Powołanie 24-letniej Anny Jaszczuk do reprezentacji było niespodzianką, a sama zawodniczka kompletną niewiadomą. Skąd więc faks z zaproszeniem na zgrupowanie kadry, jaki dotarł do TuS Weibern 1920 e.V.? - Dostałem materiały z jej meczami i uznałem, że warto ją sprawdzić. Zdobywa dużo bramek, na pewno warto jej się bliżej przyjrzeć - wyjaśnia trener naszej kadry, Krzysztof Przybylski.
Sympatyczna rozgrywająca w koszulce z orłem na piersi zadebiutowała w spotkaniu z USA. Potem wystąpiła jeszcze w dwóch spotkaniach turnieju Pannon Cup z Ukrainą i Holandią. Przez długi czas umykała uwadze szkoleniowców, gdyż od 17 lat mieszka poza Polską. Z dobrej strony pokazała się jednak na parkietach 2. Bundesligi, co nie umknęło uwadze selekcjonera i w końcu dostała szansę debiutu. - Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa - komentuje zawodniczka. - Debiut w reprezentacji daje super uczucie. Jestem bardzo szczęśliwa, że dostałam szansę i że mogłam się pojawić na zgrupowaniu.
Rzecz jasna początki łatwe nie były. I choć z aklimatyzacją w szatni problemów nie było, to „schody” zaczęły się przy próbie wpasowania w drużynę na boisku. - Dziewczyny grają już razem kilka sezonów, dobrze się rozumieją. Ja musiałam się dopiero wpasować. Ale atmosfera jest naprawdę świetna! - zapewnia.
Jaszczuk urodziła się w 1985 roku w Świdnicy. Gdy miała 7 lat wyemigrowała do Belgii. Po ukończeniu 19. roku życia zmieniła klimat i wybrała słoneczną Italię. Pobyt we Włoszech trwał kilka lat, a obecnie rozgrywająca - mająca podwójne, polsko-belgijskie obywatelstwo - mieszka w Niemczech. - Nie znam polskiej ligi - nie kryje Jaszczuk. Szybko dodaje, że jej poziom musi być dobry, bo gra nowych koleżanek z reprezentacji przypadła jej do gustu. Zapytaliśmy więc, czy przyjęłaby ewentualną propozycję podpisania kontraktu z klubem naszej ekstraklasy? - Nigdy nie mówię nigdy. Gdyby ktoś zadzwonił to czemu nie? Wtedy przyjadę i zobaczę, czy warto - kończy Jaszczuk.