Dla Rafała Makowskiego ostatnie tygodnie są naprawdę udane. Jakiś czas temu zawodnik nie miał szans na regularną grę w pierwszym zespole Śląsk Wrocław. Wszystko jednak z czasem się zmieniło.
Wychowanek Legii Warszawa jest ważną częścią w układance Jacka Magiery. Tylko pierwsze spotkanie przeciwko Paide Linnameeskond rozpoczął na ławce rezerwowych. W trzech kolejnych meczach eliminacji do Ligi Konferencji nie zszedł z boiska, rozgrywając pełne 270 minut.
Pomocnik na początku roku miał problem z łąkotką. Pauzował wtedy ponad miesiąc. Jak sam przyznał, cieszy się, że nie łapią go urazy. - W końcu miałem możliwość odpowiednio się przygotować i - dzięki Bogu - omijają mnie kontuzje - powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
- To, co najlepsze, mam nadzieję, że dopiero przed nami, również w moim wykonaniu. Wypadłem z rytmu meczowego, potrzebowałem trochę czasu, by dojść do formy. Nie mnie oceniać, ale do pełni moich możliwości jeszcze daleka droga i będę się pokazywał z coraz lepszej strony - dodał.
Jacek Magiera jest znany z tego, że lubi rotować składem. Zdarza się, że zawodnicy w jego zespole grają na różnych pozycjach. Rafał Makowski nie ma z tym większego problemu. - To, czy lepiej gram w środku pola, czy wyżej, jako "10", jest często poruszaną kwestią. Uważam, że jestem uniwersalnym zawodnikiem. Mogę wystąpić w środku pomocy, na "dziesiątce" oraz w środku obrony - przyznał.
- Zostaje mi wypełniać założenia taktyczne, a na jakiej pojawię się pozycji - to już decyzja trenera. Nie będę się obrażał na pozycję, na której zostanę wystawiony, nawet jeśli gdzieś się czuje mniej mniej dobrze. Za każdym razem robię swoją robotę najlepiej jak potrafię - ocenił.
Śląsk Wrocław już w czwartek (5 sierpnia) o godz. 20:00 zagra z Hapoelem Beer Szewa w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji. Za tydzień zostanie rozegrany rewanż (12 sierpnia).
Zobacz też:
Szantaż Michniewicza zadziałał. Jest decyzja ws. meczu Legii Warszawa
Tokio 2020. Grad bramek w meczu o brązowe medale. Mistrzynie świata na podium