Po tak katastrofalnej serii spotkań nikt nie miał prawa oczekiwać, że Legia Warszawa wygra w takim stylu. Nie spodziewali się pewnie kibice, bo na stadionie przy Łazienkowskiej w Warszawie było naprawdę sporo pustych miejsc. Piłkarze z Warszawy roznieśli w zaległym spotkaniu KGHM Zagłębie Lubin i dali do zrozumienia, że wracają do gry o konkretne cele.
Trudno powiedzieć, że był to świetny sezon Rafaela Lopesa. Aż do środowego wieczoru. Portugalski napastnik w tym sezonie w 13 meczach strzelił zaledwie 1 gola i stracił miejsce w wyjściowym składzie.
Nowy-stary trener, Aleksandar Vuković, dał jednak napastnikowi szansę. I ten go nie zawiódł. Zdobył dwie bramki na wagę trzech punktów. Obie jakże charakterystyczne dla polskiej PKO Ekstraklasy. Najpierw dośrodkował Bartosz Slisz, a więc były piłkarz gości, sprowadzony do Warszawy za 1,5 mln euro, a Lopes uciekł obrońcy i ładnie zmylił Dominika Hładuna. Potem do swojego rodaka zagrał Yuri Ribeiro, a Lopes przepięknie uderzył głową - niemal w okienko bramki rywali.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Przepiękny gest kibiców. To robi wrażenie!
W tym momencie wyglądało na to, że Legia Warszawa jest w domu, a właściciel klubu, Dariusz Mioduski dokonał dobrego wyboru, powierzając rolę kolejnego tymczasowego trenera właśnie "Vuko". Serbowi z duszą legionisty.
Wyglądało to na desperacki ruch. Legia wpadła w największy kryzys w powojennej historii. Pierwszy raz doszło do sytuacji, gdy zespół znalazł się w strefie spadkowej w lidze, w dodatku na ostatnim miejscu w tabeli. W niedzielę po meczu z Wisłą Płock tymczasowy trener Marek Gołębiewski podał się do dymisji. Chuligani napadli na autokar z piłkarzami, a Mioduski sięgnął po starego znajomego. Wybór ekonomiczny, bo przecież Vuko nigdy nie zszedł z listy płac po tym, jak przestał być szkoleniowcem w 2020. On sam deklarował wielokrotnie, że czuje się człowiekiem Legii i chętnie wróci do pracy.
Wrócił w idealnym momencie i w fantastycznym stylu. Oczywiście, nie zmieniło to nastawienia trybun do właściciela klubu, który musiał wysłuchać swoje. Ale na początku drugiej połowy Tomas Pekhart idealnie wyszedł do perfekcyjnego dośrodkowania Josue i podwyższył na 3:0. A za chwilę czwartą bramkę dołożył Mateusz Hołownia.
Było to wszystko o tyle dziwne, że trudno było powiedzieć, że Legia grała jakiś porywający futbol. Po prostu grała dobrze. Vuković zawsze kojarzył się z walką i zaangażowaniem, ale to nie było głównym atutem Legii. Przed meczem z Zagłębiem nowy trener miał do dyspozycji zawodników zaledwie na jednym treningu, a jednak zawodnicy mistrza Polski szukali luk w defensywie rywali, nieźle grali piłką, tworzyli sytuacje i potrafili je wykorzystać. Zagrali mądrze.
Wynik 4:0 może sugerować, że Legia gniotła Zagłębie, a tak nie było. Decydowała jakość indywidualna. I pewnie sporo szczęścia. W pierwszej połowie cudowną interwencją popisał się Artur Boruc, który zatrzymał Patryka Szysza. Po zmianie stron w jednej tylko sytuacji piłkarze z Lubina aż trzykrotnie trafiali w słupek (dwukrotnie Żivec i raz Chodyna).
Legia niedawno miała dużo pecha. W kilku spotkaniach przeważała i przegrywała. Teraz jakby fortuna chciała odpłacić mistrzom Polski. To jednak wszystko nie miało znaczenia. Liczył się w tym meczu tylko wynik.
Wygrana jest przekonująca, styl niezły, Vuković wszedł do drużyny w wielkim stylu. On sam ma świadomość, że Legia już porozumiała się z Markiem Papszunem i w lipcu to obecny trener Rakowa wskoczy na jego posadę. Ale też Vuko nie ma nic do stracenia. Może ustabilizować swoją pozycję dobrego ekstraklasowego trenera.
A Legia? Nie tylko opuściła ostatnie miejsce w tabeli, ale i strefę spadkową. Nowy trener nie mógł więc wymarzyć sobie lepszego wejścia do zespołu.
Legia Warszawa - KGHM Zagłębie Lubin 4:0 (2:0)
1:0 - Rafael Lopes 26'
2:0 - Rafael Lopes 39'
3:0 - Tomas Pekhart 49'
4:0 - Matwusz Hołownia 53'
Składy drużyn:
Legia: Boruc – Johansson (57. Kastrati), Nawrocki, Wieteska, Hołownia – Ciepiela (52 Martins), Slisz – Lopes (57. Włodarczyk), Josue (71. Celhaka), Ribeiro – Pekhart (71. Muci)
Zagłębie: Hładun – Kruk, Simić (67. Lepczyński), Pantić – Chodyna (67. Wójcicki), Żubrowski, Łakomy (67. Podliński), Poręba (33. Dudziński), Ratajczyk – Zivec, Sysz
Sędziował: Łukasz Kuźma (Białystok)
Żółte kartki: Ciepiela, Pekhart