Raków Częstochowa zdobył puchar w stolicy. "Zachowaliśmy chłodną głowę"

PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Marek Papszun
PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Marek Papszun

Marek Papszun zabrał głos po triumfie w Superpucharze Polski. - Cieszę się, że to my wygraliśmy w Warszawie przy gorącej publiczności wspierającej Legię. To nasz kolejny, duży sukces - skomentował szkoleniowiec.

Przyjezdni prowadzili przez większą część meczu po trafieniu Frana Tudora. W samej końcówce Mahir Emreli doprowadził do remisu. W rzutach karnych lepsi byli już podopieczni Marka Papszuna, bohaterem został Vladan Kovacević.

Zawodnicy Rakowa Częstochowa pokonali Legię Warszawa 2:1 i mogli świętować zdobycie Superpucharu Polski. Trener nie krył swojego zadowolenia podczas konferencji prasowej.

- Myślę, że oba zespoły potraktowały to spotkanie bardzo poważnie i chciały zdobyć trofeum. Cieszę się, że to my wygraliśmy w Warszawie przy gorącej publiczności wspierającej Legię. To nasz kolejny, duży sukces, który pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. Chciałbym, żeby tak było. Nie jest to łatwe, bo mamy różnego rodzaju trudności, ale myślę, że zaprezentowaliśmy się jako godny przeciwnik Legii - ocenił Papszun.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjął piłkę na własnej połowie, a potem... Coś nieprawdopodobnego!

Trener przyznał, że jego podopieczni mogli zdobyć więcej bramek. - W pierwszej połowie mogliśmy być trochę skuteczniejsi, bo zmarnowaliśmy sporo sytuacji. To efekt naszej bardzo dobrej organizacji w obronie i kilku bardzo dobrych odbiorów. Szwankowała trochę skuteczność, lecz wykorzystaliśmy jedną z okazji. Mieliśmy przewagę - powiedział.

- W drugiej połowie przeciwnik zrobił mocne zmiany. Naturalne było, że podkręcą tempo. Legia jednak nie kreowała zbyt wielu szans. Sądzę, że mogliśmy się zachować lepiej w kilku kontrach. No, i nieuznana bramka na 2:0. Duża kontrowersja, gol mógł zamknąć mecz. Doszło do utraty gola przez nas i do rzutów karnych, w których zachowaliśmy chłodną głowę, mimo, że warunki były trochę niesprzyjające. Kapitalna postawa zespołu. Gratuluję całej szatni zdobycia trofeum w stolicy. Szykujemy się do kolejnego meczu. Przed nami nowe wyzwania, w tym debiut w europejskich pucharach. Liczymy, że dobrze się tam zaprezentujemy - przekazał.

46-latek skrytykował zachowanie Serba. - Nie krzyczałem nic do sztabu Legii. Miałem tylko zastrzeżenia do sztuczek Mladenovicia z noszeniem piłki itd. Gdy uderza się rzut karny, to stawia się piłkę i idzie się na swoje miejsce. Nie robi się innych sztuczek. Są pewne zasady i trzeba je respektować - podkreślił.

Na pytania dziennikarzy odpowiadał także Czesław Michniewicz. - Poważnie podeszliśmy do meczu. Wystawiliśmy optymalny na chwilę obecną skład, który dawał spore nadzieje i szanse na zdobycie trofeum. Pamiętajmy o tym, że w środę rozegraliśmy trudne spotkanie z Bodo/Glimt. Przegraliśmy po rzutach karnych. Stracona bramka padła po stałym fragmencie gry. Mieliśmy swoje sytuacje. W drugiej połowie dokonałem czterech zmian i mecz nabrał dynamiki - podsumował trener Legii.

"Wojskowi" po raz ósmy z rzędu przegrali mecz o Superpuchar - to prawdziwa klątwa. - Spotkanie było szarpane i ciągle przerywane. Była kontuzja Czarka Miszty, który na szczęście wrócił między słupki. Minuty uciekały, zawodnicy mieli świadomość, że czasu jest coraz mniej. Przeprowadziliśmy składną akcję, Emreli dał nam bramkę na 1:1 i liczyliśmy na to, że uda się nam się strzelić drugiego gola. Wytypowaliśmy strzelców rzutów karnych. Kapustka i Emreli nie mieli jednak szczęścia. Czarek Miszta robił, co mógł, ale nie udało nam się przełamać klątwy. Małe pocieszenie jest takie, że druga połowa wyglądała tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Niech to będzie dobry prognostyk - uzupełnił.

- Każdy przypadek należałoby rozpatrzeć indywidualnie. Przykład Lindsaya Rose pokazał, że to zawodnik, który w przyszłości może być silnym punktem zespołu, ale na dziś brakuje mu jeszcze rytmu meczowego. Miał dziś kilka sytuacji, w których Artur Jędrzejczyk rozgrywa piłkę od tyłu, a on szukał prostszych rozwiązań. To jego pierwszy mecz w nowym klubie po dłuższej przerwie. Myślę, że mógł się troszeczkę lepiej zachować przy straconej bramce. Przyjrzymy się dokładnie jego grze, przeanalizujemy ją wspólnie z nim i ze sztabem. Dopiero się uczy naszej drużyny. Zagrał z konieczności, bo Artur Jędrzejczyk nie mógł wystąpić - mówił.

Josue nie został uwzględniony w kadrze meczowej. - Na mecze pod egidą UEFA możemy wziąć 23 zawodników. Praktycznie wszyscy z nami byli, można było wziąć trzech bramkarzy. W kadrze na mecz ligowy można wziąć 20 piłkarzy, ale dziś, w Superpucharze, przepis stanowi, że możemy zabrać tylko 18 zawodników. Musieliśmy decydować. Josue dochodzi do formy. Musi być przygotowany fizycznie. Myślę, że w najbliższym czasie ma szansę na otrzymanie minut. Dziś zapadła decyzja, że nie będzie go z nami - tłumaczył.

- Najbliższy dwumecz z Florą może dać nam odpowiedź, ile zagramy meczów w rundzie jesiennej. Myślę, że każdy będzie nam bardzo potrzebny w danym momencie. Nie chcę składać deklaracji, kto kiedy będzie grał, ile będzie zmian. Każdy gracz musi być przygotowany do tego, żeby wejść i pomóc drużynie - zakończył Michniewicz.

Czytaj także:
Klątwa trwa! Niechlubny wyczyn Legii Warszawa
Odmieniona Wisła po próbie generalnej. Dobre wieści o Jakubie Błaszczykowskim

Komentarze (0)