33 lata to nie jest wiek, który zmusza piłkarza do myślenia o emeryturze. Doskonałym przykładem może być tu Robert Lewandowski, który będąc właśnie w tym wieku, wciąż się rozwija.
Starszy o 5 miesięcy Fabio Coentrao postanowił jednak porzucić grę w piłkę i ruszyć w pogoń za marzeniami. Marzeniami, jakimi było życie na morzu.
Szczęście ponad stan konta
Jeszcze jako zawodowy piłkarz Fabio Coentrao nie należał do tych, dla których pieniądze były wartością nadrzędną.
W 2018 roku, gdy wciąż pozostawał mu rok kontraktu w Realu Madryt, nie zważał na wysokość obowiązującej umowy. Portugalczyk czuł, że jego czas w stolicy Hiszpanii przeminął, a wegetowanie na ławce rezerwowych nie sprawia mu radości. Zgodził się rozwiązać kontrakt bez wypłaty odszkodowania i za darmo powrócił do Portugalii, do rodzinnego Rio Ave.
ZOBACZ WIDEO: Co oni zrobili?! Takiego rzutu wolnego jeszcze nie było
- Pomyślałem, że chcę być szczęśliwy. Straciłem dużo pieniędzy, aby uzyskać to szczęście w Rio Ave, w klubie, który zawsze we mnie wierzył i postępował wobec mnie fair - mówił wówczas Coentrao.
- Nie ma jednak pieniędzy, które mogłoby się zapłacić za szczęście. Urodziłem się biedny. Nie mam zatem nic przeciwko umieraniu w biedzie - dodawał.
Ostatecznie jednak, zaledwie po roku, rozstał się z klubem a także, jak się okazało chwilę później, z zawodową piłką. Dziś tej decyzji nie żałuje.
Rodzinne tradycje
Coentrao na świat przyszedł 11 marca 1988 roku w leżącym nad Atlantykiem mieście Vila do Conde. Jest to o tyle istotne, że właśnie ten fakt ukształtował Portugalczyka.
W przeszłości bowiem młody Fabio często chodził z ojcem, rybakiem, na łódź, by pomagać mu w pracy.
- Jako dziecko zawsze mu towarzyszyłem. Bardzo mi się to podobało. Moje życie to morze... morze i łowienie ryb - mówił w specjalnym programie na youtube'owym kanale "Empower Brands Channel".
Dziś Coentrao realizuje się właśnie w swojej największej pasji - rybactwie. Nie jest to jednak wyłącznie efekt nudy na piłkarskiej emeryturze. Pierwsze inwestycje w tym kierunku poczynił znacznie wcześniej.
15 ocalonych
Jednym z pierwszych kroków Coentrao, mających przybliżyć go do kontynuacji rodzinnego rzemiosła, było zakupienie w 2017 roku łodzi, którą postanowił nazwać na cześć swojej córki - "Victoria Coentrao".
Bardzo szybko okazało się, że jednostka nie tylko świetnie sprawdza się w połowie ryb, ale i w misjach ratunkowych.
"15 mężczyzn łowiło sardynki około 18 kilometrów od portu w Aveiro, gdy jednostka 'Cristo e Companheiro' zaczęła nabierać wody o 3:30 nad ranem" - tak wydarzenia z lipca 2018 roku relacjonowała portugalska prasa.
"Rybacy zdali sobie sprawę, że statek tonie i wpadli w panikę. Zdążyli jedynie wskoczyć do szalupy i wezwać pomoc" - możemy przeczytać w dalszej części relacji.
Jako pierwsza na wezwanie odpowiedziała właśnie "Victoria Coentrao", która uratowała nieszczęśników.
"Życie, jakiego chcę"
- Wiedziałem, że futbol kiedyś się skończy, że będę musiał obrać inny kierunek w swoim życiu. Moje szczęście jest na morzu. Chcę prowadzić właśnie takie życie - mówi dziś Coentrao.
"Chcę" to w całej opowieści słowo klucz. Prawda jest bowiem taka, że gdyby nie szczera miłość do zawodu rybaka, Coentrao wcale nie musiałby parać się połowem ryb.
W swojej karierze bowiem Portugalczyk zanotował 106 meczów dla Realu Madryt, 52 dla reprezentacji swojego kraju, kolejne 96 w Benfice... Dwukrotnie wygrywał Ligę Mistrzów, a także mistrzostwa Hiszpanii czy Portugalii.
Mimo to nigdy nie porzucił dziecięcych marzeń. - Moje szczęście to ta łódź i to jest życie, jakiego chcę - podkreśla.
Czytaj także:
- To już pewne. Łukasz Teodorczyk ma nowy klub
- Bramkarz miał dość. Opuścił rewelację PKO Ekstraklasy