Po zaprezentowaniu się kibicom na Camp Nou, Xavi Hernandez wraz z prezesem, wiceprezesem i dyrektorem sportowym klubu udał się do sali prasowej. Podczas swojej pierwszej konferencji wyjawił, że rozmawiał z przedstawicielami reprezentacji Brazylii.
- Chodziło o to, by pomóc Tite (obecny selekcjoner "Canarinhos" - przyp. red) i objąć drużynę po mistrzostwach świata w Katarze. Moim marzeniem było jednak przyjście do Barcelony - powiedział. Po tych słowach federacja z kraju kawy została skrytykowana, że planowała zatrudnić zagranicznego selekcjonera.
Na te zarzuty odpowiedział w telewizji "Globo" Rogerio Caboclo. Od czerwca jest on zawieszony w obowiązkach prezesa związku, ale zdążył jeszcze w lutym skontaktować się z legendą "Dumy Katalonii". - Jeśli przyjąłby zaproszenie, byłby asystentem. Miałby za zadanie analizować naszych europejskich rywali i ich najlepszych piłkarzy, grających na Starym Kontynencie. Tite wiedział o tych negocjacjach i się na nie zgodził. Nie było jednak obietnicy objęcia kadry po mundialu, a jedynie uwaga o takiej możliwości - przekazał.
- Skoro tak bardzo krytykuje się nas, że nie gramy jak Europejczycy, dobrze byłoby mieć jednego z nich w naszym gronie. Mamy na miejscu świetnych szkoleniowców, ale nie mam uprzedzeń do obcokrajowców. Wierzę w talent i długoterminową pracę. Wymagam miłości do reprezentacji - dodał.
Dyskusje trwające w Brazylii nie mają już teraz jednak większego sensu. Xavi cały czas czekał na opcję powrotu na Camp Nou i dopiął swego, stając się następcą Ronalda Koemana.
Zobacz też:
Jest decyzja ws. Matty'ego Casha! FIFA zabrała głos
Kto zdobędzie Złotą Piłkę? Silny kandydat zabrał głos: "Byłbym hipokrytą"
ZOBACZ WIDEO: Wróciły najlepsze czasy Barcelony. To zasługa piłkarek