W tym artykule dowiesz się o:
Podał tlen
Jakub Wrąbel: 7. Trzy razy musiał wyciągnąć piłkę z bramki, a i tak dostał najwyższą notę spośród wszystkich Biało-Czerwonych, co wiele mówi o poziomie gry reprezentantów Polski. Przy żadnym z goli nie zawinił, a do tego wykonał kilka wysokiej klasy interwencji, którymi podawał kolegom tlen, ale ci nie potrafili tego wykorzystać. Za poprzednie występy był krytykowany, ale w spotkaniu z Anglią pokazał, że Józef Młynarczyk i Marcin Dorna nie mylili się, stawiając na niego. Gdyby tak tylko pozostali Polacy dostosowali się do poziomu Wrąbla...
(skala ocen: 1-10, wyjściowa: 6)
Kryminał
Tomasz Kędziora: 4. Najlepszy z bloku defensywnego, ale tylko dlatego, że jako jedyny z obrońców nie popełnił rażącego błędu, który skutkowałby stratą bramki. Marzył o zmierzeniu się z Anglikami i przekonał się, że do Premier League jeszcze "trochę" mu brakuje. Przegrywał pojedynki na skrzydle, a w ofensywie nie istniał.
Jan Bednarek: 2. Po pierwszej połowie zasłużył jeszcze na umiarkowane pochwały, bo radził sobie z Anglikami w swoim sektorze, ale po zmianie stron mocno spuścił z tonu, a między 79. a 82. minutą zupełnie odcięło mu prąd. Najpierw dostał żółtą kartkę za krytykę orzeczeń sędziego, a potem w prosty sposób dał się ograć Tammy'emu Abrahamowi i ratował się faulem, za który dostał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. A sprokurowany przez niego rzut karny na gola zamienił Lewis Baker.
Jarosław Jach: 3. W 6. minucie interweniował nieudanie po strzale Demaraia Graya i trącił piłkę głową, utrudniając interwencję będącemu już w powietrzu Jakubowi Wrąblowi. A całe nieszczęście zaczęło się od podjęcia złej decyzji, bo powinien przyjąć strzał na korpus. W 33. minucie, jak w meczu ze Szwecją, zgubił zawodnika przy rzucie rożnym i tylko świetna parada Wrąbla uratowała Polskę przed stratą gola. W drugiej połowie całkowicie pogubił się na boisku, choć ustrzegł się takich błędów jak przed przerwą.
Paweł Jaroszyński: 2. Już w pierwszej połowie Anglicy wzięli go na karuzelę i dwa razy aż wylądował na murawie. W 69. minucie popełnił boiskowy kryminał, tracąc piłkę na połowie rywali i pozwalając Anglikom na wyprowadzenie kontry, która dała rywalom gola na 2:0. O tym, że nic nie wniósł do gry w ataku, nawet nie trzeba już szerzej wspominać.
(skala ocen: 1-10, wyjściowa: 6)
Debiutant najlepszy
Przemysław Frankowski: 4. Anglicy objęli prowadzenie po jego błędzie, bo źle obliczył tor lotu piłki zagranej do Bena Chimwella i potem już nie dogonił rywala, który zaliczył asystę przy golu Demaraia Graya. W pierwszej połowie był klasycznym jeźdźcem bez głowy, którym rządził koń. Przebudził się dopiero w 71. minucie, kiedy było już 0:2. Najpierw przeprowadził udany rajd prawym skrzydłem, a po chwili efektownie przyjął piłkę, mijając rywala i uderzył tuż obok bramki Jordana Pickforda. Animuszu i pomysłu starczyło mu jednak na te kilkadziesiąt sekund.
Karol Linetty: 3. "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?". O ile w pierwszych meczach starał się być liderem drugiej linii Biało-Czerwonych, to tym razem zagrał, mówiąc dyplomatycznie, bardzo dyskretnie. Gra go omijała, ale na swoje szczęście uniknął wpadek, które przypomniałyby o jego obecności na boisku. Ktokolwiek, może oprócz Pawła Dawidowicza, zagrałby zamiast niego, efekt pewnie byłby taki sam.
Radosław Murawski: 5. Jego występ to jedyny pozytyw. Niby, według pijarowców z PZPN, Paweł Dawidowicz zagrał przeciwko Szwecji lepiej niż przyzwoicie, ale okazało się, że trener Marcin Dorna miał jednak inne zdanie i tym razem zaufał kapitanowi Piasta Gliwice, który wcześniej nie rozegrał na turnieju ani minuty. Murawski prochu nie wymyślił, ale wprowadził do drugiej linii ogładę i spokój, nie był tak elektryczny i nieobliczalny jak bywał Dawidowicz, a był też zdecydowanie bardziej mobilny od swojego poprzednika. Choć z drugiej strony trzeba podkreślić, że gola na 0:1 straciliśmy po strzale sprzed pola karnego, gdzie powinien być albo on, albo Karol Linetty.
Łukasz Moneta: 3. Już po meczu ze Szwecją, w którym strzelił gola, pisaliśmy, że to nie jest zawodnik, którego należy pokazywać Europie i teraz potwierdził, że będzie miał szczęście, jeśli po spadku Ruchu Chorzów do Nice I ligi w ogóle znajdzie zatrudnienie w ekstraklasie. Przed przerwą był najsłabszy na boisku. Nie istniał ani w obronie, ani w ataku - był tylko jak treningowa tyczka do omijania. Marcin Dorna myślał podobnie i na drugą połowę Moneta już nie wyszedł.
(skala ocen: 1-10, wyjściowa: 6)
Bez armat
Dawid Kownacki: 4. Znów, podobnie jak ze Szwecją, rozpierała go energia. Po szybkiej stracie bramki jako pierwszy dał sygnał do zrywu, ale nie był w stanie pociągnąć zespołu do ataku. W drugiej połowie zajął na skrzydle miejsce Łukasza Monety i gasł w oczach. Udział w meczu zakończył przedwcześnie z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego. Ani razu nie zagroził bramce Jordana Pickforda.
Krzysztof Piątek: 3. Po meczu ze Słowacją głosił, że jest rozczarowany, iż nie zagrał od początku. W spotkaniu ze Szwecją dał niezłą zmianę, więc tym razem Marcin Dorna dał mu szansę od pierwszego gwizdka i... nic z tego nie wyszło. W kierunku bramki rywali uderzył tylko raz i to niecelnie. Nawet nie miał okazji, którą mógłby - jak ma w zwyczaju - zmarnować.
(skala ocen: 1-10, wyjściowa: 6)
Zmiennicy bez błysku
Patryk Lipski: 3. W przerwie zmienił najsłabszego w polskim zespole Łukasza Monetę i wcale nie zagrał lepiej od byłego kolegi z Ruchu Chorzów. Nie pokazał nic, ale też nie popełnił żadnego rażącego błędu.
Jarosław Niezgoda: 3. Dostał od trenera Marcina Dorny pół godziny, ale tym razem ani razu nie zagroził rywalom. Odbijał się od Anglików jak od ściany.
Mariusz Stępiński: grał zbyt krótko, by go ocenić. Po dwóch przeciętnych występach został zdegradowany i z lidera stał się ostatnim zmiennikiem. Nie wniósł nic do gry Biało-Czerwonych.