MŚ w piłce ręcznej. Festiwal rzutów w Katowicach. Hitowe starcie dla Niemców

PAP / Zbigniew Meissner / Kai Hafner w akcji
PAP / Zbigniew Meissner / Kai Hafner w akcji

Sporo emocji kibicom zgromadzonym w katowickim Spodku przyniosło spotkanie reprezentacji Niemiec i Serbii. Z kolejnych dwóch punktów w mistrzostwach świata cieszyła się ekipa Alfreda Gislasona, która wygrała 34:33.

Już po ceremonii losowania grup stało się jasne, że starcie Niemców z Serbami może być jednym z najbardziej widowiskowych w pierwszej fazie mistrzostw świata. Nie było trzeba długo czekać, by zawodnicy obu reprezentacji pokazali, że te przewidywania były słuszne.

Obie ekipy zaczęły bardzo mocno i pierwsze minuty to był prawdziwy popis ofensywy. Spotkanie toczyło się w niezwykle szybkim tempie, a bramkarze nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Między słupkami stali vis a vis doskonale znani z zespołu mistrza Polski Vladimir Cupara i Andreas Wolff, ale żaden z nich nie zabłysnął. Dość powiedzieć, że obecny golkiper Industrii Kielce pierwszą piłkę odbił dopiero w dziesiątej minucie, a Cupara szybko został zmieniony przez Milana Bomstera. Ten spisywał się nieco lepiej, ale jego postawa nie miała większego wpływu boiskowe wydarzenia, bowiem Niemcy wypracowali nieznaczną przewagę.

Na domiar złego Serbowie od 22. minuty musieli sobie radzić bez było gracza Orlenu Wisły Płock Predraga Vejina, który ucierpiał w akcji obronnej i z dużym grymasem bólu i łzami w oczach przy pomocy sztabu medycznego opuścił parkiet.

Niemcy zdołali odskoczyć nawet na cztery trafienia i wydawało się, że są w stanie kontrolować wynik. Bogdan Radivojević robił jednak wszystko, by zmotywować swoją ekipę - w końcówce pierwszej połowy to on ciągnął zespół, rzucił trzy bramki i pobudzał fanów do głośnego wsparcia. Serbskim kibicom trudno się było jednak przebić przez doping kilkuset osób zza naszej zachodniej granicy.

ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą

Publiczność poniosła reprezentację Niemiec na początku drugiej części meczu. Co prawda Serbowie po wyjściu z szatni dwukrotnie zdołali zbliżyć się do rywali na jedno trafienie, ale nie potrafili postawić kropki nad "i". Szczypiorniści Alfreda Gislasona nie mieli z tym problemu, i gdy udało im się rzucić dwie bramki z rzędu, szybko poszli za ciosem i odskoczyli na pięć oczek.

Nerwowo zaczęło się robić jednak w końcówce - Serbowie kolejny raz rzucili się w pościg, zmniejszyli straty do dwóch goli, a Niemcy okrutnie męczyli się w ataku. Tym razem mieli jednak wsparcie bramkarza - z dobrej strony prezentował się Joel Birlehm. Szczypiorniści z Bałkanów cały czas mocno naciskali, na kilka sekund przed ostatnią syreną znów zbliżyli się na jedno trafienie, jednak na nic więcej nie starczyło im czasu. Z dwóch punktów cieszyli się Niemcy.

Niemcy - Serbia 34:33 (19:17)

Niemcy: Wolff (12 proc. - 2/17), Birlehm (32 proc. - 8/25) - Golla 6, Knorr 4, Koster 3, Mbengue, Weber 2, Groetzki 1, Hafner 4, Dahmke, Mertens 7, Ernst, Steinrt 3, Kohlbacher 4, Drux, Witzke.

Serbia: Cupara (11 proc. - 2/19), Bomastar (23 proc. - 5/22) - Vorkapić, Borzas 1, Abutović, Radivojević 5, Ilić N. 5, Pechmalbec 3, Ilić V., Vejin, Kukić 7, Marsenić 2, Orbović 5, Milosavljević 2, Dodić 1, Dordić 2.

MVP: Johannes Golla

Czytaj też:
"Leją nas prawie zawsze". Eksperci komentują porażkę Biało-Czerwonych
Polacy rozbici przez Słoweńców na mistrzostwach świata. Zobacz skrót meczu

Komentarze (0)