Mateusz Kołodziej: Jeden punkt wywalczony na parkietach dwóch mocarzy europejskiego szczypiorniaka można chyba rozpatrywać w kategorii sukcesu?
Paweł Piwko: Przed tymi spotkaniami na pewno ten punkt wzięlibyśmy w ciemno i ogłosili sukces. Nie ulega wątpliwości, że graliśmy z czołowymi europejskimi klubami, a my dopiero do tej elity wchodzimy. Wywalczyliśmy jeden punkt, z którego należy się cieszyć, choć moim zdaniem można było się pokusić jeszcze o coś więcej.
Zdecydowanie więcej trudności sprawiło wam spotkanie na Węgrzech. Co według Ciebie różniło te dwa mecze?
- W przekroju przede wszystkim pierwszego meczu w Karlsruhe można było pokusić się nawet o dwa punkty. Dlatego po spotkaniu był pewien niedosyt, bo mogliśmy nawet wygrać. Natomiast w Veszprem był to zdecydowanie inny mecz. Na dzień dzisiejszy drużyna MKB jest jeszcze po za naszym zasięgiem, chociaż przy mądrzejszej grze i przede wszystkim bardziej skutecznej była szansa napędzić gospodarzom dużo większego strachu.
Po spotkaniu z niemieckimi "Lwami" mówiło się nawet, że gospodarze po prostu was zlekceważyli.
- Powiem tak. Jeżeli rzeczywiście nas zlekceważyli, to jest to ich problem, bo mają w tej chwili na swoim koncie jeden punkt mniej. Mnie osobiście ich podejście do nas szczególnie nie interesuje. Interesuje mnie to, jak my do tego podchodzimy, co było dobrze, a co trzeba jeszcze poprawić. Jeżeli oni nas zlekceważyli, to dla nas jest to już nauka, aby tego samego nie zrobić na naszych ligowych parkietach.
Kolejne dwa spotkania w Champions League zagracie w Kielcach. Wydaje się, że w przypadku wygranych z Bośnią Sarajevo i Chambery awans do TOP16 będzie na wyciągnięci ręki.
- Zgadzam się, że w przypadku tych wygranych nasza szansa na wyjście z grupy znacznie wzrośnie. Nie zapominajmy jednak, że to są mistrzowie swoich krajów, że grają bardzo dobrą piłkę ręczną. To nie są jacyś europejscy nowicjusze. W tych meczach może się wszystko wydarzyć. My na pewno mamy za sobą atut własnego parkietu więc teoretycznie powinniśmy mieć łatwiej. Natomiast nikt tu nie przyjedzie się położyć i dać nam za darmo dwóch punktów. Wszystko trzeba wywalczyć.
Przed wami kolejne spotkanie ligowe. Przeskok z Ligi Mistrzów do polskiej ligi, gdzie rywale poziomem znacznie odbiegają od najlepszych europejskich drużyn jest chyba ogromny?
- Poziom rzeczywiście jest znacznie inny. Myślę, że my jednak problemu z tym na razie nie mamy. Pokazują to z resztą wyniki. Do tej pory żadna wpadka nam się nie przydarzyła. Tego przeskoku cały czas się uczymy, na razie dobrze nam to wychodzi, ale cały czas musimy być czujni, bo nigdy nie wiadomo kiedy ktoś się na nas bardzo mocno "przyczai".
W środę podejmujecie dziewiątą drużynę tabeli Piotrkowianina Piotrków Trybunalski. Czego można po tym spotkaniu się spodziewać?
- Trudno powiedzieć. Każdy mecz jest inny więc wszystko zależy od naszej dyspozycji. Jedyne co mogę gwarantować przed meczem to jest walka od 1 do 60 minuty i pełne zaangażowanie. Natomiast nie ma co ukrywać, że potencjały naszego klubu i zespołu z Piotrkowa są diametralnie różne, więc nie możemy liczyć na co innego niż nasze zwycięstwo.
To będzie dla was już piąty mecz w październiku, a w zanadrzu pozostało jeszcze sobotnie spotkanie w Olsztynie. Nie odczuwacie już na własnej skórze tempa narzuconego przez ten "maraton?
- Odczuwamy o tyle, że w zespole sporo osób jest poobijanych. Niektórzy zmagają się z jakimiś niegroźnymi urazami więc w jakimś stopniu jest to uciążliwe. Jesteśmy natomiast bardzo dobrze przygotowani. Wiedząc co nas czeka, solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy, a także już w czasie trwania sezonu. Z tego co pamiętam listopad będzie jeszcze cięższy, ale nikt na to nie narzeka.