Złośliwy guz rabdoidalny wątroby - to właśnie na to choruje syn piłkarza Jakuba Rzeźniczaka i modelki Magdaleny Stępień. Półroczny Oliwier jest już po jednej chemioterapii w Centrum Zdrowia Dziecka, która dała pozytywny efekt. To jednak dopiero początek walki.
Para nie jest już razem, a matka w trosce o jak najlepsze leczenie chce wyjechać z synem do Izraela. Dlatego podjęła decyzję o założeniu zbiórki - celem było zebranie 350 tys. złotych (udało się zgromadzić nieco więcej).
Na Rzeźniczaka z kolei spadła lawina krytyki w sieci. Piłkarzowi zarzucono, że nie interesuje się losem dziecka i nie pomaga finansowo Stępień, a w zamian za to wydaje grube pieniądze na zupełnie inne rzeczy.
"Też się dałem zmanipulować"
Z samym piłkarzem spotkał się Krzysztof Stanowski, a efekty można wysłuchać w programie "Dziennikarskie Zero". Dziennikarz przyznał, że początkowo sam dał się ponieść temu, co piszą różne portale. - Woleli zrobić zrzutkę, żeby plebs się zrzucił, a im nie ubyło. Sam przez moment tak myślałem, k****, co za ludzie. Też się dałem zmanipulować - rzucił.
"Stano" przyznał, że nie jest to materiał wspierający kolegę. Dodał, że z Rzeźniczakiem się znają, ale nie kumplują. - Nie jest gościem z mojej bajki - mówił o nim.
Dziennikarz zaznaczył jednak wprost. - Kuba nie jest potworem i mówię to z pełnym przekonaniem - podkreślił. Następnie zaś przytoczył fakty. Rzeźniczak nie poleciał ze swoim klubem - Wisłą Płock - na obóz. Właśnie po to, żeby być z Oliwierem podczas pierwszej chemioterapii.
- Jeśli myślicie, że miał wywalone na swoje dziecko, to... weźcie trzy oddechy i zastanówcie się, czy to jest realne - zapytał Stanowski, przypominając, że w przeszłości piłkarz angażował się w wiele akcji charytatywnych, dotyczących innych dzieci. Tym bardziej więc nie mógł odwrócić się od swojego.
O zbiórce nic nie wiedział
Zbiórka pieniędzy, która wywołała takie poruszenie, została założona przez Magdalenę Stępień bez wiedzy Rzeźniczaka. Piłkarz dowiedział się o tym, gdy doleciał do Turcji na zgrupowanie Wisły Płock (jego syn zachorował na COVID-19 i trafił na izolację, więc Rzeźniczak nie mógł mu dłużej towarzyszyć w Centrum Zdrowia Dziecka).
Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Sam piłkarz ma duże wątpliwości co do tego, czy wylot do Izraela to dobry pomysł. Szczególnie, że lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka stwierdzili, że Oliwier powinien zostać w Polsce na drugą chemioterapię.
- Zdaniem Kuby, pewnie Magdalena Stępień ma inne zdanie, wyjazd do Izraela nie pomoże, a wręcz przeciwnie. Koszt 350 tys. zł (na tyle założono zbiórkę - przyp. red.) to nie jest koszt, żeby go leczyć w Izraelu, ale... żeby zrobić mu tam badania. A on tu w Polsce badania już przeszedł, ma dobrą opiekę lekarską, taką, na jaką nasz kraj stać. Nie wiem, czy będzie w Izraelu lepsza. Zdaniem lekarzy z Centrum Zdrowia Dziecka ta wycieczka nie pomoże - podkreślił Stanowski.
Matka dziecka powtarza, że Oliwier dostał od lekarzy w Polsce dwa procent szans na przeżycie. Rzeźniczak tego nie potwierdza.
- Kuba nie wie, dlaczego jego była partnerka mówi o 2 procentach. To jest tak rzadki przypadek, że lekarze sami nie umieją tego oszacować. Ale na pewno jest tak, że jest gorzej niż lepiej - kontynuował dziennikarz.
Dylemat Rzeźniczaka
Zdaniem Stanowskiego piłkarz ma duży dylemat. - Jeśli nie wyda zgody na wyjazd syna do Izraela, a dziecko umrze, to zrobi się z niego mordercę. A jak się zgodzi, to musi postąpić wbrew lekarzom z Centrum Zdrowia Dziecka, którzy mówią mu, że trzeba kontynuować leczenie tutaj. W każdej sytuacji będzie przegranym - zauważa Stanowski.
Z programu dowiedzieliśmy się również, dlaczego piłkarz rozstał się ze Stępień i to w momencie, gdy kobieta była w zaawansowanej ciąży. - Nie był w stanie z nią funkcjonować. Długo się zastanawiał, czy wyjść ze związku na początku ciąży, pod koniec czy dopiero, jak się dziecko urodzi. Wiedział, że każdy moment będzie zły - wyznał Stanowski.
Warto dodać, że to Rzeźniczak zorganizował tłumaczenie dokumentów z leczenia dziecka na trzy języki, żeby wysłać je m.in. do szpitali w USA czy Izraela. Wtedy też niejako wydał zgodę na leczenie syna poza granicami Polski, ale zastrzegł, że tylko w momencie, w którym wyczerpią się możliwości w kraju. A te nadal są.
Stanowski dodał ponadto, że pieniądze nie są w tej sprawie najważniejsze. Jego zdaniem piłkarz sam byłby w stanie zorganizować 350 tys. ("Dziesięcioma telefonami"). Problemem jest zbiórka, o powstaniu której nie miał żadnej wiedzy, a po której narosło tak wiele wątpliwości i pretensji.
Magdalena Stępień na razie nie odniosła się do tych informacji.
Czytaj także: Stanowski spotkał się z Rzeźniczakiem. "Jestem zdewastowany"
Czytaj także: Rozpoczyna walkę o życie! Dramat synka Jakuba Rzeźniczaka