mu szansę na sukces.

Raj dla napastnika

Mourinho, choć jest pragmatykiem, któremu nie zależy nad widowiskowej grze, potrafi zadbać o swoich napastników. Zawsze, od Porto, przez Chelsea, po Real, Inter, Man Utd, aż po Tottenham, miał w zespole snajpera, który przeżywał pod jego skrzydłami szczyt albo renesans formy. W Porto, z którym podbił Puchar UEFA i Ligę Mistrzów, życiową formę osiągnął Benni McCarthy. W 58 występach pod wodzą Mourinho reprezentant RPA strzelił 38 goli - u żadnego innego trenera nie był tak skuteczny (0,66 bramki/mecz).

Podczas pierwszej kadencji "The Special One" na Stamford Bridge pierwszą strzelbą Chelsea był Didier Drogba. Pod Mourinho Iworyjczyk zdobył 73 bramki w 186 spotkaniach - u innych trenerów miewał nieco lepsze średnie niż 0,39, ale u żadnego nie strzelił łącznie więcej goli.

W Realu, nie wspominając bijącego rekordy strzeleckie Cristiano Ronaldo, Mourinho potrafił wykorzystać potencjał strzelecki Karima Benzemy i Gonzalo Higuaina. Francuz podczas współpracy z Mou zdobył dla Realu 78 bramek (0,52) - u hołdujących ofensywie Carlo Ancelottiego (0,47) i Zinedine'a Zidane'a  (0,5) strzelał mniej. A Higuain (57/123) u żadnego szkoleniowca nie zdobył tylu bramek co o Mourinho.

Dobrze u niego mieli też Diego Milito w Interze (30/52) i Diego Costa w Chelsea (24/57). Zlatan Ibrahimović pod wodzą Portugalczyka strzelał zarówno w Interze (29/47), jak i kilka lat później w Man Utd (29/53). To też  za jego kadencji na Old Trafford Romelu Lukaku (33/73) w końcu potwierdził, że może grać w wielkim klubie.

I wreszcie ostatnio także Harry Kane pod skrzydłami Portugalczyka był jeszcze skuteczniejszy (0,72) niż za kadencji Mauricio Pochettino (0,7), choć - czysto teoretycznie - to w preferowanej przez Argentyńczyka grze powinien się czuć lepiej.

Transfer do Romy i powrót do Serie A, w której czuje się jak Carlo Ancelotti przy talerzu tortellini, byłby kuszący dla Milika i bez Mourinho, ale perspektywa pracy z Portugalczykiem sprawia, że reprezentant Polski powinien zrobić wszystko, by wykorzystać tę szansę. Taka okazja trafia się raz w karierze.

To trener ze światowej czołówki, a ile daje współpraca z topowymi szkoleniowcami, widać po Robercie Lewandowskim i Krzysztofie Piątku. Pierwszego po wyjeździe z Polski kształtowali trenerscy geniusze naszych czasów jak Juergen Klopp, Pep Guardiola, Carlo Ancelotti, Jupp Heynckes czy Hansi Flick. Drugi trafił na przełożonych z niższej półki, do tego dobieranych przypadkowo i doprowadziło go to na ławkę walczącej o utrzymanie w Bundeslidze Herthy Berlin.

Źródło artykułu: