Podopieczni Jacka Zielińskiego sezon rozpoczęli bardzo dobrze, bo od dwóch w pełni zasłużonych zwycięstw. Ostatnio złapali jednak zadyszkę. Najpierw we Wronkach musieli uznać wyższość Polonii Warszawa, w miniony weekend nie sprostali w Sosnowcu dużo niżej notowanej Cracovii.
Tempa nie zwalnia za to Wisła. Obrońcy tytułu idą jak burza, wygrywając mecz za meczem. Strata Lecha do pierwszego miejsca wynosi już sześć punktów. - Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko gonić i odrabiać straty. Musimy zakasać rękawy, nie patrzeć na przeciwników tylko wygrywać spotkania tak, jak to było w dwóch pierwszych kolejkach - ocenił sytuację pomocnik Lecha, Sławomir Peszko w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Lech w meczu z Cracovią w niczym nie przypominał drużyny, którą pamiętają kibice. - Ten Lech ukazał się dopiero w ostatnich 15 minutach. Wtedy zmobilizowaliśmy się i zamknęliśmy przeciwnika na jego połowie boiska. Odkryliśmy się i zaatakowaliśmy większą liczbą zawodników - wyjaśnił Peszko. Czy podopieczni Jacka Zielińskiego w niedzielę odczuwali jeszcze trudy pojedynku Ligi Europejskiej? - Mecz z Brugią na pewno miał jakiś wpływ na naszą postawę, te 90 minut rozegrane w czwartek, ale nie chcę szukać alibi - powiedział krótko pomocnik Kolejorza.
Lech ma o czym myśleć. Piłkarze z Poznania rozczarowali w defensywie, a przede wszystkim w ofensywie. - Przykro nam, że przegraliśmy drugie spotkanie ligowe z rzędu. Tym bardziej, że nie pamiętam meczu, w którym nie zdobyliśmy bramki - mówił Peszko. I miał prawa nie pamiętać, Kolejorz po raz ostatni nie zdobył bramki w ligowym starciu, 21 marca tego roku, w domowej potyczce z Arką Gdynia.
24-letni pomocnik nie był zadowolony nie tylko z postawy zespołu, ale i z tego, co sam pokazał na boisku. - Miałem swoją sytuację w pierwszej połowie, w drugiej też, ale mogłem się wówczas inaczej zachować. Nie zagrałem na pewno najlepszego meczu - powiedział.