Raków Częstochowa obronił Puchar Polski, wygrywając z Lechem Poznań 3:1. Marek Papszun miał dość prosty plan na ten mecz, ale geniusz tkwi w prostocie. Najpierw zaatakować, przycisnąć, szybko zdobyć bramkę, potem chwilę dalej atakować, by piłkarze Kolejorza nie złapali zbyt szybko rytmu i nie odzyskali pewności siebie, a następnie cofnąć się i czekać na kontry i stałe fragmenty gry. Podobny scenariusz zaplanował zarówno na pierwszą, jak i drugą połowę. I to zadziałało.
Co prawda Lech miał swoje okazje, nawet złapał kontakt, ale Raków grał dojrzale w obronie i w ataku. I ta dojrzałość dała triumf w PP, ale zapewne da też mistrzostwo Polski. Raków zyskał przewagę psychologiczną, co na tym etapie rozgrywek jest niezwykle istotne.
Finał ustawia finisz sezonu
Patrząc na skład finału i sytuację w tabeli PKO Ekstraklasy, zdobywca Pucharu Polski zyskałby przewagę psychologiczną w walce o mistrzostwo. Czysto matematycznie Raków ma większe szanse dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich meczów z Lechem. Triumfem w finale Czerwono-Niebiescy pokazali, że to oni są w tej chwili najlepiej grającą drużyną w Polsce.
ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność
Teraz nie tylko matematyka będzie stała za drużyną z Częstochowy, ale też psychologia i boisko. Lech potrafił podkładać sobie kłody po nogi, wypuszczać wypracowaną przewagę i tracić pozycję na samym finiszu, jak np. w sezonie 2017/2018, kiedy prowadził po 30 kolejkach, by wypuścić tytuł z rąk w fazie finałowej. Do tego na pewno na Kolejorza wpłynie klątwa finału PP. Przegrali piąty mecz o puchar z rzędu i czwarty na PGE Narodowym.
Nieoczekiwany czynnik
Czy finał przebiegałby inaczej, gdyby Lech czuł większe wsparcie z trybun? Brak kibiców, których nie wpuściła policja, a są zazwyczaj 12. zawodnikiem zespołu, musiał odcisnąć swoje piętno. Ich nieobecność mogła zdekoncentrować piłkarzy, odebrać pewność siebie.
Decyzję władz Warszawy oraz opinia Państwowej Straży Pożarnej można uznać za kontrowersyjną. Całe zamieszanie z udziałem policji i kibiców zyskuje miano afery i wielkiego skandalu, za który ktoś musi ponieść odpowiedzialność.
Nikt nie lubi widzieć i czuć pustki, a ta ogarnęła Lecha. Kilka momentów dobrej gry nie było w stanie jej wystarczająco wypełnić.
Papszun jest geniuszem
Nie wystarczy grać ofensywnie i chcieć grać efektownie. Trener Papszun udowodnił, że jest trenerem inteligentnym, umie czytać rywala, uczy swoich piłkarzy przeglądu pola i szybkiego myślenia.
Już na konferencji prasowej pokazywał, że czuje się pewny, mocny i wie, na co stać jego zespół. Wykrzesuje z niego 110 procent możliwości. Czasem postawa niektórych zawodników, nawet w pojedynczej akcji, może zaskakiwać. Dla przykładu: nikt nie oczekiwał, że Vladislavs Gutkovskis będzie wkręcał obronę Lecha w ziemię, a na murawie PGE Narodowego był księciem dryblingu.
Papszun jest geniuszem, jeśli potrafi z postaci niepozornych i nieoczywistych tworzyć świetnych graczy. Myślących, czujących boisko, taktykę, piłkę. A sam trener doskonale przewiduje. Wiedział, kiedy Lech będzie chciał grać bardziej do przodu, kiedy spróbuje zamknąć Raków w jego własnym polu karnym, kiedy sam nadzieje się na kontrataki.
Cała sytuacja z kibicami miała prawo wpłynąć na Raków, ich kibice też byli zaangażowani w doping, bronili poszkodowanych fanów Lecha. Całość jednak znieśli tak, jakby nie robiła na nich wrażenia.
Do końca sezonu Ekstraklasy zostały trzy kolejki. Raków jest najpoważniejszym kandydatem do mistrzostwa, na papierze i na boisku.
Marcin Borciuch, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Tak Raków objął prowadzenie w finale
Twitter skomentował finał PP