Nawet wojna nie wstrzymała tych rozgrywek. UEFA będzie miała kolejny problem

Po aneksji Krymu miejscowe kluby zagarnęli wspierani przez Rosję separatyści i zerwali z ich ukraińskimi tradycjami. Teraz, gdy na sąsiednie obwody spadają rakiety i bomby, ta sztuczna liga gra w najlepsze. Na dodatek uznaje jej istnienie UEFA.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
wojna w Ukrainie, w ramce TSK Symferopol Getty Images / Scott Peterson / Na zdjęciu: wojna w Ukrainie, w ramce TSK Symferopol
Od ostatniego piłkarskiego święta na Krymie minęło prawie 12 lat. Tawrija Symferopol przyjmowała u siebie Bayer Leverkusen w rewanżowym meczu rundy kwalifikacyjnej do Ligi Europy. Gdy Lucky Idahor dał gospodarzom prowadzenie w piątej minucie z rzutu karnego, stadion oszalał. Niespodzianki ostatecznie nie było. Tawrija przegrała w dwumeczu 1:6. Mało kto zresztą spodziewał się wyeliminowania niemieckiego giganta. Podobnie jak tego, że za kilka lat ich klub przestanie istnieć.

Gdy w 2014 roku Rosjanie zajęli Krym, szybko wprowadzili też swoją administrację. Zaczęli samodzielnie sprawować władzę, a po chwili wzięli się także za organizację sportu. Separatyści weszli do klubów, natychmiast zerwali z ich dotychczasową tradycją i na jej gruzach stworzyli nową ligę. Tak było z Tawriją i pozostałymi klubami na Krymie.

Dotacje z Rosji

Tawrija Symferopol była pierwszym mistrzem niepodległej Ukrainy. Dwa lata po aneksji Krymu reaktywowała się na terenie obwodu chersońskiego i do wybuchu obecnej wojny grała w ukraińskiej trzeciej lidze. Z kolei w Symferopolu jest teraz utrzymywany przez Rosjan TSK Symferopol.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandal na boisku! Mecz został przerwany

Tam wojna nie dotarła. Krymskie kluby kontynuują rozgrywki ligowe. Po 20. meczach liderem jest klub z Sewastopola. Najbliższe mecze zostaną rozegrane w niedzielę.

Wszyscy żyją normalnie, podczas gdy zaledwie 150 kilometrów dalej rosyjskie bomby rujnują ukraińskie miasta. Niedaleko od granicy Republiki Krymskiej leży zajęty przez okupantów Chersoń. Tam Rosjanie torturują ludzi nawet za zawartość własnych telefonów. To jedno z najbardziej zniszczonych miast. Nieco dalej jest do zmasakrowanego Mariupola. - Miasta Mariupol już nie ma. Zostało zmiecione z powierzchni Ziemi przez Federację Rosyjską - mówił w CNN Pawło Kyrylenko, szef władz obwodu donieckiego.

Dzień przed atakiem na Ukrainę na stronie TSK Symferopol znalazły się życzenia z okazji uznawanego w Rosji dnia obrońców ojczyzny. Na specjalnej grafice obok czołgu znalazł się klubowy herb oraz godło i flaga Federacji Rosyjskiej. Tak wygląda teraz komunikacja klubu, który rywalizował w niepodległej Ukrainie.

- Kluby otrzymują dotację z rosyjskiego ministerstwa sportu - tłumaczy nam Michał Banasiak z Instytutu Nowej Europy. - Do tego pomagają też sponsorzy, ale to małe pieniądze, bo poziom rozgrywek na Krymie jest niski. Nie spada się z ligi, wprawdzie kluby zmieniają się w tabeli, ponieważ jedne upadają i ich miejsce zajmują nowe - dodaje ekspert.

Gdyby nie opieszała interwencja UEFA, Tawrija i inne krymskie kluby grałyby dalej w Rosji. Tuż po aneksji zostały wciągnięte do rosyjskiej trzeciej ligi i pucharu. Na to poskarżyła się Ukraina. Międzynarodowa federacja zablokowała transfer krymskich klubów. Ale stanęła przed dylematem, co zrobić z klubami istniejącymi na okupowanym terenie.

W grudniu 2014 roku Komitet Wykonawczy UEFA uznał Republikę Krymską i Sewastopol jako terytorium o specjalnym statusie piłkarskim. Tak jak niemal cały świat i piłkarska organizacja przymknęła oko na zbójniczy czyn Rosji.

Powstała Krymska Unia Piłkarska, która nie została wprawdzie członkiem UEFA, ale w ten sposób udało się zabezpieczyć kluby przed wejściem do Rosji. Nie udało się jednak utrzymać ich po ukraińskiej stronie.

Powstał nowy twór, który niewiele wnosi do europejskiej piłki. Poziom jest dramatycznie niski, a mecze ogląda od kilkudziesięciu do w porywach kilkuset osób. A europejska federacja wprawdzie go uznała Krym jako specjalne terytorium, ale nie dało zgody na włączenie do własnych struktur. Liga krymska jest w zawieszeniu - oficjalnie nie należy ani do Europy ani do Rosji.

- UEFA potwierdziła, że Krym nie jest rosyjski, ale powołanie ligi mogło odbyć się w inny sposób - zwraca uwagę Banasiak. - Wprawdzie UEFA nadal twierdzi, że liga jest pod jej patronatem, ale de facto jest pod rosyjską kuratelą. Rozgrywki są finansowane przez Rosjan. Nie są w ich systemie ligowym, ale stanowią część, która jest poza nim - dodaje.

Surowy kurczak

Bycie poza strukturami UEFA uniemożliwia klubom Krymskiej Premjer-Ligi na ściąganie zagranicznych piłkarzy. Liga nie jest w TMS (Transfer Matching System), więc zespoły nie mogą odbierać i przesyłać certyfikatów transferowych. W lidze grają tylko miejscowi.

- Grają u nas głównie rosyjscy piłkarze. Do 10 procent stanowią Ukraińcy. Są jeszcze Uzbecy i kilku obywateli Kazachstanu - tłumaczył w ubiegłym roku ówczesny szef krymskiej unii, Jurij Wetocha.

Dziś rządzi nią były zawodnik Tawriji Siergiej Borodkin. Gdy pięć lat temu zarządzał TSK, tak mówił dla serwisu "Crimean Sport" pod rosyjską domeną: - Jeśli trzeba będzie, poradzimy sobie bez Europy.

W ubiegłym roku Borodkin został szefem Krymskiej Unii Piłkarskiej. W marcu przyznał, że są rozmowy o przyłączeniu związku do rosyjskich struktur. - Są rozmowy na ten temat. Na razie tyle. Nie podjęto żadnych działań prawnych - grozi UEFA palcem w rozmowie ze "sports.ru". I dodaje, że może się to wyjaśnić latem po zakończeniu sezonu.

Drużyna TSK Symferopol podczas meczu ligi krymskiej (źródło Twitter.com/fctsk). Drużyna TSK Symferopol podczas meczu ligi krymskiej (źródło Twitter.com/fctsk).

Działacze krymskich klubów szczycą się rozwojem lokalnego futbolu. Rosjanom chwalą się, że trenuje u nich rekordowa liczba dzieci. Inaczej rywalizację na okupowanym terenie wspominał Marat Burajew, były piłkarz krymskich klubów.

- Mieszkaliśmy w hotelu bez ciepłej wody - wspomina cytowany przez "Football24.ua". - Zimą myliśmy się w zimnej wodzie. Przed meczami dawali nam surowego kurczaka. Nikt nawet nie potrafił go zjeść. Za grosze kupowaliśmy krakersy - dodaje.

Nie ma zgody

Podobny do ligi krymskiej dylemat UEFA może mieć w uznanych przez Rosję republice donieckiej i ługańskiej. Być może Rosja spróbuje wciągnąć tamtejsze kluby do siebie - podobnie jak zrobiła zaraz po aneksji Krymu. Na razie rozgrywają się tam amatorskie rozgrywki zależne wyłącznie od miejscowych i nieuznanych przez świat związków.

UEFA nie dała tym związkom zgody na prowadzenie rozgrywek. Po prostu są zorganizowane poza systemem. Już w 2014 roku z tych terenów wyjechały największe kluby - wśród nich Szachtar Donieck (najpierw do Lwowa, Charkowa, potem do Kijowa) i Zoria Ługańsk (do Zaporoża). Separatyści poradzili sobie bez najbardziej utytułowanych i zorganizowała własne rozgrywki.

- Chodzi o to, by poprzez sport sankcjonować władzę - podkreśla Banasiak. - To rozgrywki zorganizowane na tyle profesjonalnie, na ile się da. Różnica między Donieckiem i Ługańskiem a Krymem jest taka, że na ich ligę UEFA nie dała żadnej zgody. Nie ma też dyskusji o dołączeniu do rosyjskiego systemu, bo to kluby całkowicie amatorskie - dodaje ekspert z Instytutu Nowej Europy.

Drastyczne podwyżki rachunków. "Tu jest katastrofa"

Ukraińscy piłkarze dziękują Polakom. "Na chwilę zapomnieliśmy o wojnie"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×