W tym artykule dowiesz się o:
W Kopenhadze skapitulował aż cztery razy, ale tak naprawdę winić można go jedynie za stratę gola na 0:3, kiedy wybił piłkę wprost pod nogi Nicolaia Jorgensena, który skwapliwie skorzystał z prezentu.
- Nie ma co się tłumaczyć, piłkę wybiłem w złym kierunku, w najgorszym z możliwych, bo przed siebie. Zostałem za to skarcony - przyznał po meczu sam reprezentant Polski.
Duńczycy strzelali na Parken jak do kaczek i trudno obarczać Fabiańskiego dużą częścią winy za drugą najwyższą porażkę Biało-Czerwonych w meczu o punkty. Chluby mu to nie przynosi i o wizycie w Kopenhadze nie będzie opowiadał wnukom, ale w piątek nie wydarzyło się nic, co miałoby sprawić, że przeciwko Kazachstanowi Adam Nawałka postawi na Wojciecha Szczęsnego.
Z powodu problemów żołądkowych występ w spotkaniu z Danią (0:4) zakończył już w 34. minucie. Gdy opuszczał plac gry, Biało-Czerwoni przegrywali tylko 0:1, a po jego zejściu nie byli w stanie przeciwstawić się rywalom. Thiago Cionek, który zastąpił Piszczka, nie podołał zadaniu.
ZOBACZ WIDEO Adam Nawałka: Dobrze, że gramy szybko. Nie ma czasu na rozmyślanie
Na szczęście 32-latek jest już zdrowy i będzie do dyspozycji selekcjonera na mecz z Kazachstanem. A zdrowy Piszczek ma pewne miejsce w wyjściowym składzie drużyny narodowej na spotkania o stawkę. Bartosz Bereszyński i Tomasz Kędziora muszą uzbroić się w cierpliwość.
Na pewno był jednym z antybohaterów piątkowego meczu w Kopenhadze, ale to nie znaczy, że powinien stracić miejsce w składzie. Po pierwsze, reprezentacji Polski nie stać na to, by rezygnować z obrońcy takiego formatu jak Glik. Nawet na jedno spotkanie o punkty. Po drugie, kim byłby Adam Nawałka, gdyby po jednym słabym meczu wywracał do góry wyjściowy skład Biało-Czerwonych? Jedynie niestabilnym frustratem.
W Kopenhadze zagrał najgorzej spośród wszystkich naszych obrońców. Niestety, zaprezentował się w kadrze tak, jak grał od początku sezonu w barwach Legii Warszawa. Adam Nawałka jednak nie rozbije duetu środowych obrońców, który od końca el. Euro 2016 jest jedną z wizytówek kadry.
Po meczu z Danią nie brak było głosów mówiących, że selekcjoner powinien oszczędzić legioniście występu przeciwko Kazachstanowi, by nie narażać go na szyderę ze strony kibiców. To błędne myślenie, ponieważ Pazdan cieszy się tak dużym szacunkiem u fanów reprezentacji Polski, że ci nie odwrócą się od niego po jednym słabym meczu. Po drugie, czasy szydzenia trybun z drużyny narodowej minęły (miejmy nadzieję, że bezpowrotnie) w trakcie el. Euro 2016.
Adam Nawałka nie jest mściwy, ale nie wszyscy reprezentanci dostaną szansę na rehabilitację. Przeciwko Kazachstanowi nie wystąpi Artur Jędrzejczyk, który w Kopenhadze zagrał równie słabo co Pazdan. Nie będzie to jednak nerwowa reakcja selekcjonera i wskazanie palcem winnego piątkowej porażki.
Po prostu Maciej Rybus wrócił do regularnej gry w drużynie klubowej, a przecież to on jest podstawowym lewym obrońcą kadry - o ile jest zdrowy albo nie zwiedza trybun stadionów Ligue 1. Przede wszystkim zaś Rybus jest zdecydowanie bardziej pomocny drużynie w ataku niż Jędrzejczyk, a w meczu z Kazachstanem Biało-Czerwoni będą potrzebowali na boku obrony bardziej trzeciego skrzydłowego niż trzeciego stopera.
W Danii był cieniem samego siebie. Negatywny wpływ na postawę Grosickiego miało zamieszanie związane z jego niepewną sytuacją klubową. Tuż przed zamknięciem letniego okna transferowego miał związać się z jednym z klubów Premier League, tymczasem w dniu meczu z Danią dowiedział się, że do stycznia będzie skazany an Hull City.
- Jestem rozczarowany, że nie zostały dotrzymane obietnice. To rozczarowanie we mnie siedzi, pewnie miało jakiś wpływ na moją postawę w Kopenhadze - przyznał 29-latek na łamach "Faktu".
Grosicki posypał głowę popiołem i przeciwko Kazachstanowi zagra z podwójną motywacją. A naładowane podwójnie "Turbo" może siać spustoszenie w kazachskiej defensywie. Zresztą, nie oszukujmy się: ani Maciej Makuszewski, ani Paweł Wszołek nie są w stanie dać kadrze tyle co Grosicki z głową wolną od myśli o kolejnym szalonym deadline day.
Na Parken nie przypominał siebie samego z pierwszej części eliminacji. Znów był tym samym Piotrem Zielińskim, który przed laty nie wykorzystywał szans, jakie dostawał od selekcjonerów. Pomocnik Napoli odebrał w piątek lekcję od Christiana Eriksena i zobaczył, ile naprawdę dzieli go jeszcze od zostania czołowym rozgrywającym Starego Kontynentu.
Duńczycy spuścili powietrze z Zielińskiego, dlatego poniedziałkowy mecz z Kazachstanem będzie doskonałą okazją do tego, by selekcjoner znów podpompował 23-latka. Zresztą kto miałby zagrać zamiast niego? Jedyną alternatywą jest Filip Starzyński.
Złośliwi mówią, że dopiero po połączeniu Krzysztofa Mączyńskiego z Piotrem Zielińskim Polska ma klasowego środkowego pomocnika. Legionista jest daleko od formy z el. Euro 2016 i samych mistrzostw, ale w Kopenhadze spisał się lepiej od Karola Linettego i w poniedziałek to on uzupełni Zielińskiego w środku pola.
Jeszcze kilka tygodni temu tęsknota za Grzegorzem Krychowiakiem wydawałaby się absurdalna, ale prawda jest taka, że już nie możemy doczekać się październikowych spotkań z Armenią i Czarnogórą, w których parę środkowych pomocników stworzą odrodzony Krychowiak i Zieliński.
Były kapitan reprezentacji Polski powoli staje się zawodnikiem, który prochu nie wymyśli, a jego największymi atutami są solidność, pracowitość i zrozumienie z Łukaszem Piszczkiem. Dzięki temu prawa strona reprezentacji Polski jest odpowiednio zagospodarowana zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Nawet jeśli Błaszczykowski nie jest już tym przebojowym skrzydłowym, co dawniej, to konfiguracje Łukasz Piszczek-Paweł Wszołek czy Łukasz Piszczek-Maciej Makuszewski nie wytrzymują porównania z dawnym dortmundzkim tandemem.
Zmiana ustawienia na 1-4-4-2 i powrót do wyjściowego składu Arkadiusza Milika to druga korekta "11" względem meczu z Danią. Napastnik Napoli po raz ostatni od pierwszego gwizdka w meczu kadry zagrał 8 października minionego roku w pierwszym spotkaniu z Danią (3:2), w trakcie którego doznał urazu kolana.
Pod nieobecność Milika Adam Nawałka sięgnął po ustawienie 1-4-2-3-1, które sprawdziło się w listopadowym meczu z Rumunią w Bukareszcie (3:0), marcowym spotkaniu z Czarnogórą w Podgoricy (2:1) i czerwcowym rewanżu z Rumunią w Warszawie (3:1), ale po kopenhaskim blamażu aż prosi się, by Polacy zrehabilitowali się w oczach kibiców, odnosząc spektakularne zwycięstwo z Kazachstanem. W tych okolicznościach powrót do rozwiązania z duetem Arkadiusz Milik - Robert Lewandowski, które w trakcie el. Euro 2016 uczyniło z reprezentacji Polski najskuteczniejszą drużynę Starego Kontynentu, wydaje się być rozsądnym pomysłem.
Duńczycy całkowicie zneutralizowali "Lewego", który we wcześniejszych meczach el. MŚ 2018 strzelał jak na zawołanie. W Kopenhadze dobiegła końca rekordowa seria kapitana - Lewandowski strzelił gola w każdym z siedmiu wcześniejszych spotkań o punkty reprezentacji. Takiej passy nie miał nikt przed nim, nawet Włodzimierz Lubański czy Grzegorz Lato.
Mecz z Kazachstanem może za to przejść do historii, jako ten, w którym Lewandowski pobił strzelecki rekord wszech czasów reprezentacji Polski. W tej chwili najskuteczniejszym Polakiem jest z 48 golami Lubański, ale "Lewy" ma na koncie 46 trafień. To dystans, który kapitan Biało-Czerwonych jest w stanie pokonać w poniedziałkowy wieczór. Tym bardziej że jest królem Stadionu Narodowego - na warszawskim obiekcie zdobył do tej pory już 18 bramek. To oczywiście rekordu stołecznego stadionu.