Pobicie rekordu Gerda Muellera przez Roberta Lewandowskiego było jednym z najważniejszych momentów soboty w sportowym świecie. Nie wszyscy jednak tak bardzo ekscytowali się tym wyczynem polskiego napastnika.
W amerykańskich mediach na pierwszym miejscu były golfowy turniej PGA Championship czy Formuła 1 i kwalifikacje przed Grand Prix w Monte Carlo.
Nawet w temacie Bundesligi kluczowy był spadek Werderu Brema - w tym zespole występuje bowiem Amerykanin Josh Sargent. - Mimo wszystko prawdziwi piłkarscy kibice w USA doceniają wyczyn Roberta - mówi w rozmowie z "Dziennikiem" Janusz Michalik, ekspert ESPN.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kobiety też potrafią grać w piłkę. Ale bramka!
To właśnie ta stacja ma prawa do Bundesligi i transmitowała sobotni mecz Bayernu Monachium z Augsburgiem (5:2). Jednym z komentatorów tego pojedynku był Steffen Freund. Ten zdawał sobie sprawę, że Lewandowski jest nie do zatrzymania i pobije rekord Muellera, ale w trakcie meczu zmienił zdanie.
- Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby tak się skończyło. Niech "Lewy" i Mueller dzielą ten rekord! - przyznał Freund. Jego życzenie się jednak nie spełniło, bo Lewandowski w ostatniej akcji meczu zdobył upragnioną bramkę, zostając samodzielnym rekordzistą.
"Polski internacjonał czekał z pobiciem rekordu do ostatniej sekundy, dopadając do strzału Leroy'a Sane i pakując piłkę do siatki w ostatniej akcji meczu" - napisano w "Sports Illustrated".
Tekst zakończono z kolei tym, że Lewandowskiemu brakuje 87 goli do Muellera, żeby zostać najskuteczniejszym zawodnikiem w całej historii Bundesligi.
Zobacz także:
Wspaniały gest Roberta Lewandowskiego. Polak przekazał prezent żonie Gerda Muellera
Lewandowski miał furę szczęścia! Niespodziewane zachowanie sędziego