Pisze o sporcie w trakcie wojny. Zdradził, co robi, gdy usłyszy alarm

Trwa wojna w Ukrainie. Atak Rosji sprawił, że życie wielu osób mocno się zmieniło. Mimo to m.in. dziennikarze starają się wykonywać swoją pracę. Jak wygląda ona w obliczu działań militarnych? O tym w rozmowie ze sport.tvp.pl opowiada Oleh Didukh.

Mateusz Domański
Mateusz Domański
zniszczone budynki w Irpieniu Getty Images / Dogukan Keskinkilic/Anadolu Agency / Na zdjęciu: zniszczone budynki w Irpieniu
Oleh Didukh to dziennikarz portalu sport.ua. Aktualnie przebywa w Tarnopolu (zachodnia część Ukrainy). Czy czuje się bezpiecznie w tym miejscu?

- Z powodu rosyjskich ataków rakietowych nie ma w tej chwili na Ukrainie miejsca w pełni bezpiecznego. Ale Tarnopol i region Tarnopol to obecnie jedne z najbezpieczniejszych miejsc na Ukrainie - mówi Didukh w rozmowie ze sport.tvp.pl.

Zauważa, że od początku wojny doszło tylko do jednego uderzenia rakietowego w jego miasto. Miało ono miejsce około 1,5 kilometra od domu dziennikarza.

Didukh relacjonuje, że po początkowej panice jego miasto wróciło do prawie normalnego życia.

- Jedyną znaczącą różnicą są alarmy lotnicze. Za każdym razem musisz rzuć wszystko i biec do schronu lub bezpiecznego miejsca w swoim domu - zdradza.

Nawet wtedy, gdy jest alarm lotniczy, on nie przerywa swojej pracy. - W takim przypadku biorę laptopa i idę do łazienki, bo to najbezpieczniejsze miejsce w moim domu - opowiada ukraiński dziennikarz.

Ujawnia też, że płace w jego redakcji są realizowane zgodnie z umową. Nie ma żadnych opóźnień.

Czytaj także:
Polacy znów zabłysnęli w MLS. Zobacz gole Niezgody i Buksy
Pięć goli w meczu Bayernu ze Stuttgartem

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×