56 meczów w kadrze to oczywiście imponujący dorobek. Udział w kilku dużych turniejach, cztery mecze na mistrzostwach Europy i jeden na mundialu robią wrażenie. Wielu może tylko pomarzyć o takim CV. A jednak Łukasz Fabiański, który w niedzielę ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery, zasłużył na więcej. To jeden z najbardziej niedocenianych polskich piłkarzy ostatniej dekady.
Była już 112. minuta dogrywki. Polacy bronili się w tym meczu, oddali piłkę Szwajcarom, chcieli jedynie przetrwać. Adam Nawałka prawie modlił się przy linii bocznej. Wiedział, że ta drużyna jest mocna, ale ma feler. Różnica między podstawową jedenastką a zmiennikami była duża. Zbyt duża. Każda minuta była więc drogą przez mękę. W tym momencie Xherdan Shaqiri zagrał niewiarygodną, genialną piłkę za linię obrony. Eren Derdiyok uciekł Łukaszowi Piszczkowi i polscy kibice na stadionie w Saint-Etienne złapali się za głowy, zaś szwajcarscy podnieśli ręce w geście triumfu. Fabiański uchronił jednak Polskę od straty bramki.
Cud w Saint-Etienne
Fabiański nigdy nie był superbohaterem. W mediach wykreował się obraz tego zawodnika jako urzędnika najwyższej klasy. Co miał obronić, to bronił, ale rzeczy niemożliwych nie robił. To jego rywal, Wojciech Szczęsny, jest postrzegany jako ten, który jest zdolny do rzeczy wielkich, do ruchów nadprzyrodzonych, do interwencji z gatunku niemożliwych.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
Miał może kilka procent szans na obronę tego strzału. Gdyby mu się nie udało, Szwajcaria byłaby w ćwierćfinale i nikt nie miałby pretensji. Tymczasem Fabiański zadziałał błyskawicznie. Pokazał refleks niewiarygodny. To była jedna z najważniejszych interwencji bramkarskich polskiego futbolu.
Wcześniej, w tym samym meczu, w cudowny sposób obronił strzał Ricardo Rodrigueza z rzutu wolnego. Bez dwóch zdań z Fabiańskim związany jest największy sukces polskiej piłki od 30 lat. Co prawda nie był bramkarzem pierwszego wyboru, ale po tym jak w pierwszym meczu urazu doznał Szczęsny, zajął miejsce w bramce i Polska, po raz pierwszy po 1986 roku, wyszła z grupy na imprezie rangi mistrzowskiej.
Przed turniejem było widać, że jest przybity. Myślał, że wejdzie do bramki na pierwszy mecz z Irlandią Północną, ale Nawałka wolał jego rywala. Fabiański wiedział, ale się łudził. Gdy wskoczył do bramki, pokazał że zasłużył na miejsce. Zaledwie dwa puszczone gole na 21 strzałów rywali to imponująca statystyka. Kilka z tych uderzeń wymagało wielkiej klasy. Choćby uderzenie Niemca Mesuta Oezila oraz dwa wspomniane strzały Szwajcarów. Fabiański, jeśli puszczał, to tyle ile miał puścić. Do tego szybko zdobył serca polskich "kibiców okazjonalnych" swoją skromnością.
Mój ulubiony mecz Łukasza Fabiańskiego to z !
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) August 8, 2021
Wiecznie drugi
Pochodzi ze Słubic. Nauczyciel z tutejszej szkoły, Jerzy Grabowski, który był pierwszym trenerem piłkarza, wbił mu do głowy - jak mówił w jednym z wywiadów - cechy jak pracowitość, uczciwość, rzetelność. I to nie są puste słowa. Pamiętacie w 2016 roku, gdy po meczu z Portugalią popłakał się przed kamerami? Kompletnie nie wiedział, jak zachować się przy rzutach karnych, interweniował źle, wybierał złe strony, nie pomógł drużynie. Tuż po turnieju zgłosił się do specjalisty od rzutów karnych z Rybnika, Daniela Pawłowskiego. Z dnia na dzień zaczął bronić karne w Premier League.
Potem bardzo dobrze spisywał się podczas eliminacji mistrzostw świata w Rosji, był po bardzo dobrym sezonie, a jednak przegrał rywalizację ze Szczęsnym. Mimo że wszystko świadczyło na jego korzyść. Szczęsny podczas mundialu bronił bardzo przeciętnie. Na Euro 2021 Paulo Sousa również postawił na Szczęsnego, a ten znowu nic szczególnego nie pokazał.
Trudno tak naprawdę powiedzieć, dlaczego bramkarz Juventusu był tak mocno faworyzowany. Specjaliści od treningu bramkarskiego, którzy mieli styczność z jednym i drugim, uchylali się zwykle od odpowiedzi, ale zarówno Andrzej Dawidziuk, jak i Krzysztof Dowhań dawali dyskretnie do zrozumienia, że ich myśli są bliżej Fabiańskiego. Statystyki dziś też pokazują przewagę Fabiańskiego (mniej puszczonych bramek, więcej czystych kont). A jednak selekcjonerzy woleli Szczęsnego.
Może kluczem było to, że Fabiański był jako człowiek spokojny, stonowany, raczej małomówny, przynajmniej publicznie. Działa trochę na zasadzie, że lepiej powiedzieć pięć słów za mało niż jedno za dużo.
W cieniu Szczęsnego
Frans Hoek, były trener bramkarzy reprezentacji, mówił że Fabiański przypomina mu Edwina van der Sara. Świetnie przewidywał grę, ustawiał się, ale miał też wszystko to, co powinien mieć bramkarz klasy światowej. Piekielny refleks, fantastyczną technikę i dobrą grę nogami. Zabrakło mu może osobowości Szczęsnego. Jak powiedział ojciec jego wielkiego rywala, Maciej Szczęsny, to "szaleństwo" działało na korzyść jego syna. Żeby grać w wielkim futbolu, musisz je mieć.
Do tego samego wniosku doszedł Arsene Wenger, który postawił na Szczęsnego i Fabiański musiał w 2014 roku szukać gry poza Arsenalem. W Swansea City i West Ham United ustabilizował się jako bardziej niż solidny bramkarz Premier League. W najlepszej lidze świata zagrał 279 meczów, więcej niż jakikolwiek polski zawodnik.
W ostatnim sezonie osiągnął szczyt formy. - Jest nie do przecenienia. Przy okazji to skromny facet, który nie wymachuje rękami, jakby chciał krzyczeć: "Patrzcie na mnie, jestem najlepszy". To cichy zawodowiec, robi fantastycznie swoją robotę, nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Jeśli Fabiański popełni jakiś błąd, ludzie mówią: "Widziałeś? Fabiański zrobił błąd". I to jest mówione z takim niedowierzaniem. Bo przyjęło się, że Fabiański jest bezbłędny - mówił nam Roshane Thomas, dziennikarz "The Athletic" piszący o Fabiańskim.
Możliwe, że Fabiański trafił na zły czas, może w innych latach miałby łatwiej. Z drugiej strony nie bronił nawet wtedy, gdy na to zasługiwał. Ostatecznie jego karierę reprezentacyjną zakończył Paulo Sousa, dając mu do zrozumienia, że jego szansę na grę są minimalne. Szkoda, można odnieść wrażenie, że z nim w bramce w 2018 i 2021 roku kadra osiągnęłaby więcej. Niemniej jednak pożegnał się z kadrą jako rekordzista - nie dał się pokonać w 26 występach w bluzie z białym orłem na piersi.