Orest Lenczyk (Cracovia): Zdawaliśmy sobie sprawę, że Korona po trzech porażkach ligowych postawi poprzeczkę bardzo wysoko. A my nie chcieliśmy zaprzepaścić poprzedniego wyniku z Lechem. Jeśli nie można wygrać spotkanie, trzeba je zremisować. Można powiedzieć, że w pierwszej połowie grała Cracovia, w drugiej Korona. Mecz był twardy, zacięty. Piłkarze zgłosili mi w szatni wiele urazów, ale nie wiem na ile są one poważne. Nie jestem tym jednak zaskoczony po ostatnich meczach w ekstraklasie. Tak się teraz gra w tej lidze. Dobrze, że przed nami dwa tygodnie przerwy. Będzie czas na wyleczenie i usprawnienie wielu zawodników. Oczywiście poza Bartkiem Ślusarskim, który nie jest już brany pod uwagę. No i do roboty, kolejny mecz przed nami
Marek Motyka (Korona): Ciężko ułożyło się to spotkanie. Pierwsza połowa zdecydowanie na korzyść gości. Cracovia strzeliła szybko bramkę, znowu po naszej wpadce. W przerwie próbowaliśmy rozsądnie podejść do drugiej połowy. Zdawałem sobie sprawę, że jak stracimy drugiego gola, to krakowianie nas pojadą. Bo wtedy drużyna odrabiająca straty nie patrzy na założenia, tylko idzie cały czas do przodu. A najważniejsze dla nas było to, żeby jednak konsekwentnie dalej grać swoje. W pierwszej połowie to jednak Cracovia grała, my próbowaliśmy tylko przeszkadzać. Nie mieliśmy koncepcji na grę. Po przerwie to się zmieniło. Wreszcie było rozsądne prowadzenie piłki i szukanie oskrzydleń. Szybko wyrównaliśmy, dzięki czemu mieliśmy sporo czasu, żeby powalczyć o coś więcej. Dokonaliśmy kilku zmian w ofensywie, co przeniosło efekt. Już w przerwie wszedł Ernest Konon, który wprowadził sporo ożywienia. Dobrze graliśmy też w defensywie, obrona była wyjątkowo szczelna. Szkoda, że po strzale Jacka Kiełba w końcówce piłka trafiła tylko w słupek. Gdyby padł gol, na pewno mielibyśmy teraz lepsze humory. Ale mówi się trudno, trzeba szanować ten jeden punkt.