Antybohater tygodnia: Leo Beenhakker

Polska reprezentacja ma jeszcze matematyczne szanse na awans do mistrzostw świata w piłce nożnej. Żaden z kibiców już jednak w to chyba nie wierzy. Po tym, co nasi reprezentanci zaserwowali nam podczas pojedynku z Słowenią wiara w narodzie upadła. Czas na zmiany, a jedną z nich musi być roszada na stanowisku selekcjonera kadry narodowej.

W tym artykule dowiesz się o:

Troszkę historii

Leo Beenhakker szkoleniowcem naszej kadry był ponad trzy lata. Na tym stanowisku, po mistrzostwach świata w Niemczech, zastąpił Pawła Janasa.

Debiut Beenhakkera jako trenera naszej kadry nie wyszedł zbyt okazale. "Don Leo" zaczął od porażki 0:2 z Danią w Odense. Później, w eliminacjach do mistrzostw Europy, przegrał z Finlandią 1:3 oraz zremisował z Serbią 1:1. Udane mecze rozpoczęły się dopiero później. Ostatecznie Holendrowi udało się wywalczyć upragniony awans do czempionatu starego kontynentu.

Wtedy Beenhakker był bohaterem w naszym kraju. Prezydent odznaczył go nawet Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Podczas mistrzostw nie było już tak wesoło. Po dwóch porażkach i jednym remisie Polacy zajęli ostatnie miejsce w grupie. Holender został dalej szkoleniowcem kadry, gdyż przedłużono z nim kontrakt jeszcze przed turniejem w Niemczech.

Jak nasza drużyna grała w eliminacjach do mistrzostw świata 2010 wszyscy już doskonale wiemy. Ostatecznie Polacy potyczką ze Słowenią pożegnali się z Afryką, gdzie mimo matematycznych jeszcze szans na awans, niemal na pewno nie pojedziemy.

Leo Beenhakker nasze orły poprowadził w 47 meczach. Wygrał 22 razy, 13-krotnie zremisował, a 12 pojedynków zakończyło się zwycięstwem rywali.

Dlaczego on?

Dlaczego właśnie antybohaterem tygodnia został Leo Beenhakker? W minionym tygodniu nikt bardziej się nie zasłużył. W dwóch ostatnich pojedynkach w eliminacjach do mistrzostw świata Polacy pogrzebali swoje szanse na awans. Miało być łatwe zwycięstwo nad Irlandią Północną, miał być wzięty rewanż za Belfast, a skończyło się ledwo ugranym remisem. Później nasi reprezentanci pojechali do Słowenii. Wszyscy zapowiadali, że Polacy wygrają i wciąż zachowają szansę na wyjazd do Republiki Południowej Afryki. Polacy nie tyle co przegrali, co zostali rozgromieni przez nic nie znaczącą w europejskim futbolu Słowenię.

Kogo jak nie trenera winić za porażkę? Reprezentacja narodowa ze Słoweńcami zagrała najgorszy mecz od bardzo, bardzo dawna. Tak grającej kadry narodowej nie chce oglądać żaden polski kibic.

Beenhakker dobrych fachowcem jest...

... ale już zbyt długo pracował z Polską. Oczywiście nie można ujmować mu jego sukcesów. Jako pierwszy trener wywalczył z naszymi piłkarzami awans do mistrzostw europy. Wtedy wszyscy go wielbi i nosili na rękach, a teraz każdy życzy mu jak najgorzej.

Takiemu obrotowi sprawy winny jest sam "Don Leo". Niejasne kontakty z Feyenoordem Rotterdam, przy zdecydowanym sprzeciwie Grzegorza Laty, na pewno nie dostarczyły mu sprzymierzeńców. Leo uparł się także na niektórych zawodników w kadrze. Uparcie stawiał na poszczególnych graczy, jak np. Jacek Krzynówek na lewej stronie defensywy, który defensorem nie był, nie jest i nie będzie. Na temat gry jednym napastnikiem każdy Polak ma już jednak swoją teorię. Ostatnie wyniki także nie przemawiają za szkoleniowcem, który przez kilka ostatnich miesięcy non stop się z kimś kłócił.

Leo odchodzi, Leo odchodzi w niesławie. Na to nie zasłużył, bo sam mógł pożegnać z honorem, ale tego nie uczynił. Można mówić, że Beenhakker do dyspozycji miał słabych zawodników, ale zauważyć należy, że to on ich sobie dobrał, a jako trener bierze odpowiedzialność za wyniki drużyny. Drużyny, która w fatalnym stylu przegrała swój ostatni pojedynek.

Źródło artykułu: