Polacy szturmują angielskie akademie. "Jest jeden diament"

Getty Images / Na zdjęciu: Mateusz Musiałowski (z prawej)
Getty Images / Na zdjęciu: Mateusz Musiałowski (z prawej)

Za kilka lat będziemy świadkami napływu talentów z Wysp Brytyjskich. - 90 procent profesjonalnych klubów na Wyspach ma u siebie graczy z polskim pochodzeniem - opowiada nam Maciej Chorążyk, szef skautingu zagranicznego w PZPN.

[b]

[/b]W Premier League gra niewielu Polaków. Od zawsze w tej lidze błyszczeli głównie bramkarze: Jerzy Dudek, Łukasz Fabiański, Wojciech Szczęsny, Artur Boruc, Tomasz Kuszczak. Trudniej było się natomiast przebić zawodnikom z pola, ale od jakiegoś czasu jest pod tym względem przełom. Ponad sto meczów dla Southampton zagrał Jan Bednarek. W Leeds United regularnie występuje Mateusz Klich, a w Brighton coraz więcej szans otrzymuje Jakub Moder. Kilku Polaków pełni również ważne role w klubach Championship, a najlepsze ma dopiero nadejść - gdy dorośnie pokolenie emigracji. Obecnie trudno znaleźć w Anglii akademię bez polskiego zawodnika. 

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Najwięcej polskich talentów jest na Wyspach Brytyjskich?

Maciej Chorążyk, szef skautingu zagranicznego w PZPN: Zdecydowanie. W naszej bazie mamy ponad stu zawodników na wszystkich poziomach rozgrywkowych. 90 procent profesjonalnych klubów na Wyspach ma u siebie graczy z polskim pochodzeniem.

Gdzie jest "nas" najwięcej?

W Blackburn Rovers trenuje trójka Polaków w zespole do lat 18. W Manchesterze United na umowie "scholarship" (stypendium - red.) jest dwóch Polaków, w tym mający nigeryjskie korzenie, ale mówiący po polsku Maxi Oyedele. W Liverpoolu mamy trzech chłopców z rocznika 2003 i kolejnego bramkarza w grupach młodzieżowych. Tak naprawdę w każdej akademii w Premier League jest chłopak z Polski w jakimś roczniku. To pokolenie emigracji. Wcześniej, jeżeli kogoś mieliśmy, to raczej z trzeciego pokolenia sięgającego okresu wojennego. Od czasu do czasu udało nam się kogoś takiego znaleźć, ale gracze niezbyt utożsamiali się z naszym krajem, nie bardzo mówili nawet po polsku. Oprócz młodych chłopców, inni też pną się po szczeblach kariery.

Kogo ma pan na myśli?

Warto wspomnieć, że polscy trenerzy pokazują się z coraz lepszej strony w topowych klubach. Choćby Michał Pujdak, który trenuje zespół Leeds United do lat 23. W Anglii są też piłkarki - Aleksandra Werszko z Tottenhamu czy Zofia Sczęch z Ipswich Town.

Widzi pan u młodych zawodników wyraźną różnicę w wyszkoleniu, porównując do graczy wychowanych w kraju?

W Anglii trenuje się dużo ostrzej, dlatego graczom z pola zdecydowanie trudniej wyróżnić się na tle tamtejszych zawodników. Mamy na przykład Oliwiera Sukiennickiego. To nadzieja akademii Bradford FC. Tylko jest problem, bo Oliwier ma 18 lat, ale nie gra jeszcze w seniorach. Mimo że to trzecia liga (League Two), nie dostaje szansy. Wynika to z tego, że Polakom jest zwyczajnie trudniej przebić się pod względem fizycznym. W Anglii występuje wielu czarnoskórych zawodników, stąd należy być wybitnie wyszkolonym, by obronić się umiejętnościami. Dlatego Mateusz Musiałowski daje sobie radę w Liverpoolu. On po prostu kręci rywalami.

To przyszła gwiazda polskiej piłki?

Dostajemy jego mecze do obserwacji z klubu, wyróżnia się w tamtejszej lidze młodzieżowej. Zresztą - grając w Polsce, też robił różnicę. W Liverpoolu jest ceniony, latem uczestniczył w obozie przygotowawczym pierwszej drużyny. To naturalny talent, diament. Posiada wyjątkową technikę. To typ indywidualisty, który sam może rozstrzygnąć mecz jedną błyskotliwą akcją, ale... ma trochę do wyrównania w grze defensywnej i na to zwracają mu uwagę w klubie. Tak czy inaczej, z przodu jest kozakiem. Może grać wszędzie - na skrzydle, na "10", w ataku.


Sam fakt, że polski piłkarz drybluje, już daje do myślenia.

To u niego wyjątkowa cecha. W klubie pozwalają mu się kiwać, ale jak przesadzi, to go tonują. Przez kilka lat Mateusz jeździł na testy z SMS-u Łódź do Arsenalu. Tam usłyszał "nie", ale przejął go Liverpool i w tym zespole Mateusz "odpalił". Jeżeli dalej będzie się tak rozwijał, to będziemy mieli świetnego zawodnika.

A co z Hubertem Graczykiem, bramkarzem Arsenalu? Grał niedawno w kadrze Anglii do lat 18 i wypadł bardzo dobrze.

On i Filip Marshall z Aston Villi są powoływani do angielskiej młodzieżówki. Filip przyjeżdżał też do nas, do kadry U-19. Są dobrzy, ale nie ma ich u nas, bo posiadamy innych bramkarzy: Kubę Ojrzyńskiego, Bąkowskiego, Dziekońskiego. Ale Graczyk i Marshall wyróżniają się w skali Anglii i są w mniemaniu Anglików bardzo dobrymi bramkarzami. To też ciekawy przypadek - w Anglii jest wyraźna moda na polskich bramkarzy. Anglik uważa, że polski zawodnik ma wyjątkowy gen i bronienie we krwi. My podobnie oceniamy Hiszpanów i ich technikę. Na Wyspach naszych bramkarzy jest naprawdę dużo - w bazie mamy ich około 40. Ale Graczyk i Marshall byli szkoleni w Anglii.

Młodzi kalkulują, którą reprezentację wybrać?

Zawsze mówimy im, że jeżeli dostaną powołanie do innej kadry, irlandzkiej lub angielskiej, niech jadą się sprawdzić. Na początku drogi niczego nie sugerujemy, ale po pierwszym zgrupowaniu, gdy już dany zawodnik pojawia się u nas, prosimy o deklarację. Co ciekawe, wielu graczy, których powołujemy, na przykład z Niemiec, automatycznie wpadają na tamtejszy radar.

Tak działają inne federacje, by nikogo nie przeoczyć?

Tak. Nawet jeżeli wcześniej o takim zawodniku nie słyszano. Jeżeli chodzi o samo szkolenie, to w Anglii jest dość duży przemiał w akademiach. Nie przebijesz się w pół roku - przychodzi następny. Dla porównania: w Niemczech do akademii trafiają gracze na 6-7 lat i rozwijają się naturalnie. Z tego powodu, w mojej ocenie, wciąż jakościowo lepsi są piłkarze z Niemiec, z tej starszej emigracji, 30 lat wstecz. Z młodych chłopców wyrastają gracze bardziej kompletni. Szkolenie w Niemczech jest wielopoziomowe. Zawodnik w wieku 15-16 lat jest świadomy taktycznie, świetnie wyszkolony technicznie, przestrzega diety, ma wszystko poukładane w szkole. Wie, co chce osiągnąć, jest opanowany.

Widać różnicę w nastawieniu mentalnym "emigrantów"?

Wśród urodzonych i wychowanych za granicą - na pewno. Od takich graczy bije pewność siebie oraz przekonanie o własnych umiejętnościach. "Wbijają się" do szatni, od razu mówią na "ty" do trenera. Ostatnio jeden młokos wyskoczył do mnie z tekstem: "siema, a ty miałeś już COVID?". Jest to trochę zabawne, ale nie ma w tym buty, a uśmiech i przyjacielskie nastawienie. W porównaniu do "angielskich Polaków", "niemieccy Polacy" nie są tak ekspresyjni. U nich dominuje spokój i nastawienie na ciężką pracę.

Wy rywalizujecie o tych chłopaków? Trzeba ich przekonywać, podawać argumenty, dlaczego warto wybrać Polskę?

Jeżeli dany zawodnik przyjeżdża na polską młodzieżówkę przez trzy lata, mniej więcej od 15. roku życia, to niemal zawsze decyduje się później na grę dla Polski. Przykładem pierwszym z brzegu jest Nicola Zalewski. W ostatnich 10-12 latach może dwóch piłkarzy zmieniło decyzję. Między innymi Dennis Jastrzembski (obecnie Hertha Berlin), który później do nas wrócił. Niedawno dwóch graczy z naszej młodzieżówki do lat 17 otrzymało również powołanie od Niemców. Nie zrazili się nawet po wysokiej, słynnej porażce 1:10 z tą kadrą. Ale Yarek Gąsiorowski dostał jasny przekaz od Valencii, żeby "nie wydziwiał", bo zaraz zgłosi się po niego hiszpańska młodzieżówka. Odmówił nam pod naciskiem klubu. Takich sytuacji jest na szczęście bardzo mało.

Pech nie opuszcza Paulo Sousy. Reprezentacja Polski poważnie osłabiona!

"Mógłby grać w Premier League". Michał Helik świetny w klubie, ale w reprezentacji zawodzi

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: babol za babolem! To się musiało źle skończyć

Źródło artykułu: