Miał być wielki futbol, jest wielki wstyd. Co on zrobił...

Zawsze uchodził nie tylko za wyjątkowo utalentowanego piłkarza, ale też za rozsądnego chłopaka. Tym bardziej trudno zrozumieć upadek, jaki zaliczył Kamil W. Na szczęście ma szanse, żeby się wydobyć z tarapatów.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Kamil W PAP / Na zdjęciu: Kamil W.

Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Pan Bóg nie poskąpił Kamilowi W. talentu do kopania piłki. Kilka lat temu wydawało się, że tylko krok dzieli go od poważnej kariery. Młody pomocnik miał nawet okazję zagrać w pierwszej drużynie RB Lipsk. Zadebiutował w meczu sparingowym z Ajaxem Amsterdam. Wszyscy w Polsce czekaliśmy na jego debiut w Bundeslidze, ale ten nie nastąpił. Od tego czasu minęło 4,5 roku, piłkarz dziś jest w Grecji, z Polski wyjechał skompromitowany.

Ucieczka przed policją

Wszystko działo się szybko. Na pewno za szybko. Tak uznali policjanci stojący na ulicy Jana Pawła II w Białymstoku w niedzielę 21 marca tego roku. Było już dość ciemno, gdy kierowca samochodu marki Mercedes przekroczył prędkość o 27 km/h (było ograniczenie do 50 km/h) i nie zatrzymał się do kontroli drogowej. Jak pisały miejscowe media, podczas ucieczki spowodował stłuczkę, a następnie porzucił auto i zbiegł pieszo. Raczej nie było możliwości, by kierowca nie zauważył radiowozu, który dawał sygnały dźwiękowe i świetlne.

Samochód potem został odnaleziony kilkanaście kilometrów dalej, przy ulicy Andersa, na parkingu Giełdy Rolno-Towarowej. W poniedziałek rano kierowca sam zgłosił się na komendę policji. Przebadano go na obecność narkotyków w organizmie. Badanie dało wynik pozytywny. Okazało się, że to zawodnik Jagiellonii Białystok. Klub wystosował komunikat: "Kamil W. nie jest już piłkarzem Jagiellonii Białystok. Umowa z 23-letnim pomocnikiem została rozwiązana z uwagi na wydarzenia z udziałem zawodnika, do których doszło zeszłej niedzieli".

Urodzony do sportu

Młody wciąż piłkarz dostał łatkę tego, który jest od biegania a nie od myślenia. A przecież nic na to nie wskazywało. Gdy w 2015 roku opuszczał Pogoń Szczecin, Dariusz Adamczuk mówił o nim jako o rozsądnym chłopaku z charakterem. Zresztą, gdyby cofnąć się w czasie, W. dostał nawet od dyrektora szkoły podstawowej numer 2 w Sokołowie Podlaskim odznaczenie za wyniki w nauce. Nie chodziło o wyniki w sporcie. W tym zawsze radził sobie świetnie. Z piłką rozstawał się głównie wtedy, gdy próbował sił w lekkoatletyce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się stało?! Po trzech sekundach prowadzili 1:0

Jak czytamy w serwisie legia.net, wygrywał wiele lokalnych konkursów, choćby mistrzostwa powiatu w skoku w dal, czy drużynowy turniej czwórboju lekkoatletycznego. Dodatkowo w Gdańsku zajął drugie miejsce w mocno obsadzonym turnieju tenisa stołowego. W. po prostu urodził się do sportu.

W drużynie z Sokołowa, prowadzonej przez trenera Artura Czartoryjskiego, był na tyle dobry, że wkrótce został wypatrzony przez przedstawicieli Akademii Piłkarskiej Władysława Żmudy. Ruszył więc na podbój Warszawy. W stolicy takiego talentu nie dało się przegapić. Szybko więc przyszła oferta nie do odrzucenia z warszawskiej Legii. W roczniku występował z Mateuszem Żyro i Mateuszem Hołownią. Wyróżniał się.

- Przede wszystkim techniką i bardzo dobrym dryblingiem. Jako osoba i piłkarz zawsze miał swój trochę odmienny styl. To na pewno niezwykle solidny zawodnik, który nie boi się wziąć na siebie ciężaru gry - opowiadał Mateusz Żyro w rozmowie z legia.net.

Wielki futbol na horyzoncie

Wyglądało więc na to, że jest kwestią czasu aż zrobi karierę. Był na pewno uważany za jeden z największych talentów w Polsce. Był też na tyle dobry, że mając 15 lat pojechał na kilka miesięcy do angielskiego Fulham. W Londynie się nie przebił, ale do Warszawy też nie wrócił. Skutecznie przekonali go trenerzy Pogoni Szczecin. O tym, że w Szczecinie bardzo na niego liczyli, świadczy fakt, że zadebiutował w Ekstraklasie mając zaledwie 16 lat i 234 dni.

Portowcy długo się jednak zawodnikiem nie nacieszyli, bo zgłosił się do niego RB Lipsk. Wówczas był to zaledwie klub drugoligowy, ale większość już miała świadomość, że rodzi się nowy potentat europejskiego futbolu.

- To nie była łatwa decyzja. Ciężko się zdecydować na skok de facto ze szczytu, czyli z ekstraklasy. Jednak w Polsce więcej już się nie wyciągnie. Mam teraz 17 lat. Nie wiem, jak wyglądałaby moja droga, gdybym został, ale wybrałem właśnie ten kierunek - mówił nam wówczas. - W Lipsku wszystko jest poukładane, nadal mogę się czegoś uczyć. Tego chcę, tego od siebie wymagam, żeby jak najwięcej mieć z piłki. Posiadać umiejętności na jak najwyższym poziomie, spróbować sił na przykład w Bundeslidze – dodawał.

W Pogoni żałowali, mieli poczucie, że tracą bardzo perspektywicznego gracza, a on miał wtedy prawo czuć, że już wkrótce wielki futbol otworzy się dla niego. Słynny szkoleniowiec Ralf Rangnick pochwalił go i dał do zrozumienia, że marzenie o Bundeslidze jest na wyciągnięcie ręki.

W drużynie do lat 19 grał na "dziesiątce", w ciągu dwóch sezonów uzbierał 10 bramek i zaliczył 5 asyst. Nie fenomenalnie, ale dobrze, jak na chłopca, który mocno odstawał fizycznie.

Zresztą Niemcy dali mu do zrozumienia, że jest na dobrej drodze. Poza debiutem z Ajaksem, dwukrotnie usiadł na ławce w meczach Bundesligi. Boiska jedne z najlepszych lig świata były tuż przed nim. Wystarczyło zdjąć dres i zrobić kilka kroków. To jednak nie nastąpiło.

Zamiast tego zawodnik podczas zgrupowania kadry młodzieżowej doznał kontuzji kości strzałkowej i stracił swoją szansę. Odszedł do Wisły Kraków.

Kariera wyhamowuje

- Były propozycje z dwóch klubów z Anglii i z Borussii Dortmund. Ale kiedy tylko zobaczyłem skład Borussii, pomyślałem: "Gdzie ja tam pójdę?". Bardzo trudno byłoby mi się przebić, dlatego wybrałem ofertę z Krakowa. Ale tu też muszę wywalczyć swoje miejsce – mówił w rozmowie z "PS".

Wziął się do pracy, dużo ćwiczył na siłowni, a jednak wygląda na to, że piłka seniorska nieco zweryfikowała piłkarza. Grał pod Wawelem trzy sezony, ale można je określić jako raczej średnie. 4 bramki w 71 meczach oznaczają, że tak naprawdę był rozczarowaniem. W Jagiellonii też nic wielkiego nie zdziałał. Zanim zdołał na dobre się rozkręcić, zaliczył "wpadkę" na ulicach Białegostoku.

On sam początkowo - jak informował serwis gol24.pl - zapewniał, że samochód prowadził kto inny. Ostatecznie jednak przyznał się do winy. Jak stwierdził, uciekał, bo bał się utraty prawa jazdy. Sąd uważał, że powodem mogło być też to, że zawodnik był pod wpływem kokainy. Jednocześnie sąd uwzględnił, że to młody człowiek bez kartoteki i skazał go na 3 tysiące złotych grzywny i roczny zakaz prowadzenia pojazdów.

Sędzia Marek Rymarski z Sądu Rejonowego w Białymstoku powiedział: "W ocenie sądu powstrzyma oskarżonego przed przyszłymi takimi zachowaniami. On sam zresztą deklarował, że to była głupota z jego strony, że więcej tak się nie zachowa. W ocenie sądu warto dać szansę temu młodemu człowiekowi".

Kolejny etap i kolejna szansa to greckie Volos NFC, przyzwoita ekipa tamtejszej Super League. Drużyna Polaka w dwóch pierwszych meczach zdobyła 6 punktów. Pomocnik na razie grał zaledwie 9 minut. Niestety, wiele wskazuje, że jego kariera, w przeciwieństwie do samochodu, wyhamowuje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×