- Na pewno nie wszystko udało mi się, z tego co chciałem tutaj zrobić. Jednego nie dam sobie jednak wmówić, że się nie starałem. Przypominam sobie, jakby to było wczoraj, moje pierwsze spotkanie z kibicami. Padały wtedy różne pytania. Chciałbym, żeby wszyscy zapamiętali i przyjęli do wiadomości. Ja jestem hanys. Grałem w Ruchu Chorzów, Legii Warszawa, Pogoni Szczecin i pracowałem w Wiśle Kraków. Jestem ruchowcem, legionistą, pogoniarzem, a teraz - dzięki tym dwóm latom - odrobinę również przynajmniej zasłużyłem sobie na to, żeby powiedzieć, że jestem też wiślakiem. I tak się czuję. Mam pełne prawo, aby tak siebie nazywać. To miejsce zawsze będzie mieć w moim sercu szczególne znaczenie - mówił Jacek Bednarz.
Były dyrektor podziękował wszystkim za współpracę. I co ważne, nie zapomniał też o kibicach "Białej Gwiazdy".
- Dziękuję wszystkim, a w szczególności tym osobom, które były najbliżej mnie, prezesowi Wilczkowi, który jest nie tylko oddany temu klubowi, ale i jest w stu procentach osobą profesjonalną. Dlatego ta współpraca tak się układała. Dziękuję moim asystentom, Michałowi Migdałowi, Pawłowi Palusińskiemu oraz Adrianowi Ochalikowi, który rozumiał trudne konotacje tej pracy. Zawsze mogłem na niego liczyć. Dziękuję sztabowi szkoleniowemu i piłkarzom. Na ręce prezesa Stowarzyszenia Kibiców dziękuję też kibicom, bo na pierwszym spotkaniu poprosiłem o kredyt zaufania i został mi on udzielony. Gdy tutaj pracowałem kibice nigdy nie stanęli przeciwko drużynie, czy klubowi. Zawsze byli jej wsparciem, zwłaszcza w trudnych momentach. To napawa mnie dumą, że mogłem w takim klubie, z takim wsparciem, pracować - mówił Bendarz.
Za swój największy sukces uznał restrukturyzację kadry zespołu. Największa natomiast porażka przyczyniła się do jego odejścia z Wisły.
- Gdy podpisywałem umowę z Wisłą zobaczyłem tutaj mecz z Arką. Skończył się wynikiem 2:2, a Wisła powinna wygrać go 5:0 albo 6:0. Później trafiły do mnie dokumenty, obejrzałem je i policzyłem jak wielu mamy zawodników. Co ciekawe nagle okazało się, że trener Moskal nie ma kogo zabrać na mecz do Bełchatowa. Najważniejsze co można było zrobić to wymyślić dokąd ta drużyna ma zmierzać. Starałem się i to się udało, aby w zespole zostali ludzie potrzebni i aby kontrakty odpowiadały ich wkładowi w sukcesy Wisły. Ta restrukturyzacja to jest coś co nas ucieszyło i doprowadziło do dwóch mistrzostw Polski. Straszną dla mnie personalnie porażką jest natomiast dwumecz z Levadią. To jest coś co nie miało prawa się wydarzyć, a wydarzyło się. Udawanie, że to nie miało miejsca na pewno jest niemożliwe. Nie zamierzam tego robić i mówić, że nie jestem za to odpowiedzialny. To moja największa porażka - przyznał Bednarz.
Były dyrektor Wisły przypomniał też, że to on był pomysłodawcą sprowadzenia Macieja Skorży do Krakowa. Dodał też, że ma tylko w jednej kwestii żal do trenera.
- Trener Maciej Skorża w Wiśle to mój autorski pomysł, ale nigdy nie mówiłem, że na wszystko mamy wspólny pogląd. Mam do niego tylko jeden żal, że dał się pokonać Levadii - stwierdził Bednarz, który przyznał, że po rozmowach z włodarzami klubu nie spodziewał się, że zostanie zwolniony.
- To było dla mnie zaskoczenie. Po spotkaniu z władzami klubu przyjęliśmy taką formułę, w której był i trener i dyrektor sportowy. Rozbudowaliśmy dział sportowy o skautów, aby zwiększyć jego możliwości. Tak jest jednak w życiu, że właściciel czy klub mogą zmienić zdanie. Na razie myślę o planach osobistych. Czym mogę zaskoczyć żonę jak jej powiem, że nie musi teraz czekać na mnie 20 godzin. Jutro ma mnie już do dyspozycji - zakończył Jacek Bednarz.
Niewątpliwie przyznać trzeba, że po dobrej pracy, jaką mimo wszystko wykonał w Krakowie oraz po tym jakiego nabrał pod Wawelem doświadczenia, można spodziewać się, że żona pana Bednarza nie będzie zbyt długo cieszyć się z dużej ilości wolnego czasu, jakiego będzie miał do dyspozycji jej mąż.