W początkowych fragmentach spotkania to właśnie wspomniana trójka wydawała się być najaktywniejsza na boisku, choć z murawy praktycznie przez całą pierwszą połowę wiało nudą. Przez kwadrans delikatną optyczną przewagę miała Wisła, z biegiem czasu do głosu dochodził ŁKS, jednak z akcji obu drużyn absolutnie nic nie wynikało - ot, taka ligowa kopanina, a posiadanie piłki zmieniało się co kilka sekund.
Pierwszy strzał w meczu odnotowaliśmy w 13. minucie, a jego autorem był Gabor Vayer, jednak to uderzenie poruszyło tylko piłkarskich statystyków, którzy "odhaczyli" kreskę w rubryce "strzały", bo na pewno nie wprowadziło ani na moment niepokoju w szeregi gości. Strzelać z dystansu próbowali także: dwukrotnie Krzysztof Mączyński i raz Damian Nawrocik, ale mimo że golkiper Wisły był bardzo niepewny i często bronił "na raty", to w żadnej ze wspomnianych akcji, nie było w pobliżu gracza ŁKS-u, który mógłby bezpańską futbolówkę, sparowaną przez Przemysława Mierzwę, dopaść.
Groźnie zrobiło się w końcówce pierwszej odsłony natomiast pod bramką ŁKS-u. Najpierw w pole karne wpadł Krzysztof Zaremba, ograł Dejana Ognjanovicia, ale powracający defensor łódzkiego klubu zdołał zablokować uderzenie Zaremby i piłka uderzyła jedynie w boczną siatkę, obok zmylonego Bogusława Wyparły. Tuż przed przerwą okazję miał jeszcze Daniel Koczon. Tym razem natomiast na posterunku był "Bodzio W." i w trudnej sytuacji pewną interwencją uratował swój zespół przed stratą bramki.
W szatni podopieczni Grzegorza Wesołowskiego usłyszeli zapewne kilka męskich słów, bowiem po powrocie na boisko ich gra wyglądała nieco inaczej, a na pewno widać było więcej zaangażowania. Zaowocowało to kilkoma sytuacjami pod bramką Mierzwy. W 50. minucie ŁKS powinien prowadzić 1:0. Piłkę w polu karnym otrzymał niepilnowany Nawrocik, przyjął ją, zmylił powracającego obrońcę, spokojnie zastanowił się, przymierzył i uderzył prosto w bramkarza... 10 minut później do ataku zapędził się nawet Tomasz Hajto i wywalczył rzut wolny w okolicach narożnika pola karnego gości. Po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry i strzale głową jednego z łodzian, piłka znalazła się jednak na siatce, ale od zewnętrznej stony bramki Mierzwy.
W 57. minucie trener gospodarzy Grzegorz Wesołowski dokonał podwójnej zmiany. Na boisku za dwójkę nowych graczy - Sikorę i Mączyńskiego, pojawili się Robert Sierant i Adrian Świątek i właśnie ten ostatni już 5 minut później został bohaterem meczu. Akcję lewą stroną poprowadził Vayer, podał w pole karne do Rafała Kujawy, ten wydawało się, że będzie strzelał, jednak znalazł lepiej ustawionego i niepilnowanego Świątka, a młody napastnik ŁKS-u już po raz drugi w tym sezonie pewnym uderzeniem zapewnił swojej drużynie 3 punkty.
Wisła starała się odrobić straty, jednak te starania były dość nieporadne, a łódzka defensywa grała solidnie, szanując piłkę i nie pozwalając, aby gra przenosiła się w pobliże pola karnego gospodarzy. Płocczanie mieli tak naprawdę tylko jedną groźną okazję, już w doliczonym czasie gry. Po dośrodkowaniu w pole karne, w znakomitej sytuacji tuż przed bramką Wyparły mógł znaleźć się Bartosz Wiśniewski, ale ... nie zorientował się w sytuacji i piłka opuściła boisko, a chwilę później arbiter - Łukasz Bartosik z Krakowa, zakończył to spotkanie.
ŁKS Łódź - Wisła Płock 1:0 (0:0)
1:0 - Świątek 62'
Składy:
ŁKS Łódź: Wyparło - Hajto, Adamski, Ognjanović, Klepczarek, Mowlik, Mączyński (57' Świątek), Vayer, Kujawa, Sikora (57' Sierant), Nawrocik (83' Gikiewicz).
Wisła Płock: Mierzwa - Żytko, Jarczyk, Pacan, Sielewski (70' Wiśniewski), Chwastek, Wyszogrodzki, Grudzień (81' Mitura), Masłowski, Zaremba, Koczon.
Żółte kartki: Mowlik, Vayer, Ognjanović, Kujawa (ŁKS) oraz Wiśniewski (Wisła).
Sędzia: Łukasz Bartosik (Kraków).
Widzów: 5000 (ok. 100 gości).