Od dwóch miesięcy w Polsce notuje się nieustanny wzrost zakażeń koronawirusem. Obecna liczba chorych powoli dochodzi do rekordowych wartości. Na ten moment codziennie potwierdzane jest około 25 tysięcy nowych przypadków.
Przy poprzednich falach pandemii takie liczby prowadziły do twardych lockdownów, zamykano restauracje, obiekty sportowe, a nawet lasy.
Obecnie jednak rząd podchodzi do tematu dużo bardziej liberalnie. - Obecne restrykcje to są w zasadzie pieszczoty - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty profesor nauk medycznych, Włodzimier Gut, specjalista w zakresie mikrobiologii i wirusologii, pracownik naukowy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
"Przechorują to się uodpornią"
Rosnąca liczba zakażonych to oczywiście nie tylko problem naszego kraju. Różne państwa w różny sposób starają się jednak walczyć z sytuacją.
W Wielkiej Brytanii na stadiony i obiekty sportowe nie wejdzie nikt, kto wcześniej nie okaże paszportu covidowego. A w Polsce 30 procent wypełnienia stadionu wciąż nie podlega żadnym restrykcjom. Dopiero nadmiarowe osoby, przekraczające ten próg, będą musiały okazywać stosowne certyfikaty.
- Z punktu widzenia wirusologa, mieszanie populacji prowadzi do utrzymania wysokiego poziomu zakażeń - mówi nam prof. Włodzimierz Gut.
W Polsce jednak wszelkiego rodzaju obostrzenia spotykają się z bardzo dużym oporem społecznym. Przyznają to zresztą sami rządzący: - Jesteśmy kulturalnie inaczej uwarunkowani, od wielu lat mamy w genach gen sprzeciwu - mówił na antenie RMF FM wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w odpowiedzi na pytanie o kolejne restrykcje. Uwagę na to zwraca także prof. Włodzimierz Gut.
- Jeżeli chodzi o sposoby działań, to wszystko zależy od kilku czynników takich jak odsetek osób zaszczepionych, ale też akceptacji szczepień w danym obszarze, jak i sytuacji epidemiologicznej. Ostatnim elementem są też oczywiście decyzji polityczne - podkreśla.
W ten sposób, podczas gdy w wielu zachodnich państwach sięga się po naprawdę "ciężką artylerię" w walce z pandemią, jak chociażby w Austrii, gdzie od 1 lutego 2022 szczepienia będą obowiązkowe, a za zlekceważenie nakazu grozić będzie grzywna w wysokości 3600 euro, u nas zmniejsza się pojemność stadionów z 50 procent do 30. I to tylko jeżeli chodzi o osoby niezaszczepione.
Co więcej, tego typu restrykcje są w zasadzie tylko teoretyczne. Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Ochrony Danych Osobowych, w Polsce nie ma podstawy prawnej, która umożliwiałaby organizatorom takich wydarzeń, jak choćby ostatni Puchar Świata w skokach w Wiśle, sprawdzanie certyfikatów covidowych.
- Z punktu widzenia szybkości osiągnięcia odporności stadnej, jeśli nie ma woli szczepienia, to zostaje wariant szwedzki, przechorują, to się uodpornią - mówi nam prof. Włodzimierz Gut.
Skutek może być odwrotny
Restrykcje w Polsce na tle wielu innych państw są łagodne nie tylko dla społeczeństwa, ale i dla samych sportowców. U nas nikt za bardzo nie wnika, czy dany zawodnik był szczepiony, czy też nie.
Zupełnie inaczej wygląda to choćby w USA. NBA twardo nakazała zaszczepić wszystkich koszykarzy i nie ma wyjątków nawet dla największych gwiazd. Kyrie Irving, lider Brooklyn Nets, konsekwentnie odmawia przyjęcia preparatu, przez co możliwe, że już w tym sezonie nie zobaczymy go na parkietach najlepszej ligi świata.
Z kolei w Niemczech głośno ostatnio było o kilku piłkarzach Bayernu, którzy odmówili szczepienia. Niemiecki klub w związku z tym zadecydował o obniżeniu ich pensji.
W Polsce natomiast na razie mówi się o wprowadzeniu, od 1 marca, obowiązkowych szczepień dla nauczycieli, medyków oraz służb mundurowych. Kwestie sportu są bardzo daleko w kolejce.
Profesor Włodzimierz Gut zwraca jednak uwagę na jeszcze jeden aspekt, który jak do tej pory nie był silną stroną naszego kraju.
- Decyzje zależą po pierwsze od skuteczności wdrażania systemu. Jeżeli tej skuteczności nie ma, to żadna metoda nie będzie metodą dobrą. Wówczas podejmowane decyzje mogą prowadzić do odwrotnego skutku - zaznacza.
- Jeśli chodzi o Polskę, to nie jesteśmy na dobrych pozycjach ani jeżeli chodzi o restrykcje, ani szczepienia. Obecne restrykcje to są w zasadzie pieszczoty, wszystko zostawia się w rękach organizatorów, a nie w rękach prawa - kończy nasz rozmówca.
Czytaj także:
- Jakub Świerczok na dopingu. Agent komentuje sprawę
- Miał być gwiazdą, a jest niechciany. Gracz Realu Madryt zagra z Fabiańskim?