Z dyktafonem u byłych gwiazd: Mariusz Śrutwa

Jest wychowankiem Polonii Bytom, ale niemal przez całą piłkarską karierę był związany z Ruchem Chorzów. 38-letni Mariusz Śrutwa jest uznawany za żywą legendę Niebieskich. Po zawieszeniu butów na kołku ten były napastnik nie zapomniał o klubie, w którym spędził wspaniałe lata. Regularnie bywa na meczach chorzowian i jak zdradził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, chętnie podjąłby pracę w Ruchu.

W tym artykule dowiesz się o:

Przygodę z futbolem rozpoczął w Polonii Bytom. Spędził w niej dwa sezony, by po tym okresie przenieść się do chorzowskiego Ruchu. Z tym klubem Mariusz Śrutwa związał się na dobre i na złe. Od 1991 do 2006 roku z roczną przerwą na Legię Warszawa bronił barw Niebieskich. Śrutwa przez wiele lat był uznawany za niekwestionowanego lidera Ruchu, ale jego przygoda z zespołem niespodziewanie się zakończyła, bo ówczesny trener chorzowian, Marek Wleciałowski nie widział dla niego miejsca w składzie. Po usłyszeniu tej decyzji napastnik powiedział sobie "dość". Po półrocznym odpoczynku związał się co prawda umową z Rozwojem Katowice, ale po zaledwie sześciu miesiącach postanowił już definitywnie zakończyć karierę. Zdecydowanie największymi sukcesami w dorobku Śrutwy są: wywalczenie krajowego pucharu w 1996 roku i Korony Króla Strzelców dwa lata później.

Nie on podjął decyzję

Oficjalnie za datę zakończenia kariery przez Śrutwę przyjmuje się wiosnę 2007 roku, ale na dobrą sprawę pożegnanie legendy Ruchu Chorzów z profesjonalnym futbolem nastąpiło rok wcześniej, gdy szkoleniowiec Marek Wleciałowski uznał go za zbędę ogniwo w zespole. Ostatni mecz w barwach Niebieskich, Mariusz Śrutwa rozegrał 10 czerwca 2006 roku. Rywalem Niebieskich była Polonia Bytom. Chorzowianie wygrali to starcie 5:1. - Nie ja podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Zrobił to za mnie ktoś inny. Człowiek, który wydawało mi się, jest osobą, z którą się dobrze znam i której niejednokrotnie w życiu pomogłem. Jak się później okazało, w życiu najczęściej na takich ludziach można się przejechać - wyjaśnił były już piłkarz. - Była to taka osoba, która nie miała honoru i podjęła taką decyzję o niczym mnie nie informując, a wszyscy wiedzieli i wiedzą do teraz, że na skutek tego, że jestem bardzo charakterystycznie związany z Ruchem, nie bardzo miałem możliwość gdziekolwiek indziej występować. Wiadomo, jakie są antagonizmy między klubami, między kibicami. Nawet ja sam nie widziałem siebie w innym zespole po tak długiej przygodzie w Ruchu Chorzów. Za granicę czy w Polskę nie bardzo mogłem wyjechać, bo zajmuję się szeregiem innych spraw poza piłką. Ktoś po prostu za mnie podjął tę decyzję. Było to o tyle brzydkie, bo do ostatniej chwili przekonywano mnie, że zostaję. Zagrałem jeszcze w jednym meczu i nagle dzień później wszystko się zmieniło. Cóż, takie jest życie - wspomina.

Sam Śrutwa nie ma wątpliwości, że spokojnie mógł jeszcze pomóc Ruchowi w walce o ligowe punkty. - Zdecydowanie mogłem jeszcze pograć. Ostatni sezon, który spędziłem w Ruchu był dla mnie bardzo udany. Występowałem w ataku z Mikulenasem. Zdobyliśmy w dwójkę ok. 25 bramek, zaliczyliśmy przynajmniej tyle samo wzajemnych asyst. Byliśmy najlepszym duetem napastników, zarówno pod względem strzelonych bramek jak i asyst. Dlatego wydaje mi się, że jeszcze przez rok, a nawet półtora roku spokojnie mógłbym grać - wyjaśnił.

Zapracowany człowiek

Po zawieszeniu butów na kołku Mariusz Śrutwa rozpoczął własną działalność. Nie skupił się jednak tylko na jednej dziedzinie. - Prowadzę kilka firm, kilku innych jestem współwłaścicielem. O jednej wiedzą wszyscy, bo to było szeroko komentowane (zakład kominiarski w Bytomiu przyp. red), inne są z branży budowlanej, dziennikarskiej, medialnej. To bardzo szeroki wachlarz - wyjaśnił. Mariusz Śrutwa na brak zajęć nie narzeka, ale nie odciął się od świata futbolu. Nadal jest z nim związany. Chociaż teraz już w nieco innej formie. - Jestem komentatorem w stacji Canal +, udzielam się także w gazetach, w portalach internetowych. Jakoś sobie radzę i spokojnie żyję.

Codzienne obowiązki tak pochłaniają czas Śrutwy, że ten nie znajduje chwili na przyjemności. - Nie mam wolnego czasu. Mam sporo zajęć, a nawet jeżeli gdzieś ta wolna chwila jest, to kiełkuje mi w głowie kolejny pomysł i angażuję się w kolejne przedsięwzięcie. Mam nadzieję, że kiedyś dojrzeje we mnie ta myśl, że pora odpocząć i nic w życiu nie robić, bo to też czasami jest przyjemne - powiedział.

Marzenia o pracy w Ruchu

Napastnik, który w 281 meczach ekstraklasy zdobył dla Ruchu 103 bramki, nie kryje, że w niedalekiej przyszłości chciałby podjąć pracę w klubie, z którym był, jest i będzie związany emocjonalnie. - Piłka jest mi bardzo bliska. Całkiem niedawno pojawiły się głosy, że osoby, które mają możliwość przejąć Ruch Chorzów, widziałyby mnie w jakiejś roli w tym klubie. Ja powiem, że byłbym naprawdę bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało, bo bardzo dużo Ruchowi zawdzięczam. Mam sporo kontaktów, znajomych w różnych dziedzinach i posiadam pewną wizję zespołu. Myślę, że skorzystałyby na tym obie strony - wyjaśnił.

Za zatrudnieniem Śrutwy w klubie opowiadaliby się kibice, którzy wysoko cenią swojego idola. - Do teraz mam bardzo dobry kontakt z kibicami i zawodnikami. Fani niejednokrotnie okazują mi swoją sympatię, chociaż w piłkę już nie gram. Jestem przez nich rozpoznawalny, zapraszany na wszystkie imprezy, które organizują. Moje nazwisko jest bardzo często skandowane podczas meczów, a to też o czymś świadczy. Na pewno chciałbym ten dług wdzięczności spłacić. Kibice są dla mnie bardzo ważni, na pewno nie chciałbym ich zawieść. Oni są najbardziej wymiernym wskaźnikiem tego, kto jaką jest osobą w sporcie. Po tej całej aferze korupcyjnej, to fani są najbardziej obiektywni i niezależni - zauważył.

Widzi kandydata na swojego następcę

Mariusz Śrutwa zakończył karierę w 2007 roku. Regularnie bywa jednak na polskich stadionach, przede wszystkim na tym przy ul. Cichej w Chorzowie. Czy obserwując zmagania na ligowych boiskach, dostrzega zawodnika, w którym widzi samego siebie? - Ja mam nadzieję, że w Ruchu się taki pojawił i chyba wiemy, kogo mam na myśli. Aczkolwiek za wcześnie go chwalić, za wcześnie by porównywać, bo to jest pierwsze pół roku. Ja jestem zwolennikiem teorii, która tyczy się nawet tych, którzy są kreowani przez media, a przede wszystkim przez menedżerów, pseudotrenerów na gwiazdy polskiej ligi po zaledwie sześciu miesiącach. Jeżeli ten zawodnik zagra na bardzo dobrym poziomie przez 3-4 lata i będzie o nim głośno, wtedy będzie można naprawdę uznać go za postać polskiej piłki - wyjaśnił. Kogo miał na myśli?

Komentarze (0)