Wojciech Jabłoński: Masz obecnie 31 lat, zdobywałeś mistrzostwa i Puchary Polski. Już drugi sezon jesteś jednym z najskuteczniejszych graczy w lidze. Czujesz się zawodnikiem spełnionym?
Wojciech Zydroń: Czy spełnionym…moje skryte ambicje sportowe były takie (może nawet sfera marzeń od juniora), aby zagrać w Bundeslidze lub Asobal lidze. Marzenia czasem się spełniają, trzeba tylko w nie mocno wierzyć. Dlatego uważam, że jestem zawodnikiem póki co nie do końca spełnionym. Może nie jestem najmłodszym w lidze, ale wierze w to, co robię!
Nie miałeś nigdy ofert z zagranicy?
- Owszem miałem. Było to zaraz po tym, jak Wenta powołał mnie do kadry po turnieju w Szwajcarii. Później doznałem kontuzji kolana i na długo zniknąłem z parkietów piłki ręcznej. Potem również dostałem, propozycje, lecz nie były już tak konkretne jak ta pierwsza. Ostatnio dostałem telefon z kraju egzotycznego jak na piłkę ręczną, lecz wszystko rozważnie trzeba przemyśleć i nigdy nie mówić nigdy.
Zdradzisz może jakieś szczegóły tych ofert?
- Pierwsza z nich to miał być Grasshopper Zurich, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i zostałem w Vive. O tej nowej nie mogę na razie nic powiedzieć, bo rozmowy nadal trwają.
To zostańmy na chwilę przy wątku kieleckim. Przez kilka lat gry w Vive przeżywałeś prawdziwą huśtawkę nastrojów. Najpierw mistrzostwa kraju, gra w pierwszym składzie, powołanie do reprezentacji, potem kontuzja, gra w rezerwach i wreszcie wypożyczenie do Puław. Masz żal, że nie dano Ci więcej szans?
- Istotnie, w Vive moje granie to prawdziwa sinusoida formy fizycznej i psychicznej. Bywało różnie, jak to w życiu, raz lepiej raz gorzej. Począwszy od dobrej gry, która zaowocowała powołaniem do kadry, najpierw przez trenera Zajączkowskiego, później przez Wentę, skończywszy na karach i wycofaniu mnie do rezerw drużyny Vive, grającej w niższej lidze. Z resztą tej sytuacji nie chce głębiej komentować. Było minęło, może ktoś się z tym lepiej czuje, że nie gram już dla Vive. Temat Kielc jest dla mnie zamknięty. Zostałem z Vive wypożyczony do Puław. Taka była decyzja podobno trenerów. Widocznie tak miało być i tyle, ale w miarę szybko się otrzepałem, choć nie powiem, że nie przeżyłem jak mnie potraktowano. Najpierw podpisano ze mną kontrakt po rozmowie z trenerem, następnie po miesiącu stwierdzono, że jednak klub stawia na młodszych zawodników i zostałem wypożyczony. Teraz w Kielcach grają zawodnicy, których darzę wielkim szacunkiem za to, co robią dla polskiego handballu i życzę im wszystkiego dobrego i jak najlepszych występów dla miasta znad Sinicy.
Zostałeś odstawiony do rezerw. Ale w jednym z wywiadów powiedziałeś, że w rezerwach sam chciałeś grać, zamiast tylko trenować.
- Poprzednio istotnie tak mówiłem, że na moja prośbę, bo dostałem ultimatum: albo wypożyczenie do jakiegoś holenderskiego klubu, gra w rezerwach albo odejście całkowite z klubu. Gdy podjąłem decyzję o odejściu z klubu, powiedziano mi, że to nie będzie taki proste, bo musi znaleźć się ktoś, kto mnie wykupi. A wiedziałem, że na rynku jest ciężko o wykupienie akurat skrzydłowego, to podjąłem decyzje o grze do końca sezonu w rezerwach trenera Tomka Strząbały.
Więc jesteś w Puławach i wreszcie możesz grać. Dobrze Ci tam, czy czujesz pewien niedosyt, że nie grasz o wyższe cele?
- Od młodego marzyłem, aby zagrać dla Iskry. Teraz gram dla Azotów i dla tego klubu póki co moim zadaniem jest grać jak najlepiej. Po tym sezonie kończy mi się kontrakt z Vive i wypożyczenie do Azotów i dla jakiego klubu zagram, czas pokaże. Póki co w Puławach czuje się naprawdę dobrze.
Wspomniałem o celach, bo...nie czarujmy się, nikt w lidze nie jest w stanie realnie zagrozić Vive i Wiśle Płock. Myślisz, że to pozytywne zjawisko, że dwa najcenniejsze medale są już praktycznie rozdane, a reszta ligi bije się o brąz?
- No powiedzmy sobie szczerze, że w zasadzie pod każdym względem ekipy z Kielc i Płocka są póki co poza zasięgiem, natomiast istotnie, reszta ligi to drużyny, o których można powiedzieć, że prezentują zbliżone poziomy organizacyjno-sportowe. Stąd uważam, że walka o brąz może być zacięta.
A gdybyś dostał ofertę z Wisły Płock i możliwość walki o mistrzostwo?
- Jeśli dostałbym propozycję, na pewno bym ją rozważył. A jeśli wszystko byłoby w porządku, pewnie bym ja przyjął.
Wprawdzie odnieśliście w tym sezonie trzy zwycięstwa, ale chyba nie rozpieszczacie póki co grą swoich kibiców. Wygrywacie nieznacznie, ale ze słabszymi drużynami.
- Może nasza gra póki co nie zachwyca, lecz gramy w tym składzie stosunkowo krótko, więc nie można oczekiwać, że nagle będziemy grać "mistrzostwo świata". Musimy w Polsce nauczyć się cierpliwości w oczekiwaniu na sukces, dać sobie szansę, a przy wsparciu tego odpowiednią wiedzą trenerską i pracą na treningach wynik na pewno przyjdzie. Lecz na to trzeba czasu, natomiast na ocenę, czy to są słabe zespoły, z którymi na razie wygraliśmy przyjdzie czas po sezonie. Proszę zobaczyć, jak gra Nielba. Z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej, a Zabrze i Gdańsk na pewno niejednemu zespołowi napsują krwi. Każdemu przeciwnikowi należy się odpowiedni szacunek.
Jaka jest dla Ciebie krótsza droga, aby znów móc trafić do zespołu Wenty? Wyjazd za granicę i czekanie na powołanie, czy powrót do Kielc?
- Mam wrażenie, że mój czas minął w Kielcach. Natomiast nie będę się czarował, że pozycja na której ja biegam, w reprezentacji jest raczej mocno obstawiona i mimo, że znam swoją wartość, znam również swoje miejsce w szeregu. A trener Wenta raczej ma już graczy na tę pozycję, lecz gdybym dostał powołanie, czuł bym się mocno wyróżniony i na pewno bym nie odmówił.
Liczysz, że ewentualny transfer do tego egzotycznego kraju otworzy Ci drzwi do kariery za granicą, czy decydujące są kwestie finansowe?
- Jeśli mówimy o karierze za granicą, to nie chodzi tutaj o kwestie finansowe w głównej mierze, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle nie chodzi o finanse, lecz chciałbym się po prostu sprawdzić, zobaczyć jak to jest, czy się nadaję, poznać nowych ludzi, inne nowe obyczaje, poznać kulturę innych krajów i porównać piłkę ręczną tutaj w Polsce i gdzieś za granicą.
Czego potrzeba Wojciechowi Zydroniowi w tym sezonie, aby zaliczyć go do udanych?
- Ja wierze w końcowy sukces naszego zespołu, choć wiem jak daleka i ciężka do niego droga. A marzy mi się brązowy medal, choć w kolejce po niego stoi kilka zespołów. Wtedy zaliczę ten sezon do udanych.