8:2 z Barceloną. Świat przecierał oczy po tym, co zrobił Bayern

Robert Lewandowski powraca na stadion, na którym osiągnął swój historyczny sukces. To na Estadio da Luz demolował 8:2 Barcelonę, by chwilę później wznieść puchar Ligi Mistrzów.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Robert Lewandowski ONS.pl / all_imageB / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Tak dobrego wejścia w rozgrywki Ligi Mistrzów Robert Lewandowski jeszcze nie miał. Po zaledwie dwóch rozegranych kolejkach Polak ma na koncie cztery bramki. Już za kilka godzin ten licznik może być jeszcze bardziej okazały. Zwłaszcza, że "Lewy" wraca na stadion, który kojarzy mu się wyjątkowo dobrze.

Całkowita dominacja

Tego, co działo się w Lizbonie zaledwie rok temu, nie trzeba nikomu przypominać. Bayern z Robertem Lewandowskim na czele sięgnął po upragnione trofeum.

Wszystko zaczęło się 14 sierpnia właśnie na Estadio da Luz. Po wznowieniu rozgrywek, które storpedowała pandemia, w stolicy Portugalii naprzeciw siebie stanęły dwie wielkie marki - Bayern Monachium oraz FC Barcelona. Przy takich zestawieniach wyjątkowo trudno wskazać zwycięzcę. Bayern pokazał jednak, że w tamtym sezonie nie brał jeńców.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego

Bawarczycy w kosmicznym wręcz stylu rozbili Katalończyków aż 8:2, co było najwyższą porażką Barcelony w jej historii występów w Champions League. Wyżej przegrała raz - w lidze w 1940 roku z Sevillą - 1:11.

Wspomniany sezon w pełni należał do Bayernu, ale przede wszystkim do Roberta Lewandowskiego. Polak długo ścigał rekord 17 bramek w pojedynczym sezonie LM ustanowiony przez Cristiano Ronaldo. Ostatecznie napastnik Bayernu zatrzymał się na 15 bramkach. Trzeba jednak pamiętać, że rozegrał dwa mecze mniej - ominęły go ćwierćfinałowe i półfinałowe rewanże.

Dług spłacony 

- Jest być może najlepszą "9" na świecie. Na wielkiej scenie jest nam jednak coś winny - mówił niegdyś Uli Hoeness, były prezydent Bayernu.

W Lizbonie jednak wszelkie długi przestały mieć znaczenie. Lewandowski spłacił wszystko z nawiązką, a przy okazji na zawsze zapisał się w historii. Sięgnął po trofeum, na które czekał całą swoją karierę. Po wszystkim nie krył swojego wzruszenia.

- Radość jest ogromna, ciężko pracowaliśmy na ten sukces. Tyle czasu i ja, i cała drużyna staraliśmy się żeby zdobyć ten Puchar. Wreszcie się udało - mówił przed kamerami TVP Sport.

- To była reakcja wynikająca ze spełnienia marzenia, na które ciężko pracowałem wiele lat. Wzruszenie jest ogromne, łzy też poleciały po końcowym gwizdku - nie ukrywał "Lewy".

Dziś Lewandowskiemu pozostaje śrubowanie rekordów strzeleckich. Polak, z 77 golami, znajduje się aktualnie na 3. pozycji rankingu najskuteczniejszych strzelców Champions League.

Kolejną okazję do poprawienia wyniku będzie miał już w środę wieczorem. Do tej pory z Benficą miał okazję mierzyć się w czterech meczach, w trakcie których strzelił trzy bramki. Teraz ten wynik będzie mógł jeszcze wyśrubować zwłaszcza, że w obecnych rozgrywkach jest w wyśmienitej formie.

Początek meczu Benfica - Bayern Monachium, w środę, 20 października, o godzinie 21:00. Transmisja dostępna będzie na kanale TVP1.

Czytaj także:
Zawaliła się trybuna! Stadion zamknięty do odwołania
Koniec rundy dla obrońcy Warty Poznań

Czy Robert Lewandowski jeszcze kiedykolwiek w swojej karierze zwycięży Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×