Niezłomna wiara w legendarnego ducha Juanito. Magia Bernabeu nie raz pomogła Realowi

Getty Images /  Peter Robinson/EMPICS / Na zdjęciu: Juanito
Getty Images / Peter Robinson/EMPICS / Na zdjęciu: Juanito

Real Madryt do rewanżu z Manchesterem City podejdzie z pozycji goniącego wynik. Nie pierwszy raz w historii w Madrycie wierzą w magiczną moc remontad i ducha legendarnego Juanito czuwającego nad drużyną.

Nie poddawaj się jak...Real Madryt. Taką frazę spokojnie na przedmeczowej odprawie mógłby powiedzieć Carlo Ancelotti. To sformułowanie musi towarzyszyć piłkarzom "Los Blancos" w momencie wyjścia na murawę Santiago Bernabeu w rewanżowym starciu z Manchesterem City.

Wydaje się, że akurat obecnej grupie piłkarzy "Królewskich" niezłomności w dążeniu do celu nie brakuje. Pokazywali to już nie raz w tym sezonie. Ta ekipa potrafi wychodzić z praktycznie każdych tarapatów. Nie bez powodu w obecnym sezonie Ligi Mistrzów przyjęło się mówić "Nigdy nie skreślaj Realu Madryt".

Widać, że czuwa nad tą drużyną legendarny duch Juanito, który poprowadził kilka lat wcześniej Ancelottiego i jego drużynę do pokonania na Estadio da Luz w Lizbonie Atletico Madryt przegrywając do 92. minuty.

ZOBACZ WIDEO: Piekielnie ważny miesiąc dla Milika. "Dwa cele są proste"

Kim był Juanito?

Właściwie Juan Gomez Gonzalez, bo tak się nazywał. Swoją piłkarską karierę rozpoczynał u rywala za miedzy we wspomnianej już drużynie "Los Colchoneros". w 1977 roku przeniósł się jednak na Santiago Bernabeu i stał się legendą "Królewskich".

Grając w barwach Realu Madryt wielokrotnie cieszył się ze zdobycia trofeum. Jako piłkarz najbardziej utytułowanej ekipy w Hiszpanii zdobył pięciokrotnie mistrzostwo Hiszpanii, dwukrotnie Puchar Króla oraz Puchar UEFA. W 1992 roku tragicznie zmarł w wypadku samochodowym podczas powrotu z meczu swojego ukochanego zespołu.

Pośród kibiców drużyny z Madrytu ma przydomek "maravilla", co w języku hiszpańskim oznacza "cud". Wywodzi się to z tego, że miał swój udział w wielu historycznych remontadach Realu, a pierwsza miała miejsce w 1980 roku, gdy strzelił decydującego o awansie gola w Glasgow.

Hiszpan utożsamiany jest z tym, z czym bezwzględnie kojarzy się madridismo. Według wszystkich związanych z klubem Juanito był uosobieniem oddania zespołowi, walki, charakteru i niezłomności w dążeniu do celu, jakim dla niego zawsze było zwycięstwo.

Pięć powodów, by wierzyć

W tym miejscu przypomnimy wszystkie wielkie remontady, jakich dokonał Real Madryt w Lidze Mistrzów od czasów, gdy Juanito pojawił się po "białej" stronie Madrytu.

Pod uwagę braliśmy takie mecze, w których Real przegrał pierwsze spotkanie na wyjeździe, a potem odwracał wynik na Santiago Bernabeu przed własnymi kibicami.

Real wyrzuca Red Star Belgrad

Dwumecz pomiędzy "Los Blancos", a obecną drużyną Crveny Zvezdy Belgrad miał miejsce na poziomie ćwierćfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych w sezonie 1986/1987. Jednocześnie był także ostatnim takim dwumeczem, w którym udział brał legendarny Juan Gomez Gonzalez.

"Królewscy" w pierwszym meczu doznali bardzo bolesnej porażki. Wówczas w Belgradzie padł wynik 4:2 na korzyść gospodarzy. Goście musieli więc znaleźć sposób, aby odwrócić losy dwumeczu na swoją korzyść.

Pierwszym czynnikiem dającym przewagę Realowi było oczywiście to, że rewanż rozgrywany był w Madrycie. Nad rzeką Manzanares liczono na "noche magica", jak przyjęło się mówić o rewanżach, gdy Real zmuszony jest odrabiać straty.

Mecz nie mógł zacząć się dla gospodarzy lepiej. Już w piątej minucie wielką radość kibicom zgromadzonym na zapełnionym Bernabeu dał niemniej legendarny Emilio Butragueno. Napastnik Realu jedynie zwiększył wiarę w odwrócenie losów dwumeczu na własną korzyść.

Dzieła dopełnił grający w pomocy Michel. Były trener Getafe pokonał stojącego w bramce przyjezdnych Stojanvicia i doprowadził do remisu w dwumeczu. Wówczas obowiązywała jednak zasada goli strzelonych na wyjeździe, dlatego to "Los Blancos" awansowali do półfinału, gdzie odpadli z Bayernem Monachium.

Trudna przeprawa przez Cieśninę Bosfor

Na następny wielki wieczór w Lidze Mistrzów z odwróceniem wyniku kibice "Królewskich" musieli czekać aż do rozpoczęcia XXI wieku. W sezonie 2000/2001 również w ćwierćfinale Real Madryt trafił na tureckie Galatasaray Stambuł.

Obrońca tytułu zdobytego rok wcześniej na Stade de France w Saint Denis w pierwszym meczu zaliczył delikatne potknięcie. "Galata" z kolei sprawiła niemałą niespodziankę na stadionie All Sami Yen. Wówczas pokonali przyjezdnych ze stolicy Hiszpanii 3:2 i do rewanżu podchodzili z zaliczką jednej bramki.

Tę bardzo szybko zniwelowali gracze prowadzeni przez byłego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii Vicente del Bosque. Dokładnie w 15 minucie w stan ekstazy Bernabeu wprowadził legendarny Raul Gonzalez.

Po tym golu z wielkim prawdopodobieństwem można było stwierdzić, że ten mecz dla Realu będzie już w miarę prosty. Faktycznie tak się stało. Nieco ponad 10 minut później bramkę dołożył Ivan Helguera. 2:0 przy aktywnej zasadzie strzelonych goli na wyjeździe było już bardzo dobrym rezultatem.

Na tym jednak gospodarze się nie zatrzymali. Dublet jeszcze przed przerwą skompletował Raul. Do końca meczu nic już się nie zmieniło. Po początkowych obawach Real ponownie awansował do półfinału, gdzie odpadł z...Bayernem Monachium.

Udany rewanż na Bayernie

Szybko pojawiła się jednak szansa rewanżu na drużynie z Bawarii. W następnym sezonie Ligi Mistrzów los sparował oba zespoły na etapie ćwierćfinałów, co oznaczało, że tym razem Real na pewno nie odpadnie w półfinale z Bayernem Monachium.

W pierwszym spotkaniu gospodarze pokonali Real Madryt jedną bramką. Mecz w Monachium zakończył się wynikiem 2:1 dla zespołu prowadzonego wówczas przez legendarnego Ottmara Hitzfelda.

Vincente del Bosque kolejny raz stanął przed wyzwaniem poprowadzenia swojego zespołu do legendarnej remontady. Tym razem rywal z pewnością był jednak zdecydowanie trudniejszy niż rok wcześniej.

Santiago Bernabeu ponownie zapełniło się do ostatniego wolnego miejsca. W kibicach idących na stadion widać było wiarę w zespół i nadzieję na odwrócenie losów tego dwumeczu.

Tym razem mecz nie rozpoczął się tak dobrze, jak we wcześniejszych przypadkach. Do przerwy na tablicy wyników widniał wynik 0:0, a ten promował oczywiście przyjezdnych z Niemiec.

Po przerwie wiele się jednak zmieniło, ale gospodarze wciąż nie byli w stanie pokonać stojącego w bramce Bayernu Oliviera Kahna. Pierwszego gola kibice na stadionie zobaczyli w 69 minucie meczu. Wówczas Real Madryt na prowadzenie wyprowadził Ivan Helguera. Już taki wynik dawał oczywiście awans Realowi.

Zespół del Bosque nie poprzestał jednak na jednej zdobytej bramce. Swój udział w remontadzie chciał mieć także wprowadzony z ławki Guti. Na pięć minut przed upływem regulaminowych 90 minut strzelił drugiego gola i zamknął sprawę awansu do półfinału.

Real dzięki tej remontadzie dał sobie szansę na zwycięstwo w całych rozgrywkach. Tym razem ją wykorzystał, a finał z pewnością pamiętamy głównie przez pryzmat gola Zinedine'a Zidane'a po strzale z woleja.

Remontada imienia Cristiano Ronaldo

Kto wie, jak potoczyłaby się trenerska kariera Zidane'a na Bernabeu, gdyby nie ten dwumecz. W ćwierćfinale Ligi Mistrzów sezonu 2015/2016 Real Madryt trafił na Wolfsburg. Wydawało się, że będzie to jedynie przetarcie przed ewentualny półfinał.

Nic bardziej mylnego. Niemiecka drużyna w pierwszym meczu postawiła bardzo trudne warunki gościom z Madrytu. "Los Blancos" nie potrafili znaleźć odpowiedzi na grę swoich rywali i do Madrytu wracali z bagażem wyniku 0:2, co przy zasadzie goli na wyjeździe było wynikiem bardzo złym.

Tydzień później na Bernabeu doszło do jednej z wielu wielkich nocy Cristiano Ronaldo w Realu Madryt. Portugalczyk właściwie w pojedynkę poprowadził swój zespół do odwrócenia wyniku.

Legendarny napastnik strzelanie rozpoczął już w 15 minucie meczu. Jednak wynik 1:0 nie dawał gospodarzom nic w kontekście awansu do półfinału. Dwie minuty później było już 2:0, dublet ustrzelił oczywiście CR7. Na przerwę drużyna prowadzona przez legendarnego francuskiego pomocnika schodziła więc mając wynik dający przynajmniej dogrywkę.

Z takim przebiegiem wydarzeń nie mógł się jednak pogodzić Cristiano. W 77 minucie Real Madryt dostał rzut wolny z okolic bramki Wolfsburga. Do piłki podszedł oczywiście Portugalczyk. Trzeba przyznać, że uderzył źle, żeby nie powiedzieć fatalnie. Piłka po jego strzale leciała na wysokości bioder zawodników w murze, ale finalnie wylądowała w bramce.

Może to był właśnie ten legendarny duch Juanito, który jakimś cudem przeprowadził piłkę pomiędzy graczami Wolfsburga ustawionymi w murze?

- To była idealna noc. Powiedziałem, że to będzie magiczna noc i tak się stało. Kibice nas wspierali i dali nam dużo sił do wygrania skomplikowanego meczu - powiedział zaraz po meczu bohater spotkania. Zwrócił szczególną uwagę na kibiców, którzy w takich sytuacjach faktycznie są 12 zawodnikiem Realu.

To właśnie to wsparcie z wypełnionego po brzegi Bernabeu pozwoliło na rozpoczęcie legendarnej drogi. Gdyby nie ta noc, "Los Blancos" nie zdobyliby trzech Lig Mistrzów z rzędu.

Mister Karim Benzema

Podobny wieczór do tego Cristiano Ronaldo miał także Karim Benzema. W obecnej edycji Champions League Real w 1/8 finału trafił na gwiazdozbiór piłkarz grających w Paris Saint-Germain.

W pierwszym spotkaniu "Królewscy" zostali wizualnie zmieceni z boiska, ale mecz zakończył się jedynie wynikiem 1:0 dla PSG. Gola dającego przewagę strzelił wówczas Kylian Mbappe.

Przed rewanżem w Madrycie była duża wiara w odwrócenie losów dwumeczu. Szczególnie że w poprzedzającej kolejce ligowej Real nie dał szans Realowi Sociedad właśnie na Bernabeu.

To był jednak ten rewanż, który dla Realu rozpoczął się fatalnie. Pierwszego gola na stadionie w stolicy Hiszpanii strzelili bowiem przyjezdni, a dokładniej Mbappe. Francuski gwiazdor w 39 minucie pokonał Thibaut Courtoisa. Wydawało się, że to koniec.

PSG na przerwę schodziło z dwubramkową przewagą w dwumeczu i miało już Real na deskach. Problem w tym, że z desek można jeszcze wstać. Gościom nie udało się zadać nokautującego ciosu, więc drużynę podniósł kapitan.

Karim Benzema najpierw w 61 minucie wymusił na Gianluigim Donnarummie błąd w wyprowadzeniu piłki, żeby samemu wykorzystać podanie od Viniciusa Juniora. Następnie 15 minut później zrobił użytek z dogrania Luka Modrić.

Dwie minuty później było już pozamiatane. Znowu napastnik wywarł presję na rywalach, co doprowadziło do błędu w wyprowadzeniu piłki przez Marquinhosa, a Francuz na prawie pustą bramkę dopełnił hat-tricka dającego awans. Gdyby nie ten mecz nie byłoby dziś Realu w półfinale Ligi Mistrzów.

- Myślę, że to był magiczny wieczór. Potrzebowaliśmy ludzi i dzisiaj mocno nas pchali. Kiedy my na boisku widzieliśmy, że ludzie są z nami, dawaliśmy z siebie wszystko. - powiedział po meczu bohater wieczoru. Znowu szczególną uwagę zwrócił na kibiców, którzy pozwolili drużynie wierzyć.

Półfinał Ligi Mistrzów Real Madryt - Manchester City w środę o godz. 21. Transmisja na Polsacie Sport Premium 1. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz też:

Chelsea wyceniła Lukaku. Giganci wiedzą ile trzeba zapłacić
Kuriozalne sceny we Włoszech. Lazio publikuje oświadczenie o... Mourinho

Źródło artykułu: