- Prowadziliśmy rozmowy od ponad dwóch lat. Wiedzieliśmy, że w końcu Łukasz przyjdzie do Górnika. Obiecał to przyjacielowi - mówi Artur Płatek, dyrektor sportowy Górnik Zabrze . Ten przyjaciel, to Krzysztof Maj, były dyrektor w klubie z Zabrza, który zmarł w 2015 roku w wieku zaledwie 39 lat. Lukas Podolski słowa dotrzymał. W końcu jest w Polsce, w swojej ojczyźnie.
***
Gdy na kwadrans przed końcem meczu w Klagenfurcie Artur Boruc wpuścił drugą bramkę w meczu z Niemcami, było już jasne, że Polska będzie miała poważne problemy na EURO 2008. Kilka tysięcy naszych fanów zamilkło. Oczywiście, że szanse były iluzoryczne, ale przecież nikt tak nie cierpi w złudnej nadziei jak Polacy. Teraz pozbawił ich nas chłopak z Gliwic. Gdy niemieccy fani szaleli, "Poldi" podszedł pocieszyć polskiego bramkarza.
- Pamiętam dobrze tamten wieczór, gdy strzelił nam dwa gole. Zadzwonił mi telefon. To był Podolski. Chciał pogadać, mocno to wszystko przeżywał. Naprawdę nie cieszył się z tych goli. On zawsze mówił, że ma duże serce, w którym jest miejsce i dla Polski, i dla Niemiec. I to było szczere. Tamtego wieczoru jego kuzyn miał urodziny. Płakał, bo Polska przegrała. Podolski, ubrany w koszulkę Lewandowskiego (ale Mariusza), pocieszał go na trybunach - wspomina nasz dziennikarz Piotr Koźmiński, który zna piłkarza od kiedy ten skończył 17 lat.
ZOBACZ WIDEO: Nowe oblicze reprezentacji Anglii. "To nowość"
Chłopak ma to coś
Podolski przyszedł na świat w tym samym szpitalu, w którym kilka dekad wcześniej urodził się Włodzimierz Lubański, do niedawna najlepszy środkowy napastnik w historii polskiej piłki.
Wówczas chłopiec jeszcze nazywał się Łukasz. Imię zmieniono mu w 1987 roku, gdy wraz z rodzicami i starszą o 5 lat siostrą Justyną zawitali do niemieckiego Bergheim pod Kolonią. Trafili tam prosto z obozu przejściowego we Fredland. Załatwienie formalności nie trwało długo, bo ojciec piłkarza miał na miejscu rodzinę.
Cztery lata późnej Waldemar Podolski zapisał syna na treningi do miejscowego FC 07. Zresztą było to w jakiś sposób oczywiste. Choć "sportowe geny" nie dają żadnej gwarancji odniesienia sukcesu, to jednak samo pochodzenie z rodziny, w której króluje sport, musi stwarzać pewną przewagę. Ojciec piłkarza grał w Szombierkach Bytom, Górniku Knurów i ROW-ie Rybnik, mama Krystyna była piłkarką ręczną. Wkrótce trenerzy odkryli, że ten chłopak ma to coś, zaś jego lewa noga to prawdziwie atomowa broń. To zresztą będzie mu towarzyszyć przez całą karierę.
W swojej autobiografii "Nie poddawaj się" piłkarz wspominał: "Bardzo wcześnie okazało się, że z moją lewą nogą nie ma żartów. Miałem może osiem lat, gdy w Bergheim odbywał się wielki festyn piłkarski. Przyjechała zawodowa drużyna i pojawiła się na naszym boisku, by rozegrać mecz z mieszkańcami miasteczka. My, chłopaki z osiedla, nie mogliśmy się już tego doczekać. Piłka była całym naszym życiem, graliśmy każdego dnia aż do zmroku, staraliśmy się być coraz lepsi, by choć trochę zbliżyć się do wymarzonego celu: zostania zawodowymi piłkarzami. Wszyscy moi kumple byli starsi i w odróżnieniu ode mnie zwykle ciemnoskórzy, o czarnych jak smoła włosach i oczach. Na osiedlu, tuż obok boiska, mieszkali niemal wyłącznie ludzie z innych krajów, wśród nich i ja. Byłem od nich o dwie głowy niższym i raczej szczupłym blondaskiem, ale umiałem grać, dlatego mnie przyjęli. Inny powód był taki, że jako jedyny zawsze miałem piłkę. Nasze osiedle nie było zbyt zamożne, a pieniądze wydawano na potrzebniejsze rzeczy: jedzenie, czynsz, samochód. Dla mnie zawsze najważniejszy był dobry futbol.
Biegaliśmy więc po festynie, krążąc od budy do budy. W końcu odkryliśmy maszynę do strzelania bramek, w której można było zmierzyć siłę strzału. Nareszcie mogłem się zorientować, jak silna jest moja lewa noga, w końcu to przez nią już trzem bramkarzom złamałem rękę.
Razem z kolegami ustawiliśmy się w kolejce. Niestety, nikt z nas nie miał pieniędzy na żeton potrzebny, by w ogóle strzelić. Mężczyzna, który pilnował automatu, odprawił mnie z kwitkiem: - Nie da rady. A zresztą jesteś za mały, nic z tego nie będzie! A że upór już wtedy był jedną z moich głównych cech, nie dałem za wygraną i znów stanąłem na końcu ogonka, potem jeszcze raz, aż facet się poddał. Ustawiłem sobie piłkę, wziąłem rozbieg i strzeliłem. Na wyświetlaczu pojawił się wynik, jakiego tu jeszcze nie widziano. Nikt nie mógł w to uwierzyć i przypuszczano, że po prostu automat się zepsuł. Wszystko sprawdzono, wyzerowano wynik, a mnie pozwolono strzelić jeszcze raz. Tym razem wynik był jeszcze wyższy, a ja przyrzekłem sobie dalej pracować nad siłą strzału. A potem poszliśmy grać w piłkę".
Trenerzy miejscowego klubiku od początku czuli, że z chłopca coś może być. Z czasem "Poldi" grywał więc ze starszymi piłkarzami, a gdy miał 10 lat, jego dom odwiedzili skauci pobliskiego 1.FC Koeln.
Chciał grać dla Polski, Polska nie chciała jego
Tu szybko się rozwinął, jako 17-latek pojechał na mistrzostwa Europy w swojej kategorii wiekowej do Danii. W decydującym o wyjściu z grupy spotkaniu strzelił bramkę Polakom i dał swojej drużynie wygraną 1:0. Z polskiej drużyny jako jedyny dużą międzynarodową karierę z tamtego zespołu zrobił imiennik piłkarza, Łukasz Fabiański.
Ponad rok później, 18 października 2003 roku, Podolski po raz pierwszy publicznie przyznał, że chciałby grać w Biało-Czerwonych barwach.
Zawodnik mówi, że wysłał kilka listów do naszej federacji, ale nie otrzymał nawet odpowiedzi. Pytany o to trener kadry narodowej Paweł Janas powiedział, że nie ma sensu zajmować się zawodnikiem, który zagrał jeden czy dwa mecze w Bundeslidze, a nawet nie gra w podstawowym składzie swojej drużyny.
Nieco ponad 13 lat później, w środę 22 marca 2017 roku, Lukas Podolski strzelił przeciwko Anglii 49. gola, zresztą cudownego - w samo okienko z 30 metrów, w swoim 130. występie dla reprezentacji Niemiec. Zakończył reprezentacyjną karierę, mając w dorobku tytuł mistrza świata, dwa brązowe medale mundiali, 2. i 3. miejsce z drużyną narodową na mistrzostwach Europy.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2004 roku. Piłkarz dostał powołanie do kadry od Rudiego Voellera. W sparingu z Węgrami Niemcy przegrali wstydliwie, co było zapowiedzią klęski na Euro 2004 (Lukas zagrał w jednym meczu, z Czechami) i wielkiej zmiany w niemieckiej piłce.
Trzeba przyznać, że Podolski był jedną z najważniejszych twarzy drużyny prowadzonej najpierw przez Juergena Klinsmanna, a potem Joachima Loewa. Jego mecze ze Szwecją w 2006 roku oraz cztery lata później na mundialu w RPA z Anglią i z Argentyną to klasyki niemieckiej piłki. W tym pierwszym przypadku na mundialu w Niemczech gospodarze zagrali swój najlepszy mecz turnieju, a Polak z niemieckim paszportem strzelił dwa gole. W RPA strzelił z Anglią, a z Argentyną zagrał popisowo i zaliczył asystę przy bramce Miroslava Klose. Po meczu, jak gdyby nigdy nic, wszedł do szatni rywali i poprosił ich trenera, Diego Maradonę, o autograf dla syna
Jeszcze w tym samym roku, w Bergheim, miejskie władze nazwały stadion jego imieniem i nazwiskiem.
Symbol Kolonii
Trzeba przyznać, że kariera reprezentacyjna Podolskiego była znacznie lepsza niż klubowa. Nie był w stanie odnaleźć się w wielkich klubach. Okres, który spędził w Bayernie Monachium, można skrócić do jednego słowa - nieporozumienie. W Arsenalu nie było źle, ale miejscowi chyba liczyli na więcej.
Przy wszystkich swoich sukcesach zawsze pozostał skromnym chłopakiem z Gliwic i Kolonii. Stał się na pewno dla tego drugiego miasta jednym z piłkarskich symboli. Słynny austriacki napastnik Toni Polster powiedział nawet, że Kolonia ma dwie atrakcje - katedrę oraz Podolskiego. Stale Solbakken, który prowadził Koeln, przyznał: - W pewnym momencie zrozumiałem, że nie jestem trenerem FC Koeln, a FC Podolski. Tu o nim mówi się więcej niż o wszystkich pozostałych zawodnikach. Z kolei burmistrz Fritz Schramma określił powrót piłkarza z Bayernu jako... jedno z ważniejszych wydarzeń w historii miasta.
Aż dziwne, że poza Kolonią sobie nie poradził tak, jakby chciał. Ale może właśnie to była ta tajemnica. Miejscowy normalny chłopak najlepiej czuł się w domu, z dala od reflektorów?
W kwietniu 2011 roku paparazzi i dziennikarze tabloidów obeszli się smakiem, gdy zajechali na wesele zawodnika. Zamiast hucznej imprezy była mała rodzinna uroczystość.
- Normalny chłopak. Nigdy nie odmawiał pomocy. Kiedy organizowaliśmy zbiórkę pieniędzy dla rodzin górników, którzy zginęli kilka lat temu w wielkiej tragedii, był pierwszym, który przysłał piłkarskie buty, koszulki, nawet więcej niż go prosiłem. Pamiętam, że poszło to na aukcji za bardzo ładną sumę. W innej sytuacji sam zabiegał o to, aby fundacja, z którą współpracuje, otwarła placówkę w Warszawie, na Pradze Północ, żeby wspomóc tutejsze dzieci. I chętnie na otwarcie "Arki" przyjechał - opowiada Piotr Koźmiński.
W ostatnich latach grał coraz mniej. Niemcy dzięki świetnemu systemowi szkolenia dorobili się fantastycznego pokolenia piłkarzy. Ostatni wielki show, nie licząc pożegnania z Anglią, dał podczas Euro we Francji, w miejscowości Evian les Bains, podczas konferencji prasowej. Było to krótko po tym, jak kamery przyłapały selekcjonera Joachima Loewa wkładającego sobie dłoń w majtki. W czasach mediów społecznościowych oczywiście stało się to tematem numer 1. Jeden z dziennikarzy zapytał o sprawę wprost na konferencji.
"Poldi" wyparował: - Nie ma tematu. Myślę, że osiemdziesiąt procent z was, ja również, też drapie się po jajach. To jest OK.
Sala wybuchnęła śmiechem. Tylko Podolski mógł coś takiego powiedzieć i tak rozładować sytuację.
***
- Po raz pierwszy spotkaliśmy się w Kolonii, gdy kończył grę w japońskim Vissel Kobe. Wtedy jednak nie było możliwości przejścia. Do gry wkroczyli Turcy z Antalyasporu z kwotami potężnymi. Do tego doszedł prywatny sponsor. Odłożyliśmy temat na później - opowiada Artur Płatek.
Podolski w dwóch ostatnich sezonach w Turcji zagrał w 40 meczach ligowych, strzelił 6 goli, zaliczył 5 asyst. - Liga turecka jest znacznie silniejsza od polskiej, więc o jego formę się nie obawiamy, na pewno będzie wartością dodaną jeśli chodzi o sport. Poza tym będzie też stanowił nieocenione wsparcie dla młodych zawodników. Podpowiedzi takiego zawodnika, jego zachowanie, różne rozwiązania, sposób myślenia, to jest coś o czym nigdzie nie przeczytasz, to musisz zobaczyć, być blisko. Dla chłopaków, którzy dopiero wchodzą do piłki Łukasz może być niesamowitą inspiracją - mówi Artur Płatek. - No i dochodzi też wartość marketingowa. Dla Górnika, dla całej Ekstraklasy. Jego przyjście powinno znacznie zwiększyć zainteresowanie naszą piłką. Ten transfer nie ma słabych stron.
ZOBACZ Miroslavovi Klose było przykro, gdy usłyszał gwizdy polskich kibiców