W połowie lat 70. przed szatnią Derby County po półfinałowym meczu Pucharu Europy z Juventusem, czekała grupka włoskich reporterów. Menedżer klubu z Anglii, Brian Clough, przekazał angielskiemu dziennikarzowi, Brianovi Glanville: "Powiedz im, że nie będę rozmawiał, z draniami i oszustami". Włosi wygrali wówczas po bardzo kontrowersyjnej bramce.
Pod koniec lat 80. Marco van Basten powiedział do trenera AC Milan, Arrigo Sacchiego: "Mister, wy tu nie chcecie wygrywać, wy chcecie przetrwać". Miał rację. Włosi przez wiele lat byli symbolem walki o zwycięstwo za wszelką cenę. Sam Sacchi powiedział, że w Portugalii jeśli Porto nie wygrywa 5:0, kibice nie są zadowoleni. We Włoszech wystarczy strzelić gola w 10. minucie a potem "dowieźć wynik do końca".
Wygrana ponad wszystko
Te dwie sceny pokazują postrzeganie - zresztą słuszne - włoskiego futbolu przez lata. Po pierwsze "pretattica", a więc poza boiskiem wszystkie chwyty są dozwolone. Wyprowadzanie rywali z równowagi, wypuszczane do prasy fałszywe informacje na temat zdrowia zawodników, głośne protesty, wywieranie presji na arbitrze, różne inne podstępy, włącznie z brudną grą. Przykładem były choćby zagrywki Giorgio Chielliniego przed rzutami karnymi z Hiszpanią, gdy starał się wyprowadzić z równowagi Jordiego Albę przytulając go i niby żartując.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z mistrzostw". Wszystko jasne! Anglia w finale Euro 2020! [CAŁY ODCINEK]
Druga sprawa to defensywa, a więc słynne catenaccio. Sama nazwa brzmi złowrogo, choć styl ultradefensywny został wymyślony w Szwajcarii w latach 30. przez Karla Rappana. Verrou, czyli "zamek" lub "kłódka" został przejęty przez Włochów i doprowadzony do perfekcji w latach 60. w Mediolanie. Przez oba kluby ze stolicy Lombardii. Sami Włosi mówili często o sobie "niszczyciele gry". Kryła się w tym określeniu zarówno duma jak i pogarda. Słynny włoski dziennikarz Gianni Brera powiedział kiedyś, że idealny mecz piłkarski powinien zakończyć się wynikiem 0:0.
Przez lata szukano odpowiedzi, skąd ta włoska mentalność i było ich sporo. Można przytoczyć choćby tę Sacchiego, że Włosi to generalnie leniwy naród, a łatwiej niszczyć niż budować. Stało to nieco w sprzeczności z włoskim dziedzictwem kulturowym, dziełami sztuki, architektury, wynalazkami. Ale był to pogląd popularny. Z kolei Brera tłumaczył, że Włosi jako naród są zbyt słabi fizycznie, by atakować.
Trzeba jednak pamiętać, że włoska gra defensywna to nigdy nie było wybijanie piłki w krzaki. Nawet jeśli drużyna broniła wyniku, nie była to gra w stylu polskim, gdzie bramkarz wywala piłkę na oślep, oby dalej od własnej bramki. Jak scharakteryzował to Lesław Ćmikiewicz: "Jeśli nie wiesz co zrobić z piłką, oddaj ją przeciwnikowi, niech on się martwi".
Włoska gra była inna. Od najmłodszych lat bramkarze mają często zakaz wybijania piłki, muszą oddać ją do jednego z obrońców. Akcja budowana jest od tyłu. Wystarczy przypomnieć sobie zawodników takich jak Franco Baresi, Paolo Maldini, Alessandro Nesta, Fabio Cannavaro. Szybcy, sprawni, znakomici technicznie, z niesamowitą kontrolą piłki. Gdyby ci sami zawodnicy urodzili się przykładowo nad Wisłą, zapewne zostaliby pomocnikami lub nawet napastnikami.
Gdy jednak myślimy o włoskich piłkarzach, mówimy o bramkarzach, obrońcach, magikach z numerem 10, wielkich reżyserach i czasem o napastnikach. Klasyczni pomocnicy, zawodnicy środka pola, to we włoskim futbolu niemalże statyści. Nie mówimy oczywiście o piłkarzach jak Andrea Pirlo, który faktycznie był "dziesiątką cofniętą za linię pomocy”.
Włosi w ofensywie
Zabawne, że w roku 2021 Włosi są postrzegani jako drużyna grająca efektowny ofensywny futbol. Futbol, który chce się oglądać. Dla młodego pokolenia to nic nadzwyczajnego. Już w 2012 roku drużyna Cesare Prandellego zaprezentowała ciekawą i odważną piłkę. Potem jednak przyszedł wielki kryzys, zakończony klęską w eliminacjach mistrzostw świata 2018.
Dla tych wszystkich, którzy skończyli 30 lat lub więcej i wychowali się na Włochach lat 80., 90., czy 2000, to co grają Włosi, to niemalże nowy stan. Gwiazdami drużyny są również pomocnicy jak Nicolo Barella, Jorginho czy Marco Verratti. Wszyscy starający się grać do przodu. Świetnie było to widać w meczach z Turcją czy Szwajcarią, gdy drużyna mając prowadzenie i sporą przewagę, cały czas dążyła do strzelenia kolejnych bramek.
Warto spojrzeć na średnią bramek strzelanych przez Włochów. 12 goli w 6 meczach, czyli dwa na mecz. Jeśli spojrzymy na historyczne osiągnięcia, nigdy wcześniej "Squadra Azzurra" w turnieju o mistrzostwo Europy nie przekroczyła średniej 1,5 bramki na mecz. We wszystkich wcześniejszych turniejach Włosi zagrali łącznie 38 meczów, w których strzelili… 40 bramek!
Jeśli chodzi o turnieje o mistrzostwo świata, tylko dwukrotnie Włosi mieli wyższą średnią bramek niż obecnie. W 1934 i 1938 roku (odpowiednio 2,4 oraz 2,75 na mecz). W czasach powojennych najwyższa średnia to 1,71 w 1982 i 2006 roku. To są właśnie te cztery turnieje, które Włosi kończyli z tytułem najlepszej drużyny świata. Włosi grający ofensywnie to Włosi wygrywający trofea.
Roberto Mancini postawił na zawodników grających znakomicie jeden na jednego, robiących przewagę w tłoku lub na dwóch trzech metrach, takich jak Federico Chiesa, Lorenzo Insigne czy Leonardo Spinazzola, jeden z najlepszych zawodników turnieju, który skończył już swój udział w mistrzostwach z powodu kontuzji. Cała ta trójka w klasyfikacji dryblujących zawodników jest w najlepszej dwudziestce turnieju. Mancini świetnie wyczuł trendy we współczesnej piłce. Stąd efekty takie jak fantastyczne bramki Insigne z Belgią czy Chiesy z Austrią i Hiszpanią. Wszystkie wzięły się z umiejętności błyskawicznego wyswobodzenia się z uścisków rywala.
Niewiarygodna seria
Efekt tego nowego stylu jest taki, że Włosi nie przegrali w 33 kolejnych spotkaniach. Po raz ostatni polegli w starciu z Portugalią, 18 września 2018 roku. Od tej pory zremisowali pięciokrotnie, a wygrali aż 28 razy (w tym po karnych z Hiszpanią). W meczach tych strzelili 85 bramek, a stracili zaledwie 10. Nigdy więcej niż jedną w meczu. Podstawą wciąż są bardzo stabilni defensorzy: Giorgio Chiellini i Leonardo Bonucci oraz fenomenalny bramkarz Gianluigi Donnarumma, który fantastycznie kontynuuje tradycje włoskiej szkoły bramkarskiej. Jest godnym następcą takich gigantów jak Dino Zoff czy Gianluigi Buffon. W dużym skrócie można powiedzieć, że ta drużyna ma wszystko. Czasem przeżywa ciężkie chwile, jak w meczu z Hiszpanią, gdy raczej broniła niż atakowała, ale poza tym to ekipa zbalansowana, niemalże kompletna, świetnie ułożona.
W 2018 roku Włosi po raz pierwszy od 60 lat nie dostali się do mistrzostw świata. Gdy Mancini zajmował miejsce zwolnionego Giampiero Ventury, powiedział wprost, że marzy o tym, by zrobić to, czego nie dokonał jako zawodnik, a więc wygrać mistrzostwo świata. Na początek jednak postara się o złoto na EURO 2020-21.
ZOBACZ Gianni De Biasi: Włochom brakuje tylko Lewandowskiego
ZOBACZ Jak Duńczycy zmienili myślenie i stali się liczącą się piłkarską siłą