Akademicka rzeźnia - relacja z meczu AZS Politechnika Radomska - AZS AWF Biała Podlaska

Nie tylko pot i łzy, ale i krew lała się w sobotni wieczór strumieniami w hali Politechniki Radomskiej. Sąsiadom z dolnych rejonów ligowej tabeli tak bardzo zależało na tym, żeby udowodnić swoją wyższość nad przeciwnikiem, że sięgali po wszystkie możliwe środki. I to nie zawsze dozwolone.

Jeszcze kilkadziesiąt godzin przed spotkaniem akademicy z Radomia postanowili przeprowadzić dość nietypową akcję promocyjną. Nie dość, że miasto zostało oblepione plakatami informującymi o spotkaniu, to za pomocą maili i wiadomości rozsyłanych SMS-ami szczypiorniści zachęcali wszystkich do przybycia na spotkanie i wsparcie ich w batalii z AWF-em Biała Podlaska. W końcu sobotni bój miał nie tylko dać odpowiedź na pytanie, który z akademickich pierwszoligowców jest w tej chwili mocniejszy, ale pomóc w przełamaniu feralnej serii trzech porażek z rzędu. Akcja przyniosła powodzenie, bowiem w hali stawiło się więcej osób niż bywało to w poprzednich meczach.

Obecność licznej grupy kibiców sprawiła, że radomianie od początku meczu chcieli pokazać wszystkie swoje atuty. Strzelecki festiwal rozpoczął Paweł Świeca. Przez kolejne cztery minuty fani szczypiorniaka obserwowali popisy bramkarzy Łukasza Kowalskiego i Sebastiana Michalczuka z drugiej strony boiska. Obydwaj bronili jak w transie, chociaż było wręcz pewne, że przy takiej liczbie rzutów, jaką częstowali ich snajperzy przeciwnych drużyn, jeden z nich musi w końcu pęknąć. Pierwszy skapitulował bramkarz gości. Kowalski tymczasem zbijał piłki jak w transie, osiągając ponad 60-procentową skuteczność obron. - Nigdy nie liczę udanych interwencji. Po prostu liczy się nasza dobra gra, zwycięstwa i zadowolenie z tego, że ciężka praca przynosi efekty - podkreślił po spotkaniu bramkarz.

Zapewne jego osiągnięcie nie byłoby tak efektowne, gdyby nie postawa zawodników obrony. A o tym, że rywale nie patyczkowali się, gdy chcieli przeprowadzić skuteczną akcję, niech świadczy fakt, że w końcówce pierwszej połowy spotkanie zakończyło się dla Michała Kality, który opuścił halę w strumieniach krwi sączących się z rozbitej głowy, a Grzegorz Mroczek przez najbliższe dni będzie mógł pochwalić się siniakiem pod okiem.

Podrażnieni takim obrotem sprawy radomianie postanowili w drugiej połowie szybko rozprawić się z rywalami i pozbawić ich złudzeń na możliwość wywalczenia chociażby punktu. Zrobili to na tyle skutecznie, że przez 25 minut dali rzucić rywalom tylko dwie bramki, sami zdobywając ich w tym czasie 15. Jak natchniony do bramki strzeżonej przez Michalczuka, a potem Tomasza Filipiaka trafiał Paweł Świeca.

W końcowych fragmentach spotkania trener Karol Drabik zdecydował się na wpuszczenie na parkiet debiutantów Rafała Janasza i Artura Rurarza. Co ciekawe, każdy z nich zdobył swoje pierwsze bramki w sezonie. - Dzięki temu, może wszyscy się przełamiemy i zapomnimy o demonach z poprzednich meczów, w których przegrywaliśmy - podkreślił Kowalski.

AZS Politechnika Radomska - AZS AWF Biała Podlaska 32:15 (14:9)

AZS Politechnika: Kowalski, Skowron - Świeca 7, Mroczek 6, Cupryś 5, P. Misiewicz 4, Kulik 4, Janasz 2, Rurarz 2, Kalita 1, Guzik, Sieczka, K. Misiewicz, Przykuta.

AZS AWF: Michalczuk, Filipiak - Dębowczyk 4, Pezda 4, Kożuchowski 2, Deszczyński 2, Morąg 1, Kieruczenko 1, Kirylov 1, Antolak, Staropiętka, Fryc, Frańczuk.

Źródło artykułu: