Ostatni pojedynek 8. kolejki w ekstraklasie kobiet zapowiadał się dosyć emocjonująco, gdyż rudzianki w tym sezonie sprawiły swoim kibicom wiele radości, zajmując 3. lokatę w tabeli. Mimo tego lublinianki wyszły na parkiet praktycznie w rezerwowym składzie. Jak się później okazało, szkoleniowiec SPR-u chciał dać szansę pogrania młodszym, mniej doświadczonym zawodniczkom. Niestety rezerwy SPR-u nie pokazały się z najlepszej strony i w drugiej części spotkania trener zmuszony był wprowadzić doświadczone zawodniczki, by uratować wynik meczu. - To jest kolejny mecz, w którym powiem szczerze jestem bardzo zdenerwowany, bo kiedy jedna, druga czy trzecia zawodniczka dostaje szansę na to, żeby pokazać się z dobrej strony na boisku, to ja bym chciał, żeby ona mi pokazała nawet, gdy jej mecz nie wyjdzie, że ona chce i się stara. A ja zmuszony byłem w drugiej połowie wpuszczać starsze zawodniczki, żeby uratować to spotkanie. To gdzie jest reszta? Ja nie będę tutaj mówił nazwiskami - one muszą się nad tym porządnie zastanowić, bo jeżeli im pasuje siedzenie na ławce to raczej coś jest nie tak - nie ukrywał po meczu ogromnego zdenerwowania szkoleniowiec lublinianek, Grzegorz Gościśnki.
Rzeczywiście w pierwszej połowie spotkania, lubliniankom gra praktycznie się nie kleiła. Popełniały mnóstwo prostych błędów, z czego zawodniczki Zgody zdobywały łatwe bramki. Mimo uwag i mobilizacji ławy trenerskiej, piłkarki z Lublina, nie potrafiły efektywnie pociągnąć tego spotkania. - Chcę podkreślić, że to nie jest po raz pierwszy dałem szansę młodym piłkarkom. Miały okazję zagrać na kilku ostatnich turniejach, gdyż innym chciałem dać odpocząć. Nie chcę tutaj powiedzieć, że w zespole mamy wyłącznie kilka zawodniczek, które grają, kiedy jest ich ponad dwadzieścia - komentuje fakt Gościński.
Dopiero zmiana zawodniczek w drugiej części spotkania dała korzystne efekty. Na boisku pojawiły się doświadczone piłkarki, które biorąc ciężar gry na siebie od razu zdobyły taką przewagę, która ostatecznie pozwoliła ten mecz wygrać. - Nie chcę nawet wspominać meczu z Olkuszem, kiedy też musiałem wpuścić Sabinę Włodek, żeby podciągnęła te pięć czy sześć bramek, albo jak w tym przypadku w drugiej połowie będę zmuszony wpuszczać ograne zawodniczki, żebyśmy mogli coś ugrać? Niech reszta od początku weźmie ciężar gry na siebie i wtedy niech same o tym zadecydują - przykładowo dzisiaj też powinienem zespół zostawić i żeby do samego końca pociągnęły grę, a tutaj znowu doświadczone dziewczyny muszą wyciągać cały zespół, żeby nie przegrać - kończy swoją wypowiedź lubelski szkoleniowiec.