W tym artykule dowiesz się o:
Runda jesienna poszerzona o kilka wiosennych kolejek już za nami. Nastał więc czas na wszelakie podsumowania. Od razu zaznaczamy, że dla niektórych nie będą one przyjemne. Postanowiliśmy przyjrzeć się transferom, jakich nasze kluby dokonały przed i już w trakcie trwania sezonu. Niektórzy prezesi zapewne plują sobie w brodę.
W większości oszczędziliśmy zawodników polskich i transfery wewnątrz T-Mobile Ekstraklasy. Naszym celem było skupienie się na piłkarzach, którzy do poszczególnych drużyn trafili z zagranicy. Mieli być wielkimi wzmocnieniami, pokładano w nich spore nadzieje, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Poza nielicznymi wyjątkami, sprowadzeni do naszej ligi zawodnicy okazali się być typowym piłkarskim szrotem. Bo jak inaczej ich określać?
W przypadku niektórych jest to tym bardziej zaskakujące, gdyż mogą się oni pochwalić całkiem przyzwoitym CV. W Polsce chyba zapomnieli jednak jak gra się w piłkę nożną. Czas spędzają głównie przesiadując na ławkach rezerwowych i pobierając całkiem niemałe wynagrodzenie.
Niektórym (jeszcze) się upiekło, ale dla innych nie mieliśmy już litości. Oto dziesięć najgorszych transferów polskich klubów w ostatnich miesiącach. Przed tymi zawodnikami teraz zimowy okres przygotowawczy. Mogą jeszcze zapracować na to, aby wiosną mówiło się o nich już tylko pozytywnie.
Do Śląska Wrocław trafił z Albanii, gdzie po raz drugi z rzędu wywalczył mistrzostwo tego kraju z zespołem Skenderbeu Korce, dla którego zdobył 10 goli w 25 meczach. Jest byłym młodzieżowym reprezentantem swojego kraju. Plaku był pierwszym letnim nabytkiem wrocławskiego klubu. Początkowo wydawało się, że będzie sporym wzmocnieniem mistrza Polski. Przebojowy na skrzydle, mający całkiem dobre umiejętności techniczne, a do tego bardzo skromny. Kibiców WKS-u rozkochał w sobie strzelając fantastyczną bramkę w meczu z Club Brugge.
Potem było już jednak gorzej. Plaku nie potrafił pokonać bramkarza w rozgrywkach T-Mobile Ekstraklasy, siadał na ławce rezerwowych. Nie zachwycał już przebojowością, dryblingami. Końcówka rundy w jego wykonaniu była już bardzo słaba. We Wrocławiu wszyscy mają nadzieję, że po zimowym okresie przygotowawczym zawodnik wróci do dawnej dyspozycji. Umiejętności, co pokazał w meczach z Belgami, na pewno ma spore.
W lipcu w przeddzień meczu z Legią Warszawa, Widzew Łódź zakontraktował nowego zawodnika. Lewon Hajrapetjan, bo o nim mowa, od 2011 roku występował w T-Mobile Ekstraklasie. Przez ostatnie sezony zawodnik reprezentował barwy Lechii Gdańsk, dla której rozegrał 38 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wcześniej był piłkarzem m.in. Hamburger SV.
Hajrapetjan trafił do Widzewa po półrocznym bezrobociu, na którym wylądował po odejściu z Lechii Gdańsk. W rundzie jesiennej zagrał w 9 spotkaniach I drużyny Widzewa, ale po raz ostatni 20 października w meczu z Wisłą Kraków (0:3), w którym po jego błędzie Biała Gwiazda zdobyła gola na 2:0. 25 listopada został przesunięty do drużyny rezerw.
W grudniu reprezentant Armenii rozwiązał kontrakt z klubem za porozumieniem stron.
28-letni piłkarz z Ghany do Podbeskidzia Bielsko-Biała trafił z trzecioligowego LZS-u Piotrówka. Wcześniej z transferu tego zawodnika zrezygnował Piast Gliwice. Nominalny obrońca, w rundzie jesiennej minionego sezonu zdobył dla LZS-u 7 goli w 14 meczach i był najskuteczniejszym strzelcem zespołu.
W zespole Górali Kwame praktycznie niczym się jednak nie popisał. Nie potrafił przebić się też do podstawowego składu Podbeskidzia.
Ladislav Rybansky to wychowanek Spartaka Trnava, który ostatnio występował w lidze węgierskiej w barwach Diosgyori VTK. Słowak ma bardzo dobre warunki fizyczne - mierzy 193 cm wzrostu. Z Podbeskidziem związał się dwuletnią umową z opcją przedłużenia o kolejny rok. Już teraz wszyscy w klubie wiedzą, jak wielki popełnili błąd, bowiem... Rybansky nie potrafi łapać piłki tylko praktycznie ją odbija. Na początku sezonu musiał bronić, bowiem kontuzjowany był Richard Zajac. Gdy tylko ten wrócił do zdrowia, Rybansky natychmiast odszedł w zapomnienie.
Dość specyficzne zdanie o tym tym "golkiperze" ma Grzegorz Szamotulski.
To dopiero wynalazek. Holenderski napastnik ćwiczył z niebiesko-czerwonymi przez około półtora miesiąca, aż w końcu działacze zdecydowali się na jego zatrudnienie. Ma być lekiem na problemy gliwiczan w ataku, które się pojawiły po odejściu Marcina Robaka. John ma bogatą karierę piłkarską, w swoim CV takie pozycje jak FC Twente, NEC Nijmegen czy przede wszystkim Fulham Londyn. W barwach angielskiego zespołu zdobył w Premier League w sezonie 2005/2006 jedenaście goli w 35 meczach. 27-latek jednak od kilku lat nie mógł nigdzie dłużej zagrzać miejsca i plątał się po różnych klubach. Teraz już wiadomo dlaczego tak było. W Gliwicach to totalny niewypał.
Po swoim pierwszym występie w lidze przeciwko Śląskowi Wrocław Collins John zszokował wszystkich swoją wypowiedzią. - Wydaje mi się, że oczekiwania ludzi wobec tego klubu są zbyt duże. Poprzedni sezon był pierwszym w ekstraklasie. Okay, skończyliśmy na czwartym miejscu, czasami tak się dzieje. Nie myślę jednak, że teraz w każdym sezonie musimy grać w europejskich pucharach. Uważam, że to nie jest realne. Wydaje mi się, że powinniśmy być zadowoleni jeżeli będziemy grać dobrze w piłkę i sezon zakończymy na wysokim miejscu w lidze. Nie sądzę, żeby Liga Europejska była realna. To już wysoki poziom. Gdybyśmy grali w Ekstraklasie pięć, sześć lat, ale w drugim sezonie? Jak można mówić o europejskich pucharach. Nie rozumiem tego - powiedział.
Po meczu ze Śląskiem dostał jeszcze szansę w starciu z Wisłą Kraków, gdzie na boisko wszedł w 83. minucie. Od 13 września w lidze już nie zagrał.
Kevin Lafrance jest środkowym obrońcą, który od 2008 roku był zawodnikiem czeskiego FK Banik Most. W tym czasie dwa sezony spędził na wypożyczeniach. Najpierw w Slavii Praga, a następnie w Viktorii Żiżkov. W ubiegłym sezonie zawodnik rozegrał 21 spotkań w drugiej lidze i zdobył w nich pięć goli dla Banika Most. Podpisał umowę do końca rundy jesiennej z opcją przedłużenia na kolejne półtora roku. Jest reprezentantem Haiti.
Lafrance odkąd pojawił się w Łodzi, zagrał w każdym meczu, w którym mógł zagrać. W wyjściowym składzie stawiał na niego i były trener Widzewa Radosław Mroczkowski, i obecny szkoleniowiec Rafał Pawlak. W 11 występach zdobył 2 bramki i strzelił aż 3 samobóje.
Pod koniec listopada Lafrance został przesunięty do zespołu rezerw. Trzy "swojaki" mówią same za siebie.
W ostatnich dniach okienka transferowego na Okrzei przybył Tiago Andre Coelho Lopes, znany bardziej jako "Rabiola". Portugalczyk występuje na pozycji napastnika i ma 24 lata. Do Piasta trafił na zasadzie rocznego wypożyczenia z SC Bragi.
W swoim piłkarskim CV "Rabiola" ma przede wszystkim wpisane FC Porto. W sezonie 2008/2009 zagrał w dwóch spotkaniach portugalskiego giganta. Pierwsze kroki stawiał jednak w Brito SC, a prawdziwą szansę na zaprezentowanie się na najwyższym poziomie dostał w Vitorii Guimaraes. Ostatnim jego klubem była Braga. Napastnik grał również w młodzieżowych reprezentacjach swojego kraju - U-19 oraz U-21.
CV całkiem ciekawe, budzące spore nadzieje, ale... Ten piłkarz, jak już zaczął grać, to w nieprawdopodobny sposób marnował wyśmienite okazje. Gdy już wydawało się, że nie ma możliwości, aby piłka nie wpadła do siatki, to zawsze coś stawało mu na przeszkodzie. - Rabiola to jest bardzo dobry piłkarz. Jestem przekonany, że on Piastowi jeszcze pomoże i niejednokrotnie będziemy o nim mówili w samych superlatywach. Nie przepracował jednak okresu przygotowawczego. Gra Piasta bardzo polega na motoryce, na bieganiu. Jeżeli w tym elemencie ktoś jest słabszy, to naprawdę ciężko mu grać. Wymagamy od zawodników przemieszania się po boisku w określonym schemacie. Powiem szczerze, że to jest problem Rabioli. Umiejętności stricte piłkarskie on ma ogromne. Jesteśmy przekonani, że jak trochę z nami popracuje, to będzie ogromnym wzmocnieniem - mówi Marcin Brosz, trener gliwiczan.
Czy po przerwie zimowej ten zawodnik zacznie w końcu trafiać do siatki rywala?
Temu transferowi od początku towarzyszyły kontrowersje. Wiślak jest synem byłego bramkarza reprezentacji RFN Dietera Burdenskiego. A ten jest znajomym trenera Wisły Kraków, Franciszka Smudy.
Burdenski urodził się w Bremie, gdzie grał m.in. w młodzieżowych zespołach Werderu. Później był zawodnikiem klubów FC Oberneuland, VfB Oldenburg, a ostatnio w 1. FC Magdeburg (czwarta klasa rozgrywkowa w Niemczech).
W Wiśle jesienią zagrał kilkadziesiąt sekund w T-Mobile Ekstraklasie w spotkaniu 2. kolejki w Kielcach z Koroną. Poza tym dostał kilka minut w Pucharze Polski oraz grywał ochłapy w spotkaniach rezerw. Od listopada na boisku już się nie pojawiał.
Kapitan Hapoelu Beer Szewa związał się z wrocławskim klubem trzyletnią umową. Gavish występuje na pozycji środkowego obrońcy. Pochodzi z Izraela, ale ma również paszport rumuński. Przez ostatnie trzy lata bronił barw Hapoel Beer Sheva, w którym pełnił funkcję kapitana. Na koncie ma także występy w młodzieżowych reprezentacjach Izraela. - Miejmy nadzieję, że Gavish będzie wzmocnieniem Śląska. Jest to solidny obrońca. Jak to z defensorami, ta solidność jest ważniejsza niż jakieś wybitne dwie cechy. On jest jeszcze piłkarzem na dorobku. Tak można mówić o zawodnikach tym bardziej z formacji obronnych, że doświadczenie jest dla nich bardziej ważne niż potencjał. Myślę, że on już swoje błędy w życiu popełnił, zresztą jak każdy. Śląsk Wrocław to dla niego nowe wyzwanie. W Hapoelu Beer Sheva był wychowankiem, kilka lat tam trenował. Może to wpływało na brak jego motywacji. Myślę, że tutaj, w obliczu nowych wyzwań, zrobi kolejny postęp i będzie jeszcze lepszy - wyjaśniał w sierpniu rozmowie z portalem SportoweFakty.pl piłkarski ekspert stacji NC+, Remigiusz Jezierski.
Gavish, nawet gdy w Śląsku był poważny problem z obrońcami, zazwyczaj zajmował miejsce na ławce rezerwowych. W sumie zagrał jedynie 550 minut. Mniej na boisku spędzili tylko Amir Spahić, Jakub Więzik i Marcin Przybylski. Swoją grą nikogo nie zachwycił... - Dzisiaj nie ma winnych, choćby za zakontraktowania Odeda Gavisha, a chyba wszyscy widzą, że było to nieporozumienie. Chociaż z drugiej strony był to jedyny błędny transfer - mówił swego czasu na łamach wroclaw.pl Włodzimierz Patalas, sekretarz rady miejskiej we Wrocławiu.
Jest wychowankiem Portimonense. W latach 1999-2004 był związany z Benfiką Lizbona, w barwach której zadebiutował w portugalskiej ekstraklasie. Dwa kolejne sezony spędził w drugiej drużynie Sevilli, z której był wypożyczony do cypryjskiego Apollonu Limassol, a w 2006 roku na dłużej zakotwiczył na Cyprze, wiążąc się z APOEL-em Nikozja. Przez 7 lat był podstawowym graczem tej drużyny, zdobył z nią cztery mistrzostwa kraju. Ma na koncie 14 występów w Lidze Mistrzów i drugie tyle w kwalifikacjach do tych rozgrywek.
W Legii Warszawa miał być wielką gwiazdą, liderem środka pola. Zawiódł zupełnie, zazwyczaj przesiaduje na ławce rezerwowych. Nic nie daje swojemu zespołowi w ofensywie, a praktycznie za każdym razem gdy tylko pojawia się na boisku, jest niemiłosiernie krytykowany. Nikt w Warszawie chyba nie ma wątpliwości, że to spora porażka transferowa mistrza Polski.
Może nowy trener drużyny ze stolicy zdoła z niego coś wykrzesać?