Polski futbol czeka na wybór nowego prezesa. Kandydatów na szefa PZPN jest dwóch, ale tak naprawdę Marek Koźmiński już wie, że będzie pełnił podczas wyborów rolę statysty. Jak w starym komunistycznym ustroju, gdzie była potrzebna partia, która pomaga udawać ustrój demokratyczny.
Oczywiście w polskiej piłce autorytaryzmu nie ma, jednak środowisko zmęczone rządami Zbigniewa Bońka postanowiło odrzucić jego kandydata i postawić na nowe. Marek Koźmiński był bowiem postrzegany jako ten, który zapewni status quo i pozwoli utrzymać intratne posady ludziom Bońka. Cezary Kulesza z kolei jako ten, który zapewni zmiany.
Koźmiński był jednym z najważniejszych ludzi u Bońka, wiceprezesem odpowiadającym za szkolenie. Na pewno nie dodało mu to wiarygodności, bo dziś szkolenie jest ważnym tematem w debacie publicznej a kadencja Koźmińskiego charakteryzowała się brakiem spójnego programu, brakiem pomysłów. Certyfikacja, która miała być przełomem, okazała się programem niemalże niedostępnym dla małych klubów, programy szkoleniowe wprowadzane przez związek były elitarne, nie masowe. Koźmiński dorzucił do tego wypowiedzi lekceważące piłkę amatorską, a więc podstawę piramidy i było jasne, że jest to strzał w stopę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
Poparcie Koźmińskiego szybko zaczęło topnieć, jego dawni towarzysze broni powoli zaczęli się wykruszać czy nawet przechodzić na stronę przeciwnika. Nawet Zbigniew Boniek w wywiadach podkreślał, że Koźmiński nie jest jego kandydatem. Kilka tygodni temu rezygnację z pracy w PZPN ogłosił sekretarz związku Maciej Sawicki oraz kilku związkowych urzędników wyższego szczebla. Była to jawna kapitulacja obecnego układu. Sam Koźmiński nie łudzi się, że ma jakiekolwiek szanse i nie kryje się z tym w rozmowach z ludźmi.
Oczywiście Cezary Kulesza też był wiceprezesem PZPN, jednak jego wpływ na politykę związku był znikomy. Było to bardziej stanowisko prestiżowe niż dające realne możliwości.
Sztab Kuleszy przedstawiał go jako odnowiciela, on sam w rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywał, że chodzi głównie o spełnienie jego ambicji.
- Ta myśl (by kandydować - red.) pojawiła się w ostatnich latach. Będąc cztery lata członkiem zarządu PZPN, potem przez pięć lat wiceprezesem ds. piłki profesjonalnej, cały czas miałem kontakt ze związkami wojewódzkimi, z klubami. Były sygnały pod moim adresem, wiele osób pytało, dlaczego miałbym nie spróbować. Po namyśle i rozmowach zarówno z przedstawicielami związków, jak i klubów doszedłem do wniosku, że spróbuję. W końcu znam polski futbol na każdym poziomie - od amatorskiego po profesjonalny. Przez 11 lat byłem prezesem Jagiellonii. Pewne sukcesy w tym czasie odnieśliśmy - zdobyty Puchar Polski, wyrównana walka w lidze z bogatszymi od nas klubami, nowy stadion, nowoczesna baza treningowa - nie mówię, że ja sam to zrobiłem, bo to był cały zespół osób, ale z pewnością dołożyłem do tego swoją cegiełkę, pewnie dosyć solidną. Dlatego też byłem bardzo wzruszony pożegnaniem, które zgotowali mi kibice w Białymstoku. Z doświadczenia wiem, że prezesi klubów muszą się zazwyczaj mierzyć z dużą krytyką. Też to przechodziłem, ale koniec końców kibice docenili to, co udało się nam wspólnie zbudować - mówił w wywiadzie z WP SportoweFakty.
Kulesza ma 59 lat, jest byłym piłkarzem Gwardii Białystok, Olimpii Zambrów, MKS Mława i przede wszystkim Jagiellonii Białystok. Grał jako pomocnik lub napastnik, ale zawsze jako zawodnik ofensywny. Piłkarzem był na tyle solidnym, by pograć na najwyższym poziomie rozgrywkowym, choć prawdziwą karierę rozpoczął już po zakończeniu tej piłkarskiej. W połowie lat 90. zarobił fortunę na disco polo. Jego wytwórnia Green Star wypuściła na rynek gwiazdy gatunku, takie jak Boys, Akcent czy Milano. Działa też w branży nieruchomości, ma elegancki hotel w centrum Białegostoku.
W Jagiellonii jest od 13 lat i jest to na pewno najlepszy okres w historii klubu. "Jaga" przeszła przeobrażenie i z klubu słabego i prowincjonalnego stała się znaczącą siłą polskiej piłki, w ostatnich latach dwa razy sięgała po wicemistrzostwo Polski, raz kończyła sezon na 3. miejscu, już za czasów Kuleszy zdobyła Puchar i Superpuchar Polski, była też w finale. Mówiąc wprost, Kulesza jako działacz musi być postrzegany jako człowiek sukcesu.
Tyle, że rządzić klubem, a rządzić związkiem to dwie różne sprawy. Z obozu Kuleszy docierają jednak optymistyczne informacje o tym, że chce zatrudnić fachowców, menedżerów i wprowadzić wiele zmian. Tego zresztą wymaga środowisko zmęczone słabą pozycją polskiej piłki na arenie międzynarodowej, brakiem sukcesów klubów czy reprezentacji.
Dlatego Kulesza na sztandarach niesie hasła rewolucji szkoleniowej. - To normalne, że jeśli chce się zostać prezesem PZPN, to żeby coś zmienić. Już mówiłem, że najważniejsza jest dla mnie poprawa jakości szkolenia. Zależy mi również na większym wsparciu dla małych klubów i klubików, które później dają nam reprezentantów takich jak Lewandowski, Zieliński czy Krychowiak. Kolejny ważny obszar to profesjonalizacja - wsparcie rozwoju kadry zarządzającej zarówno w związkach, jak i klubach - mówił Kulesza.
O 10.30 rozpoczęło się walne zgromadzenie. Nowego prezesa powinniśmy poznać około godz. 14:30.