Od początku było jasne, że awans do ćwierćfinału będzie graniczył z cudem. W rundzie wstępnej reprezentacja Polski kobiet pokonała Iranki i Japonki, ale przegrała z Niemkami. Z tego powodu praktycznie potrzebowała kompletu zwycięstw w kolejnej fazie, a tam czekały już m.in. Dunki.
Faworytki do końcowego triumfu walczą o mistrzostwo świata na własnym terenie. I dlatego piekielnie trudnym zadaniem było je pokonać, ale to już udało się Japonek. Niestety, Polki nie powtórzyły ich sukcesu i przegrały 22:32.
- Nie wychodziło nam dziś w ataku. Zabrakło wykończenia i dokładności. O ile w pierwszej połowie nadążałyśmy za rywalkami, w drugiej części Dania nas rozrzucała - wyznała Sylwia Matuszczyk cytowana przez oficjalną stronę ZPRP.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia
I to właśnie premierowa odsłona sprawiła, że Biało-Czerwone miały spore nadzieje na drugą. - Po pierwszej połowie wydawało mi się, że naprawdę możemy walczyć do końca, jak wcześniej. Niestety, czegoś jednak zabrakło. Jest mi bardzo, bardzo przykro - powiedziała zawiedziona szczypiornistka.
Matuszczyk bardzo zachwyciła się halą, na której rozgrywano to spotkanie. W końcu zgromadziło się na niej praktycznie 10 tysięcy kibiców z Danii, by wspierać swoje rodaczki.
- To było coś pięknego zagrać przy takiej publiczności i w takim meczu. Życzę naszej piłce ręcznej, żeby nasze hale jak najczęściej wyglądały tak samo - podkreśliła 31-latka.
Oczywiście to jeszcze nie koniec turnieju dla reprezentacji Polski. Przed nią spotkanie z Rumunkami, ale szans na awans ćwierćfinału już nie ma. - Zrobimy wszystko, żeby w poniedziałek wyjść z czystą głową na mecz z Rumunią. Mamy jeszcze jeden fajny mecz do zagrania i chcemy pokazać, że potrafimy dobrze grać w piłkę ręczną - zaznaczyła na zakończenie Matuszczyk.
Przeczytaj także:
Nadzieja prysła. Polki nie wyrzuciły faworyta z mistrzostw świata