W tym artykule dowiesz się o:
... że jest życie po Denissie Rakelsie
Jeśli ktoś mógł realnie zagrozić Nemanji Nikoliciowi w walce o tytuł króla strzelców, to tylko Deniss Rakels. Łotysz, który jesienią zdobył aż 15 bramek w 20 ligowych występach, w styczniu opuścił Cracovię na rzecz angielskiego Reading FC.
- On strzelił 30 procent naszych goli, więc nie powiem, że to stało się bezboleśnie. Jak się traci najlepszego strzelca drużyny, to nie da się tego załatać w parę tygodni - mówił trener Jacek Zieliński.
Tymczasem po meczu z Górnikiem Zabrze (3:0) kibice Cracovii mogli pytać: "Deniss? Jaki Deniss?". W inaugurującym rundę wiosenną spotkaniu Pasy grały z takim samym polotem i skutecznością jak w najlepszych jesiennych meczach i potwierdziły, że zaprogramowana na seryjne zdobywanie bramek maszyna, jaką jest zespół Jacka Zielińskiego i bez Rakelsa może utrzymać status najskuteczniejszej drużyny ligi. Tym razem łupem bramkowym podzielili się Bartosz Kapustka, Erik Jendrisek i Mateusz Cetnarski.
- Jest życie po Denissie, ale ja już mówiłem, że nie ma ludzi niezastąpionych - przypomina Mateusz Cetnarski. - Denissa nam brakuje i jako zawodnika, i jako człowieka, ale mamy dobry zespół. Gramy razem nie od wczoraj i to widać na boisku - dodaje Erik Jendrisek.
W 22 dotychczasowych meczach Cracovia zdobył aż 47 bramek. To już więcej niż w ośmiu z 10 ostatnich sezonów w Ekstraklasie, a niemal tyle samo co w ubiegłej kampanii (50) i w edycji 2006/2007 (48)!
... że "Żyleta" nie wybacza
O czym przekonał się Bartłomiej Drągowski. Nastoletni bramkarz Jagiellonii Białystok spodziewał się, że przy Łazienkowskiej 3 nie będzie mile witanym gościem, a przed wizytą w stolicy dolał jeszcze oliwy do ognia, ale rzeczywistość przeszła chyba jego najśmielsze oczekiwania.
Młody golkiper był lżony przez kibiców Legii przez całe spotkanie i choć zapewnia, że nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia, to Walentynki AD 2016 zapamięta do końca życia. Takiego przyjęcia nie miał jeszcze na żadnym stadionie w Polsce.
Czym Drągowski podpadł fanom Legii? Po rozegranym 20 maja minionego roku meczu 33. kolejki poprzedniego sezonu puściły mu nerwy i wykonał w kierunku trybun Stadionu Wojska Polskiego nieprzyzwoite gesty, za co Komisja Ligi Ekstraklasy SA nałożyła na niego grzywnę w wysokości 10 tys. zł - w realiach polskiej ligi to wysoka kara za niesportowe zachowanie.
... że 2:0 to parszywy wynik
Czesław Michniewicz zwykł mawiać pół-żartem, pół-serio, że "prowadzenie 2:0 to parszywy wynik", ale teraz w starciu z jego Pogonią Szczecin na własnej skórze przekonała się o tym Korona Kielce. Do przerwy kończącego 22. kolejkę spotkania złocisto-krwiści wygrywali w Szczecinie z gospodarzami 2:0, by ostatecznie przegrać 2:3.
- Niezbędna była wiara, że można strzelić trzy gole w 45 minut. Podziałało. Powiedziałem w szatni, że jak mamy przegrać, to nie w takim stylu - zdradził trener Michniewicz.
Zwycięstwo dedykujemy dla naszych kibiców,nie było im dziś łatwo kibicować kiedy leje deszcz i jednocześnie przeciwnik, szacunek wielki
— Czesław Michniewicz (@czesmich) luty 15, 2016
Takie powroty z zaświatów nie są rzadkością w polskiej Ekstraklasie, ale akurat kibice Pogoni czekali na taki mecz aż 21 lat! Po raz ostatni Portowcom udało się wygrać spotkanie, w którym przegrywali 0:2, w marcu 1995 roku. Szczecinianie w takich okolicznościach ograli wówczas Lecha Poznań.
... że wielkość ma znaczenie
Wielkość drużyny w tym wypadku. Dopóki Podbeskidzie Bielsko-Biała grało przeciwko Lechii Gdańsk w jedenastoosobowym składzie, to o ile nie było dla niej równorzędnym rywalem, to przynajmniej dzielnie się broniło. Gdy jednak tuż przed przerwą czerwone kartki otrzymali Kohei Kato i Marek Sokołowski, po zmianie stron biało-zieloni urządzili sobie polowanie na gole i skończyli dopiero na piątym trafieniu.
Trener Robert Podoliński nie byłby jednak sobą, gdyby nie zaklinał rzeczywistości. Choć Kato i Sokołowski zasłużyli na wykluczenia z gry, opiekun Górali miał pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie.
- Niektórzy biorą pieniądze za pracę i muszą ponosić konsekwencje swojego zachowania - mówił po meczu. Otóż to.
... że bez Pawła Brożka ani rusz
Meczem ze Śląskiem Wrocław (0:1) piłkarze Wisły Kraków ustanowili nowy niechlubny rekord klubu pod względem kolejnych porażek - ta z WKS-em była już szóstą z rzędu Białej Gwiazdy.
Po 16. kolejce Wisła zajmowała 5. miejsce w tabeli Ekstraklasy z czterema punktami straty do ligowego podium, ale w 17. serii spotkań wiślacy ulegli przed własną publicznością Cracovii (1:2), a poderbowa porażka odbija im się czkawką do dzisiaj. Po derbach Biała Gwiazda przegrała kolejno z Lechem Poznań (0:2), Legią Warszawa (0:2), Lechią Gdańsk (0:2), Pogonią Szczecin (0:1) i teraz ze Śląskiem (0:1). Tak czarnej serii Wisła nie miała nawet, gdy w sezonach 1963/1964 i 1984/1985 spadała z Ekstraklasy.
Mało tego, w pięciu ostatnich spotkaniach krakowianie nie strzelili ani jednego gola i tylko jeden mecz bez zdobytej bramki dzieli ich od wyrównania klubowego rekordu pod tym względem. Nie jest przypadkiem, że strzelecka niemoc Wisły zbiegła się w czasie z absencją Pawła Brożka. Autorem ostatniej bramki dla Białej Gwiazdy, tej w przegranych 1:2 derbach z Cracovią, był właśnie "Brozio". W kolejnym meczu z Lechem z powodu kontuzji opuścił boisko już w 7. minucie, a w czterech następnych z Legią, Lechią, Pogonią i Śląskiem nie zagrał.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: Popis Messiego na treningu
Źródło: WP SportoweFakty